sobota, 5 maja 2012

Louis

@Imagin dedykowany Edycie Otylii Grzelińskiej, ponieważ piszę zajebiste opowiadanie, które polecam. Macie linka: http://dance-with-me-tonight.blogspot.com/  


Część 1.
Podobno swój na swojego zawsze trafi. Przypadek na świecie nie istnieje, wszystko dzieje się w jakimś celu, nawet jeśli tego na początku nie dostrzegamy. Opowiem wam historię. Dość dziwną, miejscami trudną, miejscami dramatyczną, miejscami zabawną, ale przede wszystkim szaloną. Opowieść o dwóch osobach. O ich dziwnej znajomości i ich pragnieniach, o kawałku ich życia. Jeden z etapów, który został zapisany na ich drodze. Ten kawałek dane im było przebyć razem. 
Każda historia ma swój początek. Początek tej zaczął się dla każdego z nich osobno. Kupili bilet na ten sam pociąg. Gdy podróż jednego z nich trwała, drugi stał przed kasą biletową i zastanawiał się, co robić. Kupił bilet, wsiadł do pociągu i otworzył drzwi jednego z przedziałów. Siedziała tam tylko jedna kobieta, zapatrzona w okno. Na odgłos otwieranych drzwi obróciła głowę i spojrzała na niego niesamowicie niebiesko-zielonymi oczami. 
[Louis]: Przepraszam. Można się dosiąść? 
[Ty]: Oczywiście. 
I tak zaczyna się ta historia. Przypadkowe spotkanie dwóch osób, jadących razem jednym pociągiem. Ale razem wcale nie znaczy w tę samą stronę.


Część 2.
Dwie osoby - powiedzmy, że razem mają czterdzieści lat - znajdujące się w innych etapach życia. On wie, czego pragnie, przynajmniej zawodowo. Ona ciągle szukająca tego, w czym mogłaby spełnić własne pragnienia. Imiona sobie podarujemy. On jest starszy, a ona młodsza, imiona wszystko zepsują. Zaczniesz się zastanawiać, czy ich znasz lub czy spotkałaś ich kiedyś na swojej drodze. Spotkałaś z pewnością. Teraz się odpręż, zamknij oczy i słuchaj.
Młodsza miała dziwne przeczucie. "Coś się wydarzy tego lata, musi się coś wydarzyć.". Czuła to tak, jak czuje się nadchodzącą burzę, gdy gęstnieje powietrze a ptaki latają nad samą ziemią.
Buszując po internecie, zabijała nudę pierwszych dni wakacji. Szukała czegoś interesującego, czegoś, co oderwie ją od kilku poprzednich miesięcy. Semestr był ciężki, jeden z gorszych. Wszystko poszło całkiem gładko, ale pracy było więcej niż zwykle. Czuła, że powinna podjąć jakąś decyzję dotycząca życia. Na coś się zdecydować, ale ciągle odkładała to na później. Myślała "Mam wakacje,zacznę myśleć w październiku. Ostatnie beztroskie miesiące. Zastanowię się potem. Potem."
I tak mijały dni. Trochę leniwie. Na jednej z zagranicznych stron znalazła adres kogoś z Polski. Poczuła dziwne zaciekawienie. Spisała adres i napisała do tego kogoś "Nie znamy się, ale tak w akcie patriotyzmu piszę, bo spotkałam Twój adres. Miłe uczucie, jakbyś gdzieś na zagranicznej wycieczce spotkała rodaka. Choć nie znasz go, z przyjemnością z nim porozmawiasz." Tylko kilka słów. Nawet nie spodziewała się odpowiedzi. Ale ją dostała, kilka dni później. I tak to się zaczęło. Kilka maili, krótkich. Wymiana ciekawych adresów, stron, które znali i z przyjemnością polecali drugiemu. Minął tydzień a listy się nie urywały. Padło pierwsze nieśmiałe pytanie:
[Louis]: Dlaczego wpisałaś się na tej stronie? Co Cię w niej zaciekawiło? - odpowiedź była raczej wymijająca.
