Byliśmy na tej samej imprezie. Około pierwszej kumpel uniósł w górę pustą butelkę po piwie.
[Kumpel]: Gramy, pytanie albo wyzwanie! - zagaił.
Usiedliśmy w niedbałym kręgu, kolejne osoby zaczynały kręcenie. W końcu szkło trafiło w jego dłoń, a kręcąca się butelka w końcu zatrzymała się wskazując na mnie.
[Ty]: Wyzwanie. - wymamrotałam. Uśmiechnął się do mnie, na co serce zabiło zdecydowanie za szybko. Tak dawno tego nie robił. [Zayn]: Pocałuj mnie. - polecił mi na co zareagowałam krótkim lękiem. Zbliżyłam się do niego i połączyłam nasze wargi w całość na dobrą minutę, delektując się na powrót jego bliskością. Wróciłam na swoje miejsce i zakręciłam niedbale, przyjmując współczujące spojrzenia znajomych, którzy doskonale wiedzieli jak bolało mnie rozstanie. Butelka wykonała ostatni obrót i zatrzymała się, na nim.
[Zayn]: Pytanie. - podrapał się po karku. przełknęłam ślinę.
[Ty]: Kochasz mnie jeszcze? - wybełkotałam.
[Zayn]: Jak wariat. - odpowiedział po czym otworzył ramiona ze świadomością, że zaraz się w nich znajdę.
wtorek, 24 kwietnia 2012
Louis
Siedziałam na podłodze na środku pokoju. Wokół mnie leżały podarte fotografie. Z moich oczu płynęły łzy. Nagle drzwi do pokoju otworzyły się, a w nich stanął on - powód mojego płaczu. Spojrzałam na niego. Jego oczy wbiły się w punkt lekko nad moją głową.
[Ty]: Dlaczego? - Wyszeptałaś - Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego mnie zdradziłeś? - mój szept przerodził się w krzyk - nienawidzę cię sukinsynie, nienawidzę! - Zalana łzami, prawie nie mogłam oddychać.
[Louis]: Kochanie, naprawdę nie mogę z tobą być. - Odrzekł z ironicznym uśmiechem. Zbliżył się do mnie i pocałował. [Ty]: Spierdalaj! Nie chce cię widzieć - krzyknęłam.
On zaczął się śmiać i zostawiając mi żyletki na biurku, powiedział. [Louis]: Tylko nie zrób sobie krzywdy, kochanie. - i wyszedł.
[Ty]: Dlaczego? - Wyszeptałaś - Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego mnie zdradziłeś? - mój szept przerodził się w krzyk - nienawidzę cię sukinsynie, nienawidzę! - Zalana łzami, prawie nie mogłam oddychać.
[Louis]: Kochanie, naprawdę nie mogę z tobą być. - Odrzekł z ironicznym uśmiechem. Zbliżył się do mnie i pocałował. [Ty]: Spierdalaj! Nie chce cię widzieć - krzyknęłam.
On zaczął się śmiać i zostawiając mi żyletki na biurku, powiedział. [Louis]: Tylko nie zrób sobie krzywdy, kochanie. - i wyszedł.
Zayn
Siedzieliśmy w samochodzie pod blokiem dziewczyny przyjaciela, czekając aż w końcu się nią nacieszy.
[Zayn]: Ileż można. - denerwował się nie mogąc się niczym zająć. [ty]: Nie grymaś. - powtarzałam ciągle.
[Zayn]: Idę zapalić. - syknął i wyszedł z samochodu. Po chwili był z powrotem.
[Zayn]: Ja pierdole. Już siedzimy tu dwie godziny. - rzucił sprawdzając godzinę.
[Ty]: Może kiedyś zrozumiesz jak to jest kiedy jesteś zakochany i nie możesz się nacieszyć drugą osobą. - powiedziałam wzruszając ramionami.
[Zayn]: Wiem jak to jest być zakochanym, ale nacieszyć się nią jeszcze nie miałem okazji. - zamruczał pod nosem odwracając głowę w drugą stronę. Dziwnie się poczułam.
[Ty]: Mhm, to powodzenia. - rzuciłam opryskliwie.
[Zayn]: Myślisz, że powinienem jej powiedzieć co czuję? - zapytał. Przytaknęłam.
[Zayn]: Nie potrafię słowami. - spojrzał na mnie.
[Ty]: To gestami baranie. - syknęłam.
[Zayn]: Tak? - uniósł brew ku górze i przybliżając się do mnie złączył nasze usta.
[Zayn]: Ileż można. - denerwował się nie mogąc się niczym zająć. [ty]: Nie grymaś. - powtarzałam ciągle.
[Zayn]: Idę zapalić. - syknął i wyszedł z samochodu. Po chwili był z powrotem.
[Zayn]: Ja pierdole. Już siedzimy tu dwie godziny. - rzucił sprawdzając godzinę.
[Ty]: Może kiedyś zrozumiesz jak to jest kiedy jesteś zakochany i nie możesz się nacieszyć drugą osobą. - powiedziałam wzruszając ramionami.
[Zayn]: Wiem jak to jest być zakochanym, ale nacieszyć się nią jeszcze nie miałem okazji. - zamruczał pod nosem odwracając głowę w drugą stronę. Dziwnie się poczułam.
[Ty]: Mhm, to powodzenia. - rzuciłam opryskliwie.
[Zayn]: Myślisz, że powinienem jej powiedzieć co czuję? - zapytał. Przytaknęłam.
[Zayn]: Nie potrafię słowami. - spojrzał na mnie.
[Ty]: To gestami baranie. - syknęłam.
[Zayn]: Tak? - uniósł brew ku górze i przybliżając się do mnie złączył nasze usta.
Harry
Będąc bezrobotną, mimo dyplomu w kieszeni, zdecydowałaś się na wyjazd do Londynu. Znałaś angielski na tyle, by móc w miarę swobodnie się porozumieć, ale mimo to czułaś obawę przed wyprawą w nieznane. Obawę i nadzieję zarazem.
Londyn spodobał ci się od pierwszego wejrzenia. Jego specyficzny klimat - nowoczesność nasycona duchem przeszłości.
Zdecydowałaś się szukać pracy z zamieszkaniem, by móc więcej zaoszczędzić. Brałaś pod uwagę opiekę nad dziećmi lub sprzątanie.
Pojechałaś na rozmowę w sprawie pracy. W okolicach Londynu. Podróż trochę ci się dłużyła. Czułaś mrowienie w żołądku, co było niewątpliwą oznaką zdenerwowania.
Gdy przybyłaś na miejsce, ujrzałaś okazałą rezydencję. I olbrzymi ogród. Coś bajecznego. Miałaś nadzieję, że sobie poradzisz. Maskując niepewność nikłym uśmiechem, ruszyłaś na spotkanie potencjalnych pracodawców.
Dostałaś pracę! Bardzo się ucieszyłaś! Usiadłaś na sofie w swoim nowym pokoju i starałaś się uporządkować myśli. Przede wszystkim twoje obowiązki. Miałaś od jutra rozpocząć pracę jako osoba do towarzystwa starszej pani - Ann. To emerytowana nauczycielka, z którą miałaś spędzać czas na rozmowach, spacerach i czytaniu książek. Prócz niej dom zamieszkiwali - jej syn Harry, kuzyn James, służba, no i ty - ktoś pomiędzy. Poznałaś wszystkich, prócz Harrego.
Polubiłaś Ann, przemiłą, dystyngowaną starszą panią. Praca dla niej była przyjemnością. Harry był inny z całą pewnością. Przystojny, wysoki, o brązowych lokowanych włosach sięgających ledwie za uszy i zielonych oczach, których wyrazu nie potrafiłaś zrozumieć. Jego zagadkowe spojrzenie zarazem przyciągało cię i odpychało. Harry był intrygujący.
[Harry]: Jak masz na imię?
[Ty]: [T.I], proszę Pana.
[Harry]: Wystarczy Harry.
[Ty]: Rozumiem.
Harry zaskoczył cię, gdy spacerowałaś po ogrodzie. Jak zwykle miał nieodgadniony wyraz oczu, do którego z wolna zaczynałaś się przyzwyczajać.
[Harry]: Dlaczego tu jesteś?
[Ty]: Potrzebowałam pracy - odparłam.
[Harry]: Jesteś zadowolona? - badał cię dalej
[Ty]: Na razie tak - stwierdziłaś
[Harry]: Źle się czuję - szepnął nagle
[Ty]: Czy mogę jakoś pomóc? - spytałaś niepewnie
[Harry]: Wątpię - roześmiał się nieco opryskliwie
[Ty]: Boli Cię dusza? - spytałaś spokojnie
Harry zamarł i popatrzył na mnie z niedowierzaniem.
[Harry]: Jak zgadłaś? - szepnął
Spuściłaś wzrok pod jego przenikliwym spojrzeniem.
[Ty]: Widzę to - również szepnęłaś - Chodź, wracajmy do domu. Robi się chłodno.
Poszedł za mną potulnie. Milczeliśmy.
Zaczęliście spędzać ze sobą sporo czasu. Z początku podchodził do ciebie z rezerwą. Potem z rosnącym zaciekawieniem, czasem z pokorą a kiedy indziej z hamowanym gniewem. Był zmienny. Ann była opanowana i życzliwa, państwo Styles – kulturalni, a Harry... cały czas cię obserwował. Nie widziałaś, by cokolwiek robił. Nie jeździł do pracy, nie spotykał się z ludźmi. Całe dnie spędzał jeżdżąc konno, czytając, a najczęściej rozmyślając.
Późnym wieczorem patrzyłaś na swoje odbicie w lustrze. Smukła sylwetka, jasna, wręcz blada cera twarzy, na tle której twoje oczy i brwi robiły intensywne wrażenie. Za tobą stała niewidzialna samotność.
[Harry]: Lubię z tobą przebywać - zakomunikował mi Harry.
[Ty]: Ja też lubię spędzać z tobą czas - odparłaś ze śmiechem
Spochmurniał.
[Ty]: Co się stało? - spytałaś
[Harry]: Chciałbym zostać z tobą na zawsze - odpowiedział
[Ty]: To nie zależy od nas – stwierdziłaś.
Przymknął oczy. Wiedziałaś, że znów cierpi. Czułaś to. Coś w nim nie pozwalało mu normalnie żyć, raz po raz szarpiąc duszę.
[Ty]: Harry - szepnęłaś - jestem.
Tylko tyle, a może aż tyle.
Termin zakończenia ważności wizy zbliżał się nieubłaganie a ty zdążyłaś przyzwyczaić się do życia tutaj. Nie chciałaś jednak pozostawać nielegalnie. Powiedziałaś o tym Jamesowi. Wówczas on niespodziewanie zaproponował ci małżeństwo. Byłaś zaskoczona, ale nim zdążyłaś jakoś zareagować na jego ofertę ...
[Harry]: Nieee - usłyszałaś krzyk Harrego, krzyk rozpaczy.
Nie zauważyłaś go wcześniej. Siedział na schodach. Płakał, był przerażony, zły, a może nawet wściekły. Cały się trząsł. Pojawili się wszyscy i patrzyli na niego bez zdziwienia, ale za to ze smutkiem i... znużeniem. Patrząc na niego, nagle poczułaś, że wiem, co powinnaś i co chcesz zrobić.
[Ty]: Harry - pochyliłaś się nad nim - czy chcesz bym została z tobą?
[Harry]: Zrobiłabyś to ? - niemal bezgłośnie zaszemrał jego głos
[Ty]: Tak - odparłaś pewnie
[Harry]: Marzę o tym, ale... nie chcę, byś decydowała się na to z litości - wydusił z siebie Harry.
[Ty]: Nie robię tego z litości - stwierdziłaś stanowczo
Nie kłamałaś. To stało się dla ciebie oczywiste od chwili, gdy zrozumiałaś jak bardzo Harry cię kocha i jak ty kochasz jego. Nie przerażało cię jego zagubienie. Widziałaś, że jego dojmująca samotność tylko pogłębiała ten stan. Byłaś na tyle silna, by pomóc Harremu pokonać jego demony i przynieść ukojenie duszy. Potrafiłaś zapomnieć o własnej, ciemnej stronie przeszłości i móc czerpać pozytywną energię z wygranej walki samej z sobą. Ale to już inna historia ...
A sprawa wizy. No cóż, na pewno coś wymyślę.
Londyn spodobał ci się od pierwszego wejrzenia. Jego specyficzny klimat - nowoczesność nasycona duchem przeszłości.
Zdecydowałaś się szukać pracy z zamieszkaniem, by móc więcej zaoszczędzić. Brałaś pod uwagę opiekę nad dziećmi lub sprzątanie.
Pojechałaś na rozmowę w sprawie pracy. W okolicach Londynu. Podróż trochę ci się dłużyła. Czułaś mrowienie w żołądku, co było niewątpliwą oznaką zdenerwowania.
Gdy przybyłaś na miejsce, ujrzałaś okazałą rezydencję. I olbrzymi ogród. Coś bajecznego. Miałaś nadzieję, że sobie poradzisz. Maskując niepewność nikłym uśmiechem, ruszyłaś na spotkanie potencjalnych pracodawców.
Dostałaś pracę! Bardzo się ucieszyłaś! Usiadłaś na sofie w swoim nowym pokoju i starałaś się uporządkować myśli. Przede wszystkim twoje obowiązki. Miałaś od jutra rozpocząć pracę jako osoba do towarzystwa starszej pani - Ann. To emerytowana nauczycielka, z którą miałaś spędzać czas na rozmowach, spacerach i czytaniu książek. Prócz niej dom zamieszkiwali - jej syn Harry, kuzyn James, służba, no i ty - ktoś pomiędzy. Poznałaś wszystkich, prócz Harrego.
Polubiłaś Ann, przemiłą, dystyngowaną starszą panią. Praca dla niej była przyjemnością. Harry był inny z całą pewnością. Przystojny, wysoki, o brązowych lokowanych włosach sięgających ledwie za uszy i zielonych oczach, których wyrazu nie potrafiłaś zrozumieć. Jego zagadkowe spojrzenie zarazem przyciągało cię i odpychało. Harry był intrygujący.
[Harry]: Jak masz na imię?
[Ty]: [T.I], proszę Pana.
[Harry]: Wystarczy Harry.
[Ty]: Rozumiem.
Harry zaskoczył cię, gdy spacerowałaś po ogrodzie. Jak zwykle miał nieodgadniony wyraz oczu, do którego z wolna zaczynałaś się przyzwyczajać.
[Harry]: Dlaczego tu jesteś?
[Ty]: Potrzebowałam pracy - odparłam.
[Harry]: Jesteś zadowolona? - badał cię dalej
[Ty]: Na razie tak - stwierdziłaś
[Harry]: Źle się czuję - szepnął nagle
[Ty]: Czy mogę jakoś pomóc? - spytałaś niepewnie
[Harry]: Wątpię - roześmiał się nieco opryskliwie
[Ty]: Boli Cię dusza? - spytałaś spokojnie
Harry zamarł i popatrzył na mnie z niedowierzaniem.
[Harry]: Jak zgadłaś? - szepnął
Spuściłaś wzrok pod jego przenikliwym spojrzeniem.
[Ty]: Widzę to - również szepnęłaś - Chodź, wracajmy do domu. Robi się chłodno.
Poszedł za mną potulnie. Milczeliśmy.
Zaczęliście spędzać ze sobą sporo czasu. Z początku podchodził do ciebie z rezerwą. Potem z rosnącym zaciekawieniem, czasem z pokorą a kiedy indziej z hamowanym gniewem. Był zmienny. Ann była opanowana i życzliwa, państwo Styles – kulturalni, a Harry... cały czas cię obserwował. Nie widziałaś, by cokolwiek robił. Nie jeździł do pracy, nie spotykał się z ludźmi. Całe dnie spędzał jeżdżąc konno, czytając, a najczęściej rozmyślając.
Późnym wieczorem patrzyłaś na swoje odbicie w lustrze. Smukła sylwetka, jasna, wręcz blada cera twarzy, na tle której twoje oczy i brwi robiły intensywne wrażenie. Za tobą stała niewidzialna samotność.
[Harry]: Lubię z tobą przebywać - zakomunikował mi Harry.
[Ty]: Ja też lubię spędzać z tobą czas - odparłaś ze śmiechem
Spochmurniał.
[Ty]: Co się stało? - spytałaś
[Harry]: Chciałbym zostać z tobą na zawsze - odpowiedział
[Ty]: To nie zależy od nas – stwierdziłaś.
Przymknął oczy. Wiedziałaś, że znów cierpi. Czułaś to. Coś w nim nie pozwalało mu normalnie żyć, raz po raz szarpiąc duszę.
[Ty]: Harry - szepnęłaś - jestem.
Tylko tyle, a może aż tyle.
Termin zakończenia ważności wizy zbliżał się nieubłaganie a ty zdążyłaś przyzwyczaić się do życia tutaj. Nie chciałaś jednak pozostawać nielegalnie. Powiedziałaś o tym Jamesowi. Wówczas on niespodziewanie zaproponował ci małżeństwo. Byłaś zaskoczona, ale nim zdążyłaś jakoś zareagować na jego ofertę ...
[Harry]: Nieee - usłyszałaś krzyk Harrego, krzyk rozpaczy.
Nie zauważyłaś go wcześniej. Siedział na schodach. Płakał, był przerażony, zły, a może nawet wściekły. Cały się trząsł. Pojawili się wszyscy i patrzyli na niego bez zdziwienia, ale za to ze smutkiem i... znużeniem. Patrząc na niego, nagle poczułaś, że wiem, co powinnaś i co chcesz zrobić.
[Ty]: Harry - pochyliłaś się nad nim - czy chcesz bym została z tobą?
[Harry]: Zrobiłabyś to ? - niemal bezgłośnie zaszemrał jego głos
[Ty]: Tak - odparłaś pewnie
[Harry]: Marzę o tym, ale... nie chcę, byś decydowała się na to z litości - wydusił z siebie Harry.
[Ty]: Nie robię tego z litości - stwierdziłaś stanowczo
Nie kłamałaś. To stało się dla ciebie oczywiste od chwili, gdy zrozumiałaś jak bardzo Harry cię kocha i jak ty kochasz jego. Nie przerażało cię jego zagubienie. Widziałaś, że jego dojmująca samotność tylko pogłębiała ten stan. Byłaś na tyle silna, by pomóc Harremu pokonać jego demony i przynieść ukojenie duszy. Potrafiłaś zapomnieć o własnej, ciemnej stronie przeszłości i móc czerpać pozytywną energię z wygranej walki samej z sobą. Ale to już inna historia ...
A sprawa wizy. No cóż, na pewno coś wymyślę.
Zayn
13 grudzień
Minęło sto dni, odkąd nie piję. Nie pijemy oboje. Nie pijemy i nie bierzemy. Trzeźwiejemy. Dziewięćdziesiąt osiem dni terapii. Kilkanaście napisanych prac. Kilkadziesiąt stron Dzienniczków Uczuć. I tylko ta cholerna niepewność - co jutro?
Kazali mi napisać list do niego. Mam opisać w nim, co znaczy dla mnie kochać i porównać z tym co robiłam na haju. I co ja mam mu napisać? Że wtedy w tych dziwnych miesiącach, kiedy my to nie byliśmy my, czasem specjalnie dawałam Ci wódkę, by zobaczyć jak stajesz się mały i bezbronny? Wiedziałam, że jeśli nie weźmiesz nic pod alkohol wpadniesz w koszmarny kanał. Że potniesz się, wdasz w bójkę, zbijesz głową szybę. Zrobisz sobie krzywdę po prostu. Wiedziałam to i czasem specjalnie zabierałam wszystko, co mogło poprawić Ci nastrój. I wlewałam w Ciebie alkohol. Kieliszek po kieliszku. Czułam wtedy władzę. Chorą władzę. Nikt, kto nie był tam gdzie my, nigdy tego nie zrozumie. Nie zrozumie, jak bardzo pijak chce być choć trochę lepszy od drugiego pijaka. Jak to go podbudowuje. Bo zobacz, on leży w rynsztoku a ja pięć centymetrów wyżej. Nie jestem tym najgorszym ścierwem, brakuje mi jeszcze paru litrów do niego. Wiedziałam, gdzie jest Twój najsłabszy punkt i wykorzystywałam go, byś to Ty okazał się tym gorszym pijakiem. Nie ja. Nienawidziłam się za to, co robię. Nienawidziłam Ciebie za to, że mogłam to robić. Nienawidziłam całego świata i wszystkich ludzi.
Teraz wiem, że kochać znaczy chronić przed złem, przed koszmarami z przeszłości. Kochać to wspierać, gdy drugiej osobie jest źle. Kochać to opiekować się, gdy zmory przeszłości nie pozwalają spać. Dziś to wiem. O siedemnaście miesięcy za późno. O kilka kilogramów kokainy, amfetaminy, marihuany, cracku za późno. O kilkaset litrów wódki i piwa za późno. O kilkadziesiąt machnięć żyletki po Twoim brzuchu i nadgarstkach, kilkanaście stłuczonych szyb i kilka stoczonych bezsensownych bójek za późno. Teraz dopiero zakochuję się w Tobie na nowo. Na trzeźwo. Zakochuję się w Tobie, w Zaynie, w mężczyźnie. Nie w alkoholowym urojeniu. Na nowo Cię odkrywam, Twoje dobre i ciemne strony. Twoje sny, marzenia, pragnienia. Ciebie po prostu. I wiesz, postaram się wszystko Ci wynagrodzić. Każdą złą chwilę zamienić na dziesