czwartek, 17 maja 2012

Niall


Ślad zostawiony po moim błyszczyku, naznaczył jego policzek .Przejechałam zmarzniętymi dłońmi po jego policzkach. Jego dłonie oplotły się wokół mojego pasa
-Pewnie znów wrócę do domu ze śladem twojego błyszczyku na policzkach. Kilka razy już tak wpadłem. Pamiętam jak matka zapytała mnie gdzie byłem. Po odpowiedzi, że z kumplami na browarze wybuchnęła głośnym śmiechem rzucając tylko"Od kiedy to twoi koledzy z osiedla używają malinowego błyszczyku" Zgasiła mnie wtedy, ale to nie było istotne.
-W takim razie co było? - zapytałam szepcząc do jego ucha, a w międzyczasie moje dłonie otulały jego policzki, czując na skórze delikatny męski zarost.
-Czułem cię na każdym centymetrze swojego ciała. Koszulka przesiąknęła twoimi perfumami, moja skóra jeszcze otulona była twoim dotykiem, a mieszający się zapach po szlugach zmieszał się z twoim oddechem. Wargi zatopione były w twoich pocałunkach. Sama widzisz jak mało istotnym elementem tego wszystkiego jest ślad twojego błyszczyku zostawiony na moim policzku.

Liam


Usiadłam sama w pierwszej ławce. Był sprawdzian, wszyscy siadali w ostatnich ławkach, aby móc ściągać. Miałam szczęście, bo na klasówce był temat, którego wykułam się na pamięć. Wiedziałam, że napisze test na piątkę. Nagle usłyszałam, lekkie szturchanie mojego krzesła. Odwróciłam się. Siedziałeś tam ty. Patrzyłam w twoje brązowe oczy, chociaż po wczorajszym miałam ochotę Cię zabić. 
-Co będzie w 1?
- Pff. Niech Ci twoja ukochana dziunia powie. 
- Ale, no weź. Dobrze wiesz, że to był tylko taki głupi zakład. Nie chciałem Cię zranić. 
- Hmm mogłeś o tym wcześniej pomyśleć. Bo ty nie wiesz, jak to jest być zakochanym i nigdy się nie dowiesz. 
- A jak już jestem zakochany?
- Wątpię. 
- A chcesz sie przekonać?
- No dawaj. 
Wstał, wyszedł z ławki. Podszedł do mnie i namiętnie pocałował nie zważając na patrzącego się nauczyciela, oraz kolegów. Odpłynęłam. Liczyło się tylko to co teraz. 
- Nadal uważasz, że nigdy zakochany nie byłem?
- Nie już nie.

Louis


- Widzisz ten nóż? - spytała, wyciągając narzędzie trzymane w dłoni, ku niemu. Nacięła delikatnie wnętrze swojej dłoni. Stał jak wmurowany, nie wiedząc o co chodzi.
 -Tak będzie płakać moje ciało z tęsknoty za twoim dotykiem. - wydukała, wskazując na sączące się kropelki krwi z jej dłoni. Nagle wybuchnęła spazmatycznym płaczem.
 -A tak będzie płakać moja dusza. - powiedziała. 
-Przykro mi kochanie, chociażbyś nie wiem co zrobiła, to koniec. Nie weźmiesz mnie na litość. - powiedział biorąc do dłoni kurtkę. 
-Zaczekaj! Pokażę ci jeszcze tylko jak będzie płakać moje serce! - krzyknęła. Zatrzymał się tuż przed drzwiami. Gwałtownym ruchem wbiła kuchenne ostrze w swoją klatkę piersiową.
-Właśnie tak. Będzie cichutko łkało, zwijając się z bólu, tam wewnątrz. - powiedziała osuwając się na ziemie.

Harry



Spojrzałeś mi w oczy. Byłeś cały blady, nerwowo przygryzałeś dolną wargę. Słyszałam jak szybko biło ci serce, niepojętym rytmem wygrywało tą niezrozumiałą melodię. Na zmianę zaciskałeś pięści, raz 
lewą, raz prawą. Drżałeś. A ja? A ja stałam totalnie bez uczuć, stałam i patrzyłam ci pusto w oczy, mimo iż moje serce rwało się ku twojemu postanowiłam nic nie pokazywać, w końcu wróciłeś tylko po to, żeby znów się mną zabawić. Kilkakrotnie chciałeś coś z siebie wydusić, ale za każdym razem zgaszałam cię lodowatym wzrokiem. Czułam jak się denerwujesz, jak niepewność opanowuje całe twoje ciało. Nie potrafiłeś nad nim zapanować. Kiedy wreszcie odzyskałeś siłę, delikatnie chwyciłeś moją dłoń. Drżałeś. Natychmiast ją wyrwałam i spojrzałam na ciebie jeszcze chłodniej. Cofnąłeś się o krok i spuściłeś wzrok. Obok stała ławka. Z pozoru zwykła, szara ławka, tylko z pozoru. Tak na prawdę kryła w sobie miliony historii, namiętnych pocałunków, romantycznych dialogów, kłótni, łez, przykrych słów. Jej blizny, blizna po każdym pojedynczym uczuciu. Te wyryte inicjały, napisy. W tym nasze blizny. Dlatego chciałeś się tu spotkać, prawda? Usiadłeś na tej ławce, subtelnym ruchem przejechałeś palcem po napisie, który wyryłeś zaraz po tym, jak mnie pierwszy raz pocałowałeś. Widziałam jak drżą ci usta, drżały zawsze, kiedy walczyłeś z uczuciami, kiedy cierpiałeś. Podeszłam do ciebie, usiadłam ci na kolana i wtuliłam się w twoje ramię. Tego mi brakowało. Czekałam na to tyle miesięcy, tyle długich, cholernie beznadziejnych miesięcy. Każdej nocy marzyłam o tym, byś wziął mnie w ramiona, każdej nocy kiedy wypłakiwałam kolejne łzy. Ty zabawiałeś się z coraz to nowszą panną, a ja cię tłumaczyłam, tłumaczyłam tym, że nie byłam wystarczająco dobra, że nie zasługiwałam na ciebie. Kochałam cię tak mocno ,nawet nie wiesz jak bardzo. Kiedy byłeś w szpitalu, byłam tam, przemknęłam po korytarzu, ale nie miałam wystarczająco siły ani odwagi by wejść tam do ciebie, zresztą na cholerę, moje odwiedziny i tak były ci niepotrzebne .Gdy widziałeś mnie na mieście, bądź gdy przyjeżdżałam do ciebie patrzyłeś na mnie jak na obcego człowieka, nie pamiętałeś mnie, mojej twarzy ,mojego uśmiechu, moich stęsknionych oczu, spragnionych warg. Nic. Pocałowałam cię delikatnie w policzek, po czym wstałam.
-Przepraszam,ale wybaczałam ci zbyt wiele razy, kochałam cię zbyt mocno i zbyt naiwnie. Teraz nauczyłam się żyć bez ciebie, nauczyłam się żyć bez ciągłego sprawdzania co u ciebie i z kim teraz kręcisz, nauczyłam się żyć bez tego wszystkiego. Poukładałam sobie życie na nowo i nie ma tam miejsca dla ciebie,żegnaj. - Chwyciłeś mnie wtedy za rękę i ze łzami w oczach zacząłeś krzyczeć, że mnie kochasz, że tęsknisz i że przepraszasz, ale wiesz co? Dla mnie to były już tylko puste słowa, słowa nie znaczące absolutnie nic. Ostatni raz pozwoliłam, by nasze wargi się złączyły. Ostatni raz spojrzałam na ciebie z miłością w oczach,ostatni raz.
- Nie odkładaj mnie na potem misiu, bo potem mnie już nie będzie, ja też mam uczucia, też mam serce. Niestety już nigdy nie będzie dla ciebie miejsca w moim życiu, bo nie jestem twoją zabawką. Koniec z tym rozumiesz? -Zakląłeś i z całą siłą uderzyłeś nogą w obok stojący śmietnik. Klękałeś, płakałeś, prosiłeś. Na nic, już cie nie kocham. Nie kocham tak jak kiedyś. Teraz miłość wymieszała się z nienawiścią. Chcesz żebym kochała cię nienawidząc równocześnie? Żebym obwiniała cię codziennie, codziennie wypominała to wszystko?  Tego chcesz? Kolejnych kłótni, wyzwisk? Nie,to koniec, mówię ostatni raz. 

Zayn


Był oryginalny, duże bluzy, ciągle słuchawki w uszach i bity które sam tworzył. Przystojnie wyglądał każdego dnia, co dzień lepsze perfumy, a na skinienie palcem mógł mieć każdą dziewczynę. Pewnie przez to wszystko, leciała na niego każda panienka. Każda się nim zachwycała, specjalnie przechodziła obok niego i udawała zabawną, żeby się mu przypodobać. Siedział pewnego dnia na ławce, pisząc coś na kartkach swojego zeszytu. Usiadłam na przeciwko, patrząc na niego spod daszka dużej czapki swojego kumpla. Nagle zadzwonił telefon 'kurwa, że też w takiej chwili', odrzuciłam połączenie i wróciłam do patrzenia na niego. Zajarzyłam, że pewnie pisze kolejny tekst piosenki. podniósł się i podszedł do mnie, zostawiając obok mnie zapisaną kartkę. Spojrzałam kątem oka, niepewnie biorąc ją do ręki. 'Uwielbiam kiedy na mnie patrzysz, pozwalam robić to tylko tobie, bo tylko twój wzrok kocham'.

Niall

Nasze drzewo i ławka. Po naszej kłótni, która była dotąd największą z naszych kłótni, myślałam, że już nie da się nic naprawić, że padło za dużo słów. Któregoś wieczora, poszłam do parku, siadła na naszej ławce koło naszego drzewa razem z przyjaciółką. Na drzewie wyryłam serce, a w nim nasze inicjały, napisałam że i tak będę cię kochać, na zawsze. Kilka dni potem przyszłam tu z powrotem, a na drzewie był nowy napis 'ja ciebie też będę kochał zawsze, księżniczko'.

Liam


On- największe ciacho w szkole. Mógł mieć każdą,gdyby tylko chciał. Brunet z brązowymi oczami i wyjątkowym charakterem. Lubił wypady z kumplami. 
Ona - szara myszka, chociaż na brak towarzystwa też nie mogła narzekać. Miała swoje przyjaciółki za które była gotowa oddać życie. Była spokojna. Wódka i papierosy były dla niej świństwem. Byli przyjaciółmi, chociaż i tak większość ludzi uważała, że są parą. Chodzili do tej samej szkoły wiec pogaduchy na przerwach, żarty i wspólne obiady były dla nich codziennością. Jednak ona zaczęła widzieć w nim coś więcej niż tylko kolegę. Znajdowała coraz więcej rzeczy, które ich łączyły, a znali się bardzo długo i wiele o sobie wiedzieli. Okazało się, że mają wiele wspólnego. Uwielbiała z nim pisać. Sądziła, że nie ma u niego szans, jako przyjaciółka owszem, ale nie jako dziewczyna. Nie wiedziała, że on myśli o niej tak samo często jak ona o nim. Pewnego dnia będąc u koleżanki postanowiły, że to ona zrobi ten pierwszy krok - w końcu do odważnych świat należy. Nie miała siły by dłużnej ukrywać co do niego czuje więc bez zastanowienia chwyciła za telefon. Napisała do niego, że od jakiegoś czasu jest dla niej kimś więcej niż tylko przyjacielem. Zrozumiał o co jej chodziło i odpisał, że też długo się nad tym zastanawiał, ale bał się odrzucenia. W tym dniu zostali parą. Był to najszczęśliwszy dzień w ich życiu.

środa, 16 maja 2012

Harry


Było jakoś koło pierwszej w nocy. Zadzwoniłam do niego, zaspanym głosem mówiąc by wymyślił imię dla dziecka. Przez chwilę nie mógł nic wykrztusić po czym powiedział. 
-Czemu ty płaczesz? I jakiego dziecka? Czy ja o czymś nie wiem?. 
Zmarszczyłam czoło robiąc dziwną minę po czym dodałam
-Tak. Nie wiesz o tym, że jestem zaspana i gram w simsy, idioto!.
Myślałam, że w tym momencie rozniesie mnie przez słuchawkę, drąc się i rzucając kurwami. Siedziałam przed komputerem śmiejąc się i faktycznie już płacząc - ze śmiechu. Uwielbiam dostarczać mu takich emocji w środku nocy.

Zayn


Szykowałam się do wyjscia z nim.Po 5 minutach napisał do mnie. 
"za 30 minut kochanie będe u Ciebie." więc zaczęłam się szybko szykować. Po chwili doszedł sms. "ups nie tutaj."
W ciągu chwili napisał "żartowałem."
Zrobiłam wielkie oczy, ale wyszykowałam się do końca i wyszlam. 
Szłam przez miasto. Nie przyjechał. Zobaczyłam naszych znajomych stali w kupce więc dołączyłam do nich. Czekali na niego. Wszyscy się mnie pytali "A ty nie z Zaynem? "
odparłam, że nie, a oni na to, że mówił im, że przyjdzie ze swoją dziewczyną. Zaśmiałam się. Po 15 minutach przyszedł, schowałam się za Maksa. Był z jakąś blond dziewczyną, nie widział mnie. Przedstawiała się każdemu "hej Perrie jestem." W pewnym momencie podeszła do mnie. Zacisnęłam pięść i walnęłam jej z całej siły w nos. Zrobił wielkie oczy i podbiegł do mnie i przytulił. Byłam zadowolona, że przytulił mnie, a nie ją, ale odepchnęłam go i pobiegłam do domu krzycząc do niego "Nienawidzę Cię."

Louis


Obudził ją sms. Napisał on. Uśmiech pojawił się na jej twarzy. Jednak znikał w chwili czytania wiadomości.
"słuchaj.. nie mogę tak dalej."
"ee.. co się dzieje? 
"ja.. ja już cię nie kocham! nigdy nie kochałem." 
Co? Po tym wszystkim co przeżyli on nie kocha ? Jak może? Przecież byli idealną parą. Każdy zazdrościł im tej 'miłości'. Planowali przyszłość. Chcieli zbudować biały dom, mieć psa i gromadkę dzieci. A on tak po prostu pisze, że jej nie kocha?! Wyłączyła telefon. Zawalił jej się świat. Wszystko co było dla niej najważniejsze straciło sens. I co teraz? Wyszła z domu cała zapłakana. Łzy spływały wraz z jej ciemnym tuszem. Szła trzęsąc się, nogi jej się uginały ale szła. Poszła w miejsce gdzie chodzili razem. Nad jezioro. Usiadła i przed jej oczami przewijały się wszystkie wspólne chwale. Pierwszy pocałunek. Pierwsze "kocham cię"
Nie wytrzymała. Wskoczyła do wody. Nie przeżyła. On tymczasem wysyłał jej sms "prima aprilis kochanie".

niedziela, 13 maja 2012

Louis



Mijały kolejne tygodnie naszej znajomości. Miesiąc. Dwa. Trzy. Pięć dni pracy, a w piątkowe popołudnie samolot i leciałam prosto do niego. Dwa dni i trzy noce pełne miłości, namiętności, bliskości, rozmów. Czasem zapada w jakiś dziwny smutek, błądzi gdzieś daleko myślami, gdzieś, gdzie ja nie mam wstępu. Jakaś część jego przeszłości nie chce oddać mi jego. Wiem, że on jasno określił warunki, że to, co jest między nami to tylko tak, tak, żeby przez chwilę nie być samemu. Sam powiedział "tylko nie mów kocham cię" bo to puste słowa. Można je powiedzieć i za chwilę wszystko odwołać a ktoś, kto w to uwierzy, zostaje ze złamanym sercem. Tylko on wiedział, jak bardzo ona go skrzwdziła, była jego pierwszą miłością, pierwszą kobietą, pierwszą. A ja? Cóż, ja myślałam, że to tak łatwo nie mówić, ale co mam zrobić, że kocham jego uśmiech, kocham jego brązowe  oczy, uwielbiam z nim rozmawiać i być z nim. Jak mam to wszystko pokazać, jak przekonać go, że warto ryzykować i pozwolić kochać siebie i pozwolić swojemu sercu znów oszaleć? Są wakacje i on już dawno zaplanował swój wyjazd gdzieś głęboko w góry na całe dwa tygodnie. Wyjeżdża już dziś i jak to zawsze w poniedziałek rano odprowadza mnie na samolot i nie zobaczę go przez dwa tygodnie. Doszliśmy do odprawy, dał mi buziaka jak zawsze i uśmiechnął się. Przytuliłam go i nie wytrzymałam, wyszeptałam najdelikatniej jak potrafiłam prosto do jego ucha "kocham Cię". Nie odpowiedział nic, jego oczy posmutniały, poszedł. "Ale ja głupia jestem" myślałam całą drogę, myślałam całe dwa tygodnie.Tam gdzie był, był kiepski zasięg, więc owszem, pisał jakieś smsy raz dziennie, co widział, gdzie był. Ani słowa o uczuciach. Nie wiedziałam, co  myśleć, co on myśli, ale przynajmniej już wie. To były potwornie długie dwa tygodnie i potwornie trudne, ale minęły. Ja wiem jedno, nie rzucam słów na wiatr i bardzo chcę z nim być, ale pytanie czy on chce tego samego ? 
Wrócił do domu i napisał do mnie "Będziesz w piątek jak zawsze?". 
"Tak" - odpisałam. W piątek wsiadłam w samolot i oczywiście całą drogę myślałam o nim. Tęskniłam. Tak bardzo chciałam, żeby to nie był ostatni weekend z nim. Przyleciałam dość późno, koło 23. 
- Chodźmy na spacer, taka piękna noc - powiedział.
Spacerowałyśmy ulicami Londynu, niebo pełne gwiazd. 
- Myślałam dużo przez te dwa tygodnie - zaczął - nie odzywałem się za dużo, ale ty też nie. - chciałam coś powiedzieć, ale stanął na przeciwko i położył mi palec na ustach - te dwa tygodnie uświadomiły mi, że bardzo mi na tobie zależy, że brakuje mi ciebie w tych górach.- zamilkł, patrzył na mnie i miał łzy w oczach 
- KOCHAM CIĘ,  bądź ze mną już zawsze i kochaj mnie. - przytulił się i płakał, a ja razem z nim. Tak bardzo chciałam to usłyszeć.

sobota, 12 maja 2012

Niall

Tu jestem w niebie. Przypominają mi się chwile, gdy patrząc w moje oczy, delikatnie całowałeś mnie po twarzy. "jestem - szepnąłeś". Nie bardzo mogłam w to uwierzyć. Poznikaliście wszyscy. Kiedy bolało, nie było przy mnie nikogo. Cóż zrobić. 
Stanął na przeciwko mnie i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Jestem zmęczona - powiedziałam.
- Ty? Od czego? - zapytał się śmiejąc - co ty takiego robiłaś, żeby się zmęczyć aż tak?
- Całą noc się uczyłam. Zarywam kolejny tydzień. - westchnęłam i położyłam się na łóżko. Zamknęłam oczy, nie mając siły już zupełnie na nic. Starczyło mi, że czułam, że jest.
- Ja się tak uczę zawsze - zapadło milczenie. Podszedł bliżej i położył się obok mnie. Leżąc wsparty na ramieniu, zaczął bawić się moją twarzą. Zawsze tak robił, kiedy miał ochotę zapomnieć. Kiedy chciał utonąć w moich ramionach.
- Przestań - szepnęłam - jestem wykończo...
Zamknął mi pocałunkiem usta. Myślałam, że to sen. Kiedy delikatnie mnie gryźć zaczął. Nawet nie wiem, jak jego rączki znalazły się pod moja bluzką. Badając moje ciało wędrowały od góry. Szyja, piersi. Zaczął je gładzić. Całe moje ciało zapłonęło ogniem, piekielnym ogniem nieziemskiej tęsknoty jego dotyku, za którym tęskniłam tak bardzo. Tonąc w morzu jego pocałunków. Przewrócił się tak, że leżałam pod nim. Nawet nie wiedzieć kiedy, zostaliśmy bez ubrań. Już wiedział, że długo nie wytrzymam. Wiedziałaś, jak bardzo go pragnę. Jak mocno kocham. Jego ręka znalazła się między moimi udami. Delikatnie zaczął wchodzić we mnie. Moje ciało wygięło się w łuk, słyszałam tylko westchnienie rozkoszy, przyspieszony oddech, szybsze bicie serca, które waliło jak oszalałe. Tak, kochałam tylko jego. I jeszcze jedna powtórka z rozrywki. Językiem wędrując po mym ciele w orgiastycznym szale namiętności zapłonęłam, rozchyliłam swe uda, zatapiał moje łono w oceanie swych głębokich jak wszechświat pocałunków.
- Idę. - powiedział, nie ruszając się z miejsca.
- Gdzie? - zapytałam spokojnie.
- Nie wiem.
- To idę z tobą, bo to daleko. 

Zayn.

Widuję go raz w tygodniu. Przechadza się korytarzem z jego tylko właściwym uwodzicielskim urokiem. Zawsze ten sam styl ubioru; t-shirt i nisko opuszczone spordnie. On nie przemyka, jak inni moi współpracownicy, cicho jak szare myszki, byleby ich tylko nie zauważyć. Nie, nie. On pozostawia za sobą kuszącą woń, której tak trudno się oprzeć. Z oddali wyłapuję jego sylwetkę i śledzę jego ruchy, patrzę w jego oczy, czekam na ich spotkanie. Przechodzi koło mnie tak jakby od niechcenia, ale mijając mnie, rzuca mi to swoje spojrzenie, które przeszywa mnie do głębi i mrozi od stóp do głów. Zastygam na moment w ekstazie, mając wciąż jego oczy w pamięci. To cenna chwila. Nieczęsto można go spotkać sam na sam na korytarzu. Lubi przechadzać się nim w czasie zajęć. Wychodzi z nich bardzo często. A ja aż chciałabym wybiec za nim, by czuć jego bliskość.
Urzekł mnie już na pierwszych zajęciach. Koleżanka doradziła mi: patrz jemu często w oczy, on lubi, kiedy ktoś zwraca na niego uwagę. Starałam się od samego początku przypodobać mu się i patrzyłam w oczy na każdych zajęciach. Nie wiedziałam, że odwzajemni się tym samym. Posyłał mi często ten swój tajemniczy uśmiech. Czasami aż bałam się na niego spojrzeć. Jego oczy były jak strzały przenikające swoje ofiary, a ja czułam się jak ofiara, ofiara jego uroku. Nie mogłam się uwolnić od niego. Na każdych zajęciach myślałam o tym, jak go zauroczyć. Byłam gotowa czołgać się u jego stóp, snuć się za nim jak wierny pies. Chciałam dać mu siebie, i dawałam, przez pewien czas zatraciłam się w nim jak nastolatka.
Wiem, wiem, że jest zaniepokojony, bo nie wie, kto jest autorem tych słów. Dręczy go tyle pytań i niewiadomych. Ale chyba sam rozumie, że nie mogę mu powiedzieć, kim jestem, to by popsuło całą atmosferę i stosunki między nami. Tak, uważam że jesteś przystojnym mężczyzną, masz w sobie to coś, co sprawia, że nie jestem w stanie mu się oprzeć. Powie pewnie, że jestem okrutna i trafi w sedno. Wie, to nie w tym rzecz. Niech nie myśli sobie, że jestem maniaczką czy też jakąś wariatką, nie, ja po prostu jestem nim zafascynowana. Inspiruje mnie, oczarowuje i nęci swoją osobą. To on jest drapieżcą czyhającym na swoją ofiarę, nie ja. W tej grze ja jestem skazana na zagładę. Jest pająkiem zarzucającym wonną sieć namiętności wokół siebie, chwyta każdą ofiarę i pożera ją powoli, upajając się zwycięstwem.
Zapewne przeraża go myśl, że mi się podoba. To powinno być miłe, podobać się różnym ludziom. Chyba się tym nie przejmuje? Więc niech się nie martwi. I tak nikt poza mną samą nie wie o moich odczuciach w związku z jego osobą. Jest bezpieczny.

sobota, 5 maja 2012

KOLEJNY NOWY BLOG!

Wraz z Edytą znając się kilka godzin postanowiłyśmy napisać opowiadanie. Mam nadzieję, że nam to wyjdzie. ZAPRASZAM WSZYSTKICH!


PROLOG! 
http://loveisthecureforeverything.blogspot.com/

Louis

@Imagin dedykowany Edycie Otylii Grzelińskiej, ponieważ piszę zajebiste opowiadanie, które polecam. Macie linka: http://dance-with-me-tonight.blogspot.com/  


Część 1.
Podobno swój na swojego zawsze trafi. Przypadek na świecie nie istnieje, wszystko dzieje się w jakimś celu, nawet jeśli tego na początku nie dostrzegamy. Opowiem wam historię. Dość dziwną, miejscami trudną, miejscami dramatyczną, miejscami zabawną, ale przede wszystkim szaloną. Opowieść o dwóch osobach. O ich dziwnej znajomości i ich pragnieniach, o kawałku ich życia. Jeden z etapów, który został zapisany na ich drodze. Ten kawałek dane im było przebyć razem. 
Każda historia ma swój początek. Początek tej zaczął się dla każdego z nich osobno. Kupili bilet na ten sam pociąg. Gdy podróż jednego z nich trwała, drugi stał przed kasą biletową i zastanawiał się, co robić. Kupił bilet, wsiadł do pociągu i otworzył drzwi jednego z przedziałów. Siedziała tam tylko jedna kobieta, zapatrzona w okno. Na odgłos otwieranych drzwi obróciła głowę i spojrzała na niego niesamowicie niebiesko-zielonymi oczami. 
[Louis]: Przepraszam. Można się dosiąść? 
[Ty]: Oczywiście. 
I tak zaczyna się ta historia. Przypadkowe spotkanie dwóch osób, jadących razem jednym pociągiem. Ale razem wcale nie znaczy w tę samą stronę.


Część 2.
Dwie osoby - powiedzmy, że razem mają czterdzieści lat - znajdujące się w innych etapach życia. On wie, czego pragnie, przynajmniej zawodowo. Ona ciągle szukająca tego, w czym mogłaby spełnić własne pragnienia. Imiona sobie podarujemy. On jest starszy, a ona młodsza, imiona wszystko zepsują. Zaczniesz się zastanawiać, czy ich znasz lub czy spotkałaś ich kiedyś na swojej drodze. Spotkałaś z pewnością. Teraz się odpręż, zamknij oczy i słuchaj.
Młodsza miała dziwne przeczucie. "Coś się wydarzy tego lata, musi się coś wydarzyć.". Czuła to tak, jak czuje się nadchodzącą burzę, gdy gęstnieje powietrze a ptaki latają nad samą ziemią.
Buszując po internecie, zabijała nudę pierwszych dni wakacji. Szukała czegoś interesującego, czegoś, co oderwie ją od kilku poprzednich miesięcy. Semestr był ciężki, jeden z gorszych. Wszystko poszło całkiem gładko, ale pracy było więcej niż zwykle. Czuła, że powinna podjąć jakąś decyzję dotycząca życia. Na coś się zdecydować, ale ciągle odkładała to na później. Myślała "Mam wakacje,zacznę myśleć w październiku. Ostatnie beztroskie miesiące. Zastanowię się potem. Potem."
I tak mijały dni. Trochę leniwie. Na jednej z zagranicznych stron znalazła adres kogoś z Polski. Poczuła dziwne zaciekawienie. Spisała adres i napisała do tego kogoś "Nie znamy się, ale tak w akcie patriotyzmu piszę, bo spotkałam Twój adres. Miłe uczucie, jakbyś gdzieś na zagranicznej wycieczce spotkała rodaka. Choć nie znasz go, z przyjemnością z nim porozmawiasz." Tylko kilka słów. Nawet nie spodziewała się odpowiedzi. Ale ją dostała, kilka dni później. I tak to się zaczęło. Kilka maili, krótkich. Wymiana ciekawych adresów, stron, które znali i z przyjemnością polecali drugiemu. Minął tydzień a listy się nie urywały. Padło pierwsze nieśmiałe pytanie:
[Louis]: Dlaczego wpisałaś się na tej stronie? Co Cię w niej zaciekawiło? - odpowiedź była raczej wymijająca.
[Ty]: Tak po prostu, zrobiłam to pierwszy raz. Nigdy wcześniej nie wpisywałam się na żadnej stronie internetowej.
[Louis]: Tak, ale coś Cię musiało pchnąć, aby w ogóle tam zajrzeć.
[Ty]: Nie wiem, nie potrafię tego wytłumaczyć. A ty dlaczego?
Teraz wymijająca odpowiedź z drugiej strony. Żaden nie potrafił, albo nie chciał zadać pytania wprost. Kręcili oboje. Ale w końcu pytanie padło:
[Louis]: A ty wolisz kobiety czy mężczyzn?
[Ty]: Nie wiem, teraz chyba mężczyzn, ale nie jestem pewna. A ty? - Odbicie piłeczki.
[Louis]: Ja też nie jestem pewien.
Listy zmieniły swój charakter. Odrobinkę. Zaczęło im się to podobać. Internetowy, bezpieczny flirt. Zaczynali się poznawać. Kolejny przypadek: podobne upodobania, podobne poczucie humoru i odległość, to było najlepsze - kilkadziesiąt kilometrów. A od października to samo miasto. Przypadek? Oboje zadawali sobie to pytanie.
Zaczął się delikatny erotyzm. Subtelne strony, subtelne filmy. Powoli się nakręcali, coś zaczynało się dziać. Coś, czego nie potrafili zrozumieć. Minęły pierwsze dwa tygodnie. Nie widzieli się, nie wiedzieli, jak wyglądają. A myśleli o sobie. Niemalże bez przerwy. Każda wolna chwilka "Ciekawe, co on/ona teraz robi?"
Młodsza zadała krótkie pytanie:
[Ty]: A doświadczenia? Masz jakieś doświadczenie? - to, co przeczytała zaskoczyło ją trochę. [Louis]: Tak, mam. Byłem z mężczyzną, kiedyś jeszcze na studiach przez dłuższy czas. Był starszy. Kilka lat. Oboje byliśmy dla siebie pierwsi. Ale to się skończyło. - Trochę jakby szok. Bo jednak nie znajdowali się w tym samym miejscu. Teoria zderzyła się z praktyką. Doświadczenie z marzeniami, z fantazjami i nie do końca rozumianymi pragnieniami.
Listy robiły się coraz bardziej osobiste i coraz częstsze. Kilka na dzień. Widok pustej skrzynki wywoływał dziwne uczucie. Uczucie niepokoju. A widok maila? Niezrozumiałe ukłucie w okolicy żołądka.
Alkohol i zabawa. Każdy, bawiąc się w swoim towarzystwie kończył myślami o tym drugim. Co robi, gdzie jest i co myśli. Co myśli o mnie? Potem mały ranny kac. "Co ja wyprawiam?! Przecież nawet jej/go nie znam! Nie widziałam/em jej/jego i nie słyszałam/em! To tylko maile, maile i alkohol. Tak z pewnością alkohol!" Każdy powtarzał sobie to we własnym zakresie. Walczyli sami ze sobą. "Przecież to jest nierealne! Co się dzieje?!"
Mijał trzeci tydzień. Nastąpiła pierwsza próba.
[Louis]: Muszę wyjechać na trzy dni. Sprawy służbowe. Wrócę w piątek wieczorem. Odezwę się. Pa. Do piątku.
Niepokój. Ogromny niepokój. Jak to wyjechać? Oboje czuli, że z niezrozumiałych przyczyn to będą ciężkie trzy dni, nawet nie trzy, dwa. Młodsza zrobiła zdesperowany ruch.
[Ty]: "0504" - Ze strachem w oczach nacisnęła wyślij.
[Louis]: Wiem, dałaś mi numer. - odpowiedź.
[Ty]: Chcesz, abym zadzwoniła? - Nieśmiałe pytanie
[Louis]: "Nie! Chciałem, abyś go miała, jakbyś zatęskniła, możesz napisać, że tęsknisz. Ja mogę Ci pisać dziesięć maili dziennie. To tak, po prostu, rozumiesz?" - nie potrafił powiedzieć, że po prostu boi się usłyszeć jej głos.
[Ty]: Rozumiem. Schowam numer na później. Do piątku. Już tęsknię. - odpowiedź.
Minęła środa, jakoś minęła. Starała się być zajęta i nie myśleć o pustej skrzynce. Czwartek rano. Zwykły dzień. Znów trzeba posprzątać, zrobić obiad i kilka zwykłych spraw. Rutyna dnia codziennego. I myśli, ciągle myśli o nim "Przecież to nie jest realne. Nawet go nie znam, to przecież tylko maile. Jesteśmy zabawni, podobne poczucie humoru, śmiejemy się z tych samych rzeczy. Ale przecież to tylko maile! Nic poza tym!" Powtarzała sobie to tak długo, że prawie w to uwierzyła. Ale los szykował jej niespodziankę. Zaśmiał się jej prosto w twarz, zadrwił z niej. Rzucił prawdę tak, że nie mogła więcej zaprzeczać.
Zadzwonił telefon komórkowy. Podniosła go i zobaczyła nieznany numer. Serce zaczęło walić jak oszalałe. Usiadła wpatrzona w ten nieznany numer. Przemogła się i wcisnęła ok.
[Ty]: Słucham?
[Louis]: Cześć, to ty? - serce próbowało roznieść jej klatkę piersiową "
[Ty]: Tak, to ja. - cicho odpowiedziała. Cisza w słuchawce trwała całą wieczność
[Louis]: Ej, nie poznajesz mnie?! To ja! - wtedy go poznała, szalony przyjaciel.
Teraz nie mogła już zaprzeczać i wmawiać sobie, że to tylko maile. Serce waliło jej cały dzień. A telefon? Krótkie spojrzenie i nogi jak z waty. Nie było siły, aby zaprzeczać. Włączyła komputer i napisała mu, co się stało. Jak zareagowała, co poczuła.
Ale dzień jeszcze się nie kończył, czekało ją jeszcze coś. Cały dzień starała się być zajęta fizycznie. Bała się chwili, kiedy usiądzie i zacznie myśleć. Bała się tego, co może pomyśleć. Ale wieczór zawsze nadchodzi. A potem noc. Cichy dom. Czuła, że wszyscy już śpią, a ona siedziała na kanapie i patrzyła w okno. Nalała sobie wina, włączyła telewizor i patrzyła w ciemność. Oparła się delikatnie o oparcie kanapy. Zamknęła oczy. Czuła jak wino zaczyna działać. Powoli ogarnęło ją uczucie ciepła, rozlewało się po całym ciele. Zobaczyła mężczyznę. Poczuła jego zapach, dotyk skóry, smak ust, smak języka. Wyobraźnia posuwała się powoli, leniwie smakując każdą chwilę, każdy skrawek tego. Otworzyła oczy, ujrzała przed sobą ciemny, pusty pokój. Ciągle czuła na ustach smak wyobraźni. Smak wyobraźni. "Wino, to tylko wino..." Podeszła do komputera i napisała mu o tym. Ze szczegółami. Wysłała. A potem nagle przestraszyła się jego reakcji. Napisała sprostowanie, że to alkohol, że ją poniosło, że przeprasza, żeby się nie gniewał.
Niecierpliwie czekała na piątek. Dzień mijał niemiłosiernie powoli. Każda minuta trwała 300 sekund. 20.00. 21.45. 22.39. 23.00 Sms.
[Louis]: Już jestem. Tęskniłem. - serce zabiło znowu szybciej.
[Ty]: Może porozmawiamy na czacie?
[Louis]: Tak.
Pierwszy krok do przodu. Oboje czuli podobnie. Tęsknili jak szaloni. Jakby nie mogli bez siebie żyć. Jakby znali się całe życie. Jakby zawsze byli. Rozmawiali do czwartej nad ranem. Już zaczęło świtać. Kilka godzin czatu. Mieli wrażenie, że wiedzą już wszystko, że prawie się dotknęli. Położyli się spać osobno, a jakby razem. Dziwna noc.
Potem następny dzień. Wyszli oboje wieczorem, ale umówili się, że powtórzą wczorajszy wieczór. Ale dziś miało być odrobinkę inaczej. Alkohol płynął w żyłach. Podgrzewał i tak gorącą już krew. Byli odważniejszi. Prośba.
[Ty]: Zadzwoń do mnie.
[Louis]: Jesteś tego pewna?
[Ty]: Nie, ale zadzwoń. Zobaczymy.
[Louis]: A co powiemy?
[Ty]: "Cześć" i wrócimy na czata.
[Louis]: Ok, dzwonię.
Patrzyła jak telefon zaświecił. Podniosła go z przerażeniem i powiedziała:
[Ty]: Słucham...?
[Louis]: No cześć. I co teraz?
[Ty]: Nie wiem. Wracamy na czata.
[Louis]: Wracamy.
Serce waliło jej jak oszalałe. Usłyszała jego głos i nagle poczuła się malutka, jak mała dziewczynka, która sięga po zabawkę a nie zna instrukcji obsługi.
[Louis]: Słyszałem, jak wali Ci serce. To chyba nie był dobry pomysł. Na pewno masz tyle lat? Brzmisz jak 17-letnia dziewczyna.
[Ty]: Mam, na serio. A ty brzmisz bardzo poważnie.
Zrobiło się dziwnie. Czuła, jakby chciała uciec "W co ja się pakuję?" Jakieś napięcie w czytanych słowach. Coś ją przeraziło. Czuła, że jego też. Nie wiedziała, dlaczego tak zareagowała. Przecież to tylko telefon. Poczuła, że musi coś zrobić i to szybko.
[Ty]: Może powinnyśmy się spotkać na żywo?
[Louis]: Kiedy?
[Ty]: W poniedziałek.
[Louis]: W ten?
[Ty]: Tak. Im szybciej, tym lepiej.
Chwila zastanowienia. Przecież nie mają nic do stracenia.
[Louis]: Ok. Zastanówmy się nad tym i pogadamy jutro.
[Ty]: Więc do jutra. Pa
[Louis]: Pa
Niedziela. Umówili się na 20.00. Cały dzień myślała czy dobrze zrobiła, proponując tak nagle spotkanie, niemalże z dnia na dzień. Ale oboje zdawali sobie sprawę, że muszą to zrobić, zanim wszystko zabrnie za daleko. Teraz byli w stanie w jakimś stopniu przełknąć gorycz porażki. Potem mogłoby zaboleć znacznie bardziej. To było jedyne wyjście. Jedyne rozsądne.
Rozmowa na czacie była bardzo wesoła. Poczucie humoru wzięło górę nad zdenerwowaniem. Zdecydowali się porozmawiać jeszcze raz przez telefon. Tym razem wyszło w miarę normalnie. Lekkie zdenerwowanie. Ale rozmawiali prawie dziesięć minut. W porównaniu z pierwszą rozmową odniesli olbrzymi sukces. Umówili się jeszcze, że później wieczorem po 23.00 zadzwoni do niej i porozmawiają dłużej.
Godzina 23.10. Telefon zaświecił. Rozmowa potoczyła się od razu. Śmiali się przez cały czas. Nawet nie byli zdenerwowani. Dostali niemalże głupawki, zachowywali się jak najlepsi kumple. Umówili się, że spotykają się "bez podtekstów", ze to będzie zwykłe spotkanie. Żadna randka, po prostu pójdą na piwko i pogadają. Że żaden nie odejdzie na widok tego, co zobaczy, żadnego plucia pod nogi i wzroku pełnego obrzydzenia. Zaczęli wariować. W duchu oboje dziękowali Bogu za poczucie humoru. Cokolwiek się zdarzy wytrzymają ze sobą, ponieważ oboje są dobrze wychowani. Uznali się za największych wariatów pod słońcem. Wariatów, którzy idą na randkę "bez podtekstów". Dobre sobie. Wygłupiali się przez godzinkę, powiedzieli dobranoc i z błogim uczuciem szaleństwa, w jakie się pchają, zasnęli.

Część 3.
Obudziła się rano. Przeciągnęła na łóżku. "Ciekawy dzień mnie czeka, bardzo ciekawy." Wstała. Poranna toaleta, wczoraj przygotowana garderoba, makijaż i można mknąć na spotkanie. Miała kilka spraw do załatwienia. Umówieni byli na 16.00. Załatwiła wszystko wcześniej niż myślała i na umówione miejsce przybyła kilka minut po 14.00. Pogoda była cudowna. 30 stopni C w cieniu. Siedziała sobie na ławeczce, popijała ciepłą wodę mineralną i zastanawiała się, jak to będzie. W miarę upływu czasu robiła się coraz bardziej rozluźniona. Zdenerwowanie minęło bezpowrotnie. Około 15.15 ujrzała mężczyznę, który opisem mógłby pasować do niego. Trochę nie pasował jej bukiet kwiatów, jak trzymał w ręce. Patrzyła na niego pół godzinki. 15.38. sms: 
[Louis]: Właśnie wyruszyłem na spotkanie z przeznaczeniem. Około 15.50 podniosła się z ławki z zamiarem podejścia do mężczyzny, któremu przyglądała się jakiś czas. Ale zrezygnowała. Jakiś strach ją obleciał. Zrobiła rundkę po rynku i wróciła z powrotem. Ten mężczyzna nadal stał. Zdecydowanym krokiem ruszyła w jego stronę. Nagle ujrzała jak macha do kogoś i podchodzi do niego jakaś osoba. Zaczęła się śmiać w duchu "Boże zaczepiłabym całkowicie obcego mężczyznę! Wyszłabym na kompletną idiotkę!" Czuła, że zaraz wybuchnie śmiechem. 
W torebce zadzwonił telefon. 
[Louis]: No i gdzie jesteś? 
[Ty]: Stoję w umówionym miejscu, a ty?
[Louis]: Ja też. Nie widzę Cię.
Rozejrzała się wokół i zobaczyła osóbkę rozmawiającą przez telefon.
[Ty]: A ja Cię widzę. 
Roześmiała się i wyłączyła telefon. Patrzyła, jak tamten z niedowierzaniem spogląda na komórkę. Schowała telefon do torebki i z uśmiechem na ustach ruszyła w jego stronę. Miała chyba głupawy wyraz twarzy, bo poznał ją od razu. 
[Louis]: To ty? 
[Ty]: Tak, ja. Chodźmy gdzieś na to piwo, bo zaraz padnę z pragnienia i będziesz mnie mieć na sumieniu. 
Skrępowanie minęło. Usiedli w jednym z ogródków i zaczęli rozmawiać. Czasem wydawało im się, ze tematy się kończą, ale to było złudzenie. Drugie piwo. Rozmowa nabierała tempa. Śmiali się ciągle. Trzecie piwo. Zaczynali czuć się jak na malutkim haju. Czas płynął, a oni ciągle rozmawiali. Zmienili knajpkę i poszli coś zjeść. Nadal gadali bez przerwy. Piwo wprowadziło ich w stan rozluźnienia. Przyglądali się sobie bardzo uważnie. Badali każdy ruch, słuchali każdego słowa bardzo zachłannie. Słuchali dźwięku śmiechu, wpatrywali się w kolor oczu. Miało być "bez podtekstów", ale chyba się nie udało. Dowiadywali się coraz więcej o sobie nawzajem. Wszystko było w porządku. Takie przynajmniej sprawiali wrażenie. Ale czas leciał i trzeba było się w końcu pożegnać. Stali na przystanku tramwajowym. W oddali zobaczyli tramwaj. Wyciągnęła do niego rękę. Troszkę się zdziwił. Nie wiedział, czego chciała, ale to jakby nie było to. Odwzajemnił gest. Weszła do tramwaju.  Odmachał jej ręką i uśmiechnął się szeroko. 
Droga do domu trochę się dłużyła. Zaraz po wejściu włączyła komputer. Napisała: 
[Ty]: Napisz pierwszy, potem Ci odpowiem. Było chyba dobrze. Jestem trochę zdezorientowana, ale było w porządku.
Rano przeczytał maila. Wszystko wydawało się w porządku. Trochę był inny, jakby nie chciała jemu czegoś powiedzieć. Pochwały jakby naciągane. Ale nie chciał tego zobaczyć, napisał, że świetnie się bawił, że był to bardzo miły wieczór. Pozwolił sobie na szczerość. 
Po południu znalazł w skrzynce maila od niej.
[Ty]: Zróbmy sobie kilka dni przerwy. Do piątku. Ok? - nie mógł tego zrozumieć. Przecież wszystko było dobrze. Co się stało? Ale zgodził się. Nie miał wyjścia. 
Cały dzień chodził jak w transie. Zawsze uchodził za osobę bardzo wesołą. Zawsze uśmiechnięty i zawsze skory do zabawy. Niewiele osób wiedziało, jak łatwo go zranić, że starannie ukrywa własne uczucia, że pod maską uśmiechu kryje się często ból. Twarz dla ludzi i twarz prawdziwa. Jak dwie maski teatralne. Śmiech i łzy. Tym razem zwyciężyły łzy. Pomimo iż zgodził się na mailową ciszę, napisał maila. Był gorzki, ale nie potrafił się powstrzymać. Czuł, że to, co od niej usłyszy zaboli, że to, niestety koniec. Wolał sam powiedzieć, że tak bardzo jemu nie zależy. 
Następnego dnia znalazła w skrzynce odpowiedź. Nie spodziewała się takich słów: 
[Louis]: Wczoraj zrozumiałem, dlaczego moje związki nigdy nie trwały długo. Nie potrafię dzielić życia z inną osobą. To mnie wyniszcza. Przepraszam. Jak będziesz chciała porozmawiać, to bądź o 13.00 na czacie." 
Czat był ciężki. Ale jakoś z niego wybrnęli. Chyba oboje udawali, że wszystko jest w porządku. Była zła, ale próbowała to ukryć. W pewnym stopniu jej się udało. Wieczorem znalazła w skrzynce list. Taki jak dawniej. Śmieszny i odpisała w podobnym tonie. Wiedziała, że za kilka dni złość minie. Krew się uspokoi. Ciekawiła ją przyszłość. Skoro to nie koniec, to znaczy, ze coś jeszcze będzie. I chciała się przekonać, co. 
Ale noc była bardzo ciężka. Uważała się za silną osobę, ale to było silniejsze. Położyła się i próbowała zasnąć. Ale nie mogła. Leżała, a łzy płynęły jej z oczu, płynęły spokojnie jak rzeka, nie potrafiła nad nimi zapanować. Zobaczyła, jak wstaje słońce, dopiero potem zasnęła. 
Dobry humor powracał. Pomógł jej on. Pisał jak dawniej. Zabawnie i w końcu porwało ją to. Znowu było dobrze. Jak wcześniej. Jakby nic się nie wydarzyło. Kilka maili dziennie, znowu o wszystkim. O codziennym życiu. Znowu uśmiechała się na widok listu od niego, znowu czuła dziwne ukłucie w żołądku. 
Minął tydzień i zaczęli znowu flirt. Podjęła z nim pewna grę. A on zgodził się bez oporów. Napisała jemu jak wyobraża sobie miłość  i wysłała. Spodobało się jemu. Zaczęli z powrotem nakręcać sprężynkę. Powoli, ale bardziej zdecydowanie. Żartowali albo pisali poważnie. Sami powoli zaczęli się gubić, kiedy żartują, a kiedy mówią prawdę. Zatonęli w fikcji, którą sami stworzyli. Można powiedzieć, że wirtualna miłość kwitła w pełni. Zaczęły się sms'y. Gorące sms'y na dobranoc. Czuli, że jedyne, co mogą zrobić, to spotkać się i urzeczywistnić fikcję. 
Umówili się na drugie spotkanie. Randka na łonie natury, oczywiście "bez podtekstów". Żartowali oboje, bo dobrze wiedzieli, po co się spotykają. Aby zobaczyć, czy z tego coś będzie. 
Widziała, że on niczego jej nie da, niczego trwałego. Ale jest w stanie zgodzić się na zabawę. Coś nie zobowiązującego. Zgodziła się na jego propozycję. "Przecież nic nie tracę. Będziemy się oboje dobrze bawić i tyle." 
Poczucie humoru oboje mieli podobne. Więc umówili się w romantycznym miejscu. Na skwerku dla zakochanych.


Część 4.
Kolejny gorący, sierpniowy dzień. Znowu załatwiła swoje sprawy szybciej i czekała na niego. Umówili się o tej samej godzinie co ostatnio. Dosiadł się do niej miły, starszy pan. Zawsze lepiej jest z kimś porozmawiać. Czas szybciej leci. Zauważyła go z daleka. Wydawało jej się, że go nie pamięta, ale się myliła. Może to 6 zmysł? Nie wiedziała. Podeszła do niego. Skierowali się w stronę parku, aby spokojnie porozmawiać. Cały czas się śmiali i rozmawiali. Zdawało im się, że znają się od zawsze. Młodsza zdecydowała się w końcu zaprosić go do siebie.
[Ty]: Może pójdziemy do mnie? Zobaczysz jak mieszkam.
[Louis]: Możemy pójść. - nic już więcej nie mówili. Poszli w kierunku jej domu. Szli w ciszy. Nie czuli skrępowania.
Doszli. Dziewczyna otworzyła szeroko drzwi od mieszkania i zaprosiła go do środka. Rozglądał się wokół siebie.
[Louis]: Ładnie. - nic nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się tylko do niego i skierowała się w stronę kuchni w celu zrobienia kawy.
[Ty]: Jaką kawę pijesz?
[Louis]: Rozpuszczalną z mlekiem poproszę. - dziewczyna przygotowywała kawę, a on w tym czasie rozglądał się dalej. Przyglądał się zdjęciom, które wisiały na ścianach. Po chwili przyszła dziewczyna i zaprowadziła go do kuchni. Usiedli naprzeciwko siebie. Nic nie mówili. Patrzyli sobie głęboko w oczy i po prostu pili kawę. Coś w tym spojrzeniu było. Nie wiedzieli co. Chłopak nic nie mówiąc podszedł do dziewczyny. Chwycił jej twarz w dłonie i złożył na jej ustach pocałunek. Długi, delikatny pocałunek. Dziewczyna chwyciła jego dłoń i prowadziła go w kierunku jej sypialni. Po niedługim czasie, zatopieni w namiętnym pocałunku leżeli już na łóżku. Nie przerywając niczego ubrania po kolei lądowały na podłodze. Zatracili się w sobie. Nic się dla nich nie liczyło. Tylko oni. Ich świat zamknął się w ich objęciach. On delikatnie położył się na niej, uważając żeby nie zrobić jej krzywdy. Wszedł w nią delikatnie i powoli. Widzieli w swoich oczach porządanie i chęć bycia ze sobą. Posuwał się w niej powoli, ale stanowczo. Zapach jego potu przeplatał się z zapachem perfum. Doprowadzał dziewczynę do obłędu. Ich jęki były ciche, co jeszcze bardziej doprowadzało ich do szaleństwa. W przód i w tył. Chłopak coraz szybciej poruszał biodrami. Delikatnie masował jej piersi. Nagle oparł swoje spocone czoło o jej czoło i spojrzał głeboko w oczy uśmiechając się. Wiedziała, że to już koniec, ale nie wiedziała co dalej z nimi. Czy to co się między nimi stało coś zmienia. Położył się obok niej.
[Louis]: O czym myślisz?
[Ty]: Co będzie teraz? Wracamy do poprzedniego stanu?
[Louis]: Nie. - krótka odpowiedź. Dziewczyna nie wiedziała co ma teraz myśleć. Ta odpowiedź jej nic nie dała.
[Ty]: Nie? Co to znaczy, że nie?
[Louis]: Nie wracamy do poprzedniego stanu. - nic więcej nie powiedział. Ona też nie. Nie potrzebowali tego. Wiedzieli, że teraz się wszystko ułóży. Przygoda, która zaczęła się na czacie skończyła się czystą miłością. 




środa, 2 maja 2012

Niall



Kolejny piątek, kolejny drink… Siedzisz przy barze i obserwujesz. Te same twarze, te same postacie przewijają się wokół ciebie. Niby patrzysz, ale chyba nie do końca je widzisz. Twój wzrok nieobecny, a jednak skupiony na jednej osobie. Krząta się za barem – dla niego dzień jak co dzień. Dla ciebie właściwie też. 
Bo przecież twoje życie zakończyło się już dawno... Właściwie kiedy? 
Może w dniu kiedy go poznałaś? – Nie, wtedy byłaś przecież szczęśliwa. Na początku znajomość jak każda inna, później przyjaźń. Przyjaźń, której wydawałoby się nic nie jest w stanie zniszczyć. Każda chwila razem spędzana, wspólne plany, wspólne cele. Nawet nie zauważyłaś, kiedy odsunęłaś od siebie wszystkich przyjaciół, znajomych. Liczył się tylko on. 
To może dzień, w którym uświadomiłamś sobie, że z twojej strony to już nie przyjaźń tylko miłość? – Nie, przecież postanowiłaś żyć z tym i nigdy jemu tego nie powiedzieć. No i właściwie nic się nie zmieniło, zamieszkaliście razem, po jakimś czasie wprowadziła się do was jego kobieta. A ty dalej w to brnęłaś, z własnej nieprzymuszonej woli. 
Więc może był to dzień waszego pierwszego pocałunku? Dlaczego to miałby być ten dzień, skoro to ty go odepchnęłaś. Składając wszystko na garb dużej ilości alkoholu wypitego przez niego. 
To może wtedy, gdy powiedział tobie, że on cię wtedy kochał, kochał bardzo, ale go odrzuciłaś? – Tak, to zdecydowanie powinien być ten dzień, były łzy, płakaliście oboje.  Wtedy też jemu powiedziałaś, że go kochałaś i kochasz nadal. Kochasz w nim wszystko, a zwłaszcza te smutne oczy, w które patrząc chcesz rzucić wszystko i się nim zaopiekować. A jednak to nie była ta chwila kończąca twoje życie. Przecież następny dzień był taki sam jak te przed rozmową. 
Kolejna chwila to chyba ta, w której się kochaliście. Mówił, że cię kocha, że uwielbia,  jak jego całujesz, dotykasz. A jednak po wszystkim odprowadziłaś go do niej. 
Kolejne dni, miesiące mijające… Traktował cię jak zabawkę. A może nie potrafił inaczej. Przyjaciółki wróciły, mówiły, że ta cała sytuacja, w której tkwisz to z twojej strony czysty masochizm. 
I przyszedł ten dzień, w którym skończyło się twoje życie… Mała sprzeczka – dzisiaj nawet nie pamiętasz o co – i wszystko się skończyło: przyjaźń, miłość, masochizm. 
Dzisiaj wasza rozmowa ogranicza się do tego, co ma ci podać, za każdym razem słyszy tą samą odpowiedź: MOJITO. 
Z zamyślenia wyrywa cie głos, jego głos. Ty niezmiennie odpowiadasz MOJITO i spoglądasz w te jego smutne oczy. Oczy, które nadal kochasz. I nadal jesteś dla nich gotowa rzucić wszystko: przyjaciół, rodzinę, pracę. 
Tym razem tego nie zrobisz… kładziesz na barze pieniądze i wychodzisz. Idąc do domu, czujesz jak łza spływa po twoim policzku. Jak co tydzień masz nadzieję, że będzie to już ostatnia łza.