[Ty]: Tak po prostu, zrobiłam to pierwszy raz. Nigdy wcześniej nie wpisywałam się na żadnej stronie internetowej.
[Louis]: Tak, ale coś Cię musiało pchnąć, aby w ogóle tam zajrzeć.
[Ty]: Nie wiem, nie potrafię tego wytłumaczyć. A ty dlaczego?
Teraz wymijająca odpowiedź z drugiej strony. Żaden nie potrafił, albo nie chciał zadać pytania wprost. Kręcili oboje. Ale w końcu pytanie padło:
[Louis]: A ty wolisz kobiety czy mężczyzn?
[Ty]: Nie wiem, teraz chyba mężczyzn, ale nie jestem pewna. A ty? - Odbicie piłeczki.
[Louis]: Ja też nie jestem pewien.
Listy zmieniły swój charakter. Odrobinkę. Zaczęło im się to podobać. Internetowy, bezpieczny flirt. Zaczynali się poznawać. Kolejny przypadek: podobne upodobania, podobne poczucie humoru i odległość, to było najlepsze - kilkadziesiąt kilometrów. A od października to samo miasto. Przypadek? Oboje zadawali sobie to pytanie.
Zaczął się delikatny erotyzm. Subtelne strony, subtelne filmy. Powoli się nakręcali, coś zaczynało się dziać. Coś, czego nie potrafili zrozumieć. Minęły pierwsze dwa tygodnie. Nie widzieli się, nie wiedzieli, jak wyglądają. A myśleli o sobie. Niemalże bez przerwy. Każda wolna chwilka "Ciekawe, co on/ona teraz robi?"
Młodsza zadała krótkie pytanie:
[Ty]: A doświadczenia? Masz jakieś doświadczenie? - to, co przeczytała zaskoczyło ją trochę. [Louis]: Tak, mam. Byłem z mężczyzną, kiedyś jeszcze na studiach przez dłuższy czas. Był starszy. Kilka lat. Oboje byliśmy dla siebie pierwsi. Ale to się skończyło. - Trochę jakby szok. Bo jednak nie znajdowali się w tym samym miejscu. Teoria zderzyła się z praktyką. Doświadczenie z marzeniami, z fantazjami i nie do końca rozumianymi pragnieniami.
Listy robiły się coraz bardziej osobiste i coraz częstsze. Kilka na dzień. Widok pustej skrzynki wywoływał dziwne uczucie. Uczucie niepokoju. A widok maila? Niezrozumiałe ukłucie w okolicy żołądka.
Alkohol i zabawa. Każdy, bawiąc się w swoim towarzystwie kończył myślami o tym drugim. Co robi, gdzie jest i co myśli. Co myśli o mnie? Potem mały ranny kac. "Co ja wyprawiam?! Przecież nawet jej/go nie znam! Nie widziałam/em jej/jego i nie słyszałam/em! To tylko maile, maile i alkohol. Tak z pewnością alkohol!" Każdy powtarzał sobie to we własnym zakresie. Walczyli sami ze sobą. "Przecież to jest nierealne! Co się dzieje?!"
Mijał trzeci tydzień. Nastąpiła pierwsza próba.
[Louis]: Muszę wyjechać na trzy dni. Sprawy służbowe. Wrócę w piątek wieczorem. Odezwę się. Pa. Do piątku.
Niepokój. Ogromny niepokój. Jak to wyjechać? Oboje czuli, że z niezrozumiałych przyczyn to będą ciężkie trzy dni, nawet nie trzy, dwa. Młodsza zrobiła zdesperowany ruch.
[Ty]: "0504" - Ze strachem w oczach nacisnęła wyślij.
[Louis]: Wiem, dałaś mi numer. - odpowiedź.
[Ty]: Chcesz, abym zadzwoniła? - Nieśmiałe pytanie
[Louis]: "Nie! Chciałem, abyś go miała, jakbyś zatęskniła, możesz napisać, że tęsknisz. Ja mogę Ci pisać dziesięć maili dziennie. To tak, po prostu, rozumiesz?" - nie potrafił powiedzieć, że po prostu boi się usłyszeć jej głos.
[Ty]: Rozumiem. Schowam numer na później. Do piątku. Już tęsknię. - odpowiedź.
Minęła środa, jakoś minęła. Starała się być zajęta i nie myśleć o pustej skrzynce. Czwartek rano. Zwykły dzień. Znów trzeba posprzątać, zrobić obiad i kilka zwykłych spraw. Rutyna dnia codziennego. I myśli, ciągle myśli o nim "Przecież to nie jest realne. Nawet go nie znam, to przecież tylko maile. Jesteśmy zabawni, podobne poczucie humoru, śmiejemy się z tych samych rzeczy. Ale przecież to tylko maile! Nic poza tym!" Powtarzała sobie to tak długo, że prawie w to uwierzyła. Ale los szykował jej niespodziankę. Zaśmiał się jej prosto w twarz, zadrwił z niej. Rzucił prawdę tak, że nie mogła więcej zaprzeczać.
Zadzwonił telefon komórkowy. Podniosła go i zobaczyła nieznany numer. Serce zaczęło walić jak oszalałe. Usiadła wpatrzona w ten nieznany numer. Przemogła się i wcisnęła ok.
[Ty]: Słucham?
[Louis]: Cześć, to ty? - serce próbowało roznieść jej klatkę piersiową "
[Ty]: Tak, to ja. - cicho odpowiedziała. Cisza w słuchawce trwała całą wieczność
[Louis]: Ej, nie poznajesz mnie?! To ja! - wtedy go poznała, szalony przyjaciel.
Teraz nie mogła już zaprzeczać i wmawiać sobie, że to tylko maile. Serce waliło jej cały dzień. A telefon? Krótkie spojrzenie i nogi jak z waty. Nie było siły, aby zaprzeczać. Włączyła komputer i napisała mu, co się stało. Jak zareagowała, co poczuła.
Ale dzień jeszcze się nie kończył, czekało ją jeszcze coś. Cały dzień starała się być zajęta fizycznie. Bała się chwili, kiedy usiądzie i zacznie myśleć. Bała się tego, co może pomyśleć. Ale wieczór zawsze nadchodzi. A potem noc. Cichy dom. Czuła, że wszyscy już śpią, a ona siedziała na kanapie i patrzyła w okno. Nalała sobie wina, włączyła telewizor i patrzyła w ciemność. Oparła się delikatnie o oparcie kanapy. Zamknęła oczy. Czuła jak wino zaczyna działać. Powoli ogarnęło ją uczucie ciepła, rozlewało się po całym ciele. Zobaczyła mężczyznę. Poczuła jego zapach, dotyk skóry, smak ust, smak języka. Wyobraźnia posuwała się powoli, leniwie smakując każdą chwilę, każdy skrawek tego. Otworzyła oczy, ujrzała przed sobą ciemny, pusty pokój. Ciągle czuła na ustach smak wyobraźni. Smak wyobraźni. "Wino, to tylko wino..." Podeszła do komputera i napisała mu o tym. Ze szczegółami. Wysłała. A potem nagle przestraszyła się jego reakcji. Napisała sprostowanie, że to alkohol, że ją poniosło, że przeprasza, żeby się nie gniewał.
Niecierpliwie czekała na piątek. Dzień mijał niemiłosiernie powoli. Każda minuta trwała 300 sekund. 20.00. 21.45. 22.39. 23.00 Sms.
[Louis]: Już jestem. Tęskniłem. - serce zabiło znowu szybciej.
[Ty]: Może porozmawiamy na czacie?
[Louis]: Tak.
Pierwszy krok do przodu. Oboje czuli podobnie. Tęsknili jak szaloni. Jakby nie mogli bez siebie żyć. Jakby znali się całe życie. Jakby zawsze byli. Rozmawiali do czwartej nad ranem. Już zaczęło świtać. Kilka godzin czatu. Mieli wrażenie, że wiedzą już wszystko, że prawie się dotknęli. Położyli się spać osobno, a jakby razem. Dziwna noc.
Potem następny dzień. Wyszli oboje wieczorem, ale umówili się, że powtórzą wczorajszy wieczór. Ale dziś miało być odrobinkę inaczej. Alkohol płynął w żyłach. Podgrzewał i tak gorącą już krew. Byli odważniejszi. Prośba.
[Ty]: Zadzwoń do mnie.
[Louis]: Jesteś tego pewna?
[Ty]: Nie, ale zadzwoń. Zobaczymy.
[Louis]: A co powiemy?
[Ty]: "Cześć" i wrócimy na czata.
[Louis]: Ok, dzwonię.
Patrzyła jak telefon zaświecił. Podniosła go z przerażeniem i powiedziała:
[Ty]: Słucham...?
[Louis]: No cześć. I co teraz?
[Ty]: Nie wiem. Wracamy na czata.
[Louis]: Wracamy.
Serce waliło jej jak oszalałe. Usłyszała jego głos i nagle poczuła się malutka, jak mała dziewczynka, która sięga po zabawkę a nie zna instrukcji obsługi.
[Louis]: Słyszałem, jak wali Ci serce. To chyba nie był dobry pomysł. Na pewno masz tyle lat? Brzmisz jak 17-letnia dziewczyna.
[Ty]: Mam, na serio. A ty brzmisz bardzo poważnie.
Zrobiło się dziwnie. Czuła, jakby chciała uciec "W co ja się pakuję?" Jakieś napięcie w czytanych słowach. Coś ją przeraziło. Czuła, że jego też. Nie wiedziała, dlaczego tak zareagowała. Przecież to tylko telefon. Poczuła, że musi coś zrobić i to szybko.
[Ty]: Może powinnyśmy się spotkać na żywo?
[Louis]: Kiedy?
[Ty]: W poniedziałek.
[Louis]: W ten?
[Ty]: Tak. Im szybciej, tym lepiej.
Chwila zastanowienia. Przecież nie mają nic do stracenia.
[Louis]: Ok. Zastanówmy się nad tym i pogadamy jutro.
[Ty]: Więc do jutra. Pa
[Louis]: Pa
Niedziela. Umówili się na 20.00. Cały dzień myślała czy dobrze zrobiła, proponując tak nagle spotkanie, niemalże z dnia na dzień. Ale oboje zdawali sobie sprawę, że muszą to zrobić, zanim wszystko zabrnie za daleko. Teraz byli w stanie w jakimś stopniu przełknąć gorycz porażki. Potem mogłoby zaboleć znacznie bardziej. To było jedyne wyjście. Jedyne rozsądne.
Rozmowa na czacie była bardzo wesoła. Poczucie humoru wzięło górę nad zdenerwowaniem. Zdecydowali się porozmawiać jeszcze raz przez telefon. Tym razem wyszło w miarę normalnie. Lekkie zdenerwowanie. Ale rozmawiali prawie dziesięć minut. W porównaniu z pierwszą rozmową odniesli olbrzymi sukces. Umówili się jeszcze, że później wieczorem po 23.00 zadzwoni do niej i porozmawiają dłużej.
Godzina 23.10. Telefon zaświecił. Rozmowa potoczyła się od razu. Śmiali się przez cały czas. Nawet nie byli zdenerwowani. Dostali niemalże głupawki, zachowywali się jak najlepsi kumple. Umówili się, że spotykają się "bez podtekstów", ze to będzie zwykłe spotkanie. Żadna randka, po prostu pójdą na piwko i pogadają. Że żaden nie odejdzie na widok tego, co zobaczy, żadnego plucia pod nogi i wzroku pełnego obrzydzenia. Zaczęli wariować. W duchu oboje dziękowali Bogu za poczucie humoru. Cokolwiek się zdarzy wytrzymają ze sobą, ponieważ oboje są dobrze wychowani. Uznali się za największych wariatów pod słońcem. Wariatów, którzy idą na randkę "bez podtekstów". Dobre sobie. Wygłupiali się przez godzinkę, powiedzieli dobranoc i z błogim uczuciem szaleństwa, w jakie się pchają, zasnęli.

Część 3.
Obudziła się rano. Przeciągnęła na łóżku. "Ciekawy dzień mnie czeka, bardzo ciekawy." Wstała. Poranna toaleta, wczoraj przygotowana garderoba, makijaż i można mknąć na spotkanie. Miała kilka spraw do załatwienia. Umówieni byli na 16.00. Załatwiła wszystko wcześniej niż myślała i na umówione miejsce przybyła kilka minut po 14.00. Pogoda była cudowna. 30 stopni C w cieniu. Siedziała sobie na ławeczce, popijała ciepłą wodę mineralną i zastanawiała się, jak to będzie. W miarę upływu czasu robiła się coraz bardziej rozluźniona. Zdenerwowanie minęło bezpowrotnie. Około 15.15 ujrzała mężczyznę, który opisem mógłby pasować do niego. Trochę nie pasował jej bukiet kwiatów, jak trzymał w ręce. Patrzyła na niego pół godzinki. 15.38. sms: 
[Louis]: Właśnie wyruszyłem na spotkanie z przeznaczeniem. Około 15.50 podniosła się z ławki z zamiarem podejścia do mężczyzny, któremu przyglądała się jakiś czas. Ale zrezygnowała. Jakiś strach ją obleciał. Zrobiła rundkę po rynku i wróciła z powrotem. Ten mężczyzna nadal stał. Zdecydowanym krokiem ruszyła w jego stronę. Nagle ujrzała jak macha do kogoś i podchodzi do niego jakaś osoba. Zaczęła się śmiać w duchu "Boże zaczepiłabym całkowicie obcego mężczyznę! Wyszłabym na kompletną idiotkę!" Czuła, że zaraz wybuchnie śmiechem. 
W torebce zadzwonił telefon. 
[Louis]: No i gdzie jesteś? 
[Ty]: Stoję w umówionym miejscu, a ty?
[Louis]: Ja też. Nie widzę Cię.
Rozejrzała się wokół i zobaczyła osóbkę rozmawiającą przez telefon.
[Ty]: A ja Cię widzę. 
Roześmiała się i wyłączyła telefon. Patrzyła, jak tamten z niedowierzaniem spogląda na komórkę. Schowała telefon do torebki i z uśmiechem na ustach ruszyła w jego stronę. Miała chyba głupawy wyraz twarzy, bo poznał ją od razu. 
[Louis]: To ty? 
[Ty]: Tak, ja. Chodźmy gdzieś na to piwo, bo zaraz padnę z pragnienia i będziesz mnie mieć na sumieniu. 
Skrępowanie minęło. Usiedli w jednym z ogródków i zaczęli rozmawiać. Czasem wydawało im się, ze tematy się kończą, ale to było złudzenie. Drugie piwo. Rozmowa nabierała tempa. Śmiali się ciągle. Trzecie piwo. Zaczynali czuć się jak na malutkim haju. Czas płynął, a oni ciągle rozmawiali. Zmienili knajpkę i poszli coś zjeść. Nadal gadali bez przerwy. Piwo wprowadziło ich w stan rozluźnienia. Przyglądali się sobie bardzo uważnie. Badali każdy ruch, słuchali każdego słowa bardzo zachłannie. Słuchali dźwięku śmiechu, wpatrywali się w kolor oczu. Miało być "bez podtekstów", ale chyba się nie udało. Dowiadywali się coraz więcej o sobie nawzajem. Wszystko było w porządku. Takie przynajmniej sprawiali wrażenie. Ale czas leciał i trzeba było się w końcu pożegnać. Stali na przystanku tramwajowym. W oddali zobaczyli tramwaj. Wyciągnęła do niego rękę. Troszkę się zdziwił. Nie wiedział, czego chciała, ale to jakby nie było to. Odwzajemnił gest. Weszła do tramwaju.  Odmachał jej ręką i uśmiechnął się szeroko. 
Droga do domu trochę się dłużyła. Zaraz po wejściu włączyła komputer. Napisała: 
[Ty]: Napisz pierwszy, potem Ci odpowiem. Było chyba dobrze. Jestem trochę zdezorientowana, ale było w porządku.
Rano przeczytał maila. Wszystko wydawało się w porządku. Trochę był inny, jakby nie chciała jemu czegoś powiedzieć. Pochwały jakby naciągane. Ale nie chciał tego zobaczyć, napisał, że świetnie się bawił, że był to bardzo miły wieczór. Pozwolił sobie na szczerość. 
Po południu znalazł w skrzynce maila od niej.
[Ty]: Zróbmy sobie kilka dni przerwy. Do piątku. Ok? - nie mógł tego zrozumieć. Przecież wszystko było dobrze. Co się stało? Ale zgodził się. Nie miał wyjścia. 
Cały dzień chodził jak w transie. Zawsze uchodził za osobę bardzo wesołą. Zawsze uśmiechnięty i zawsze skory do zabawy. Niewiele osób wiedziało, jak łatwo go zranić, że starannie ukrywa własne uczucia, że pod maską uśmiechu kryje się często ból. Twarz dla ludzi i twarz prawdziwa. Jak dwie maski teatralne. Śmiech i łzy. Tym razem zwyciężyły łzy. Pomimo iż zgodził się na mailową ciszę, napisał maila. Był gorzki, ale nie potrafił się powstrzymać. Czuł, że to, co od niej usłyszy zaboli, że to, niestety koniec. Wolał sam powiedzieć, że tak bardzo jemu nie zależy. 
Następnego dnia znalazła w skrzynce odpowiedź. Nie spodziewała się takich słów: 
[Louis]: Wczoraj zrozumiałem, dlaczego moje związki nigdy nie trwały długo. Nie potrafię dzielić życia z inną osobą. To mnie wyniszcza. Przepraszam. Jak będziesz chciała porozmawiać, to bądź o 13.00 na czacie." 
Czat był ciężki. Ale jakoś z niego wybrnęli. Chyba oboje udawali, że wszystko jest w porządku. Była zła, ale próbowała to ukryć. W pewnym stopniu jej się udało. Wieczorem znalazła w skrzynce list. Taki jak dawniej. Śmieszny i odpisała w podobnym tonie. Wiedziała, że za kilka dni złość minie. Krew się uspokoi. Ciekawiła ją przyszłość. Skoro to nie koniec, to znaczy, ze coś jeszcze będzie. I chciała się przekonać, co. 
Ale noc była bardzo ciężka. Uważała się za silną osobę, ale to było silniejsze. Położyła się i próbowała zasnąć. Ale nie mogła. Leżała, a łzy płynęły jej z oczu, płynęły spokojnie jak rzeka, nie potrafiła nad nimi zapanować. Zobaczyła, jak wstaje słońce, dopiero potem zasnęła. 
Dobry humor powracał. Pomógł jej on. Pisał jak dawniej. Zabawnie i w końcu porwało ją to. Znowu było dobrze. Jak wcześniej. Jakby nic się nie wydarzyło. Kilka maili dziennie, znowu o wszystkim. O codziennym życiu. Znowu uśmiechała się na widok listu od niego, znowu czuła dziwne ukłucie w żołądku. 
Minął tydzień i zaczęli znowu flirt. Podjęła z nim pewna grę. A on zgodził się bez oporów. Napisała jemu jak wyobraża sobie miłość  i wysłała. Spodobało się jemu. Zaczęli z powrotem nakręcać sprężynkę. Powoli, ale bardziej zdecydowanie. Żartowali albo pisali poważnie. Sami powoli zaczęli się gubić, kiedy żartują, a kiedy mówią prawdę. Zatonęli w fikcji, którą sami stworzyli. Można powiedzieć, że wirtualna miłość kwitła w pełni. Zaczęły się sms'y. Gorące sms'y na dobranoc. Czuli, że jedyne, co mogą zrobić, to spotkać się i urzeczywistnić fikcję. 
Umówili się na drugie spotkanie. Randka na łonie natury, oczywiście "bez podtekstów". Żartowali oboje, bo dobrze wiedzieli, po co się spotykają. Aby zobaczyć, czy z tego coś będzie. 
Widziała, że on niczego jej nie da, niczego trwałego. Ale jest w stanie zgodzić się na zabawę. Coś nie zobowiązującego. Zgodziła się na jego propozycję. "Przecież nic nie tracę. Będziemy się oboje dobrze bawić i tyle." 
Poczucie humoru oboje mieli podobne. Więc umówili się w romantycznym miejscu. Na skwerku dla zakochanych.


Część 4.
Kolejny gorący, sierpniowy dzień. Znowu załatwiła swoje sprawy szybciej i czekała na niego. Umówili się o tej samej godzinie co ostatnio. Dosiadł się do niej miły, starszy pan. Zawsze lepiej jest z kimś porozmawiać. Czas szybciej leci. Zauważyła go z daleka. Wydawało jej się, że go nie pamięta, ale się myliła. Może to 6 zmysł? Nie wiedziała. Podeszła do niego. Skierowali się w stronę parku, aby spokojnie porozmawiać. Cały czas się śmiali i rozmawiali. Zdawało im się, że znają się od zawsze. Młodsza zdecydowała się w końcu zaprosić go do siebie.
[Ty]: Może pójdziemy do mnie? Zobaczysz jak mieszkam.
[Louis]: Możemy pójść. - nic już więcej nie mówili. Poszli w kierunku jej domu. Szli w ciszy. Nie czuli skrępowania.
Doszli. Dziewczyna otworzyła szeroko drzwi od mieszkania i zaprosiła go do środka. Rozglądał się wokół siebie.
[Louis]: Ładnie. - nic nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się tylko do niego i skierowała się w stronę kuchni w celu zrobienia kawy.
[Ty]: Jaką kawę pijesz?
[Louis]: Rozpuszczalną z mlekiem poproszę. - dziewczyna przygotowywała kawę, a on w tym czasie rozglądał się dalej. Przyglądał się zdjęciom, które wisiały na ścianach. Po chwili przyszła dziewczyna i zaprowadziła go do kuchni. Usiedli naprzeciwko siebie. Nic nie mówili. Patrzyli sobie głęboko w oczy i po prostu pili kawę. Coś w tym spojrzeniu było. Nie wiedzieli co. Chłopak nic nie mówiąc podszedł do dziewczyny. Chwycił jej twarz w dłonie i złożył na jej ustach pocałunek. Długi, delikatny pocałunek. Dziewczyna chwyciła jego dłoń i prowadziła go w kierunku jej sypialni. Po niedługim czasie, zatopieni w namiętnym pocałunku leżeli już na łóżku. Nie przerywając niczego ubrania po kolei lądowały na podłodze. Zatracili się w sobie. Nic się dla nich nie liczyło. Tylko oni. Ich świat zamknął się w ich objęciach. On delikatnie położył się na niej, uważając żeby nie zrobić jej krzywdy. Wszedł w nią delikatnie i powoli. Widzieli w swoich oczach porządanie i chęć bycia ze sobą. Posuwał się w niej powoli, ale stanowczo. Zapach jego potu przeplatał się z zapachem perfum. Doprowadzał dziewczynę do obłędu. Ich jęki były ciche, co jeszcze bardziej doprowadzało ich do szaleństwa. W przód i w tył. Chłopak coraz szybciej poruszał biodrami. Delikatnie masował jej piersi. Nagle oparł swoje spocone czoło o jej czoło i spojrzał głeboko w oczy uśmiechając się. Wiedziała, że to już koniec, ale nie wiedziała co dalej z nimi. Czy to co się między nimi stało coś zmienia. Położył się obok niej.
[Louis]: O czym myślisz?
[Ty]: Co będzie teraz? Wracamy do poprzedniego stanu?
[Louis]: Nie. - krótka odpowiedź. Dziewczyna nie wiedziała co ma teraz myśleć. Ta odpowiedź jej nic nie dała.
[Ty]: Nie? Co to znaczy, że nie?
[Louis]: Nie wracamy do poprzedniego stanu. - nic więcej nie powiedział. Ona też nie. Nie potrzebowali tego. Wiedzieli, że teraz się wszystko ułóży. Przygoda, która zaczęła się na czacie skończyła się czystą miłością. 




2 komentarze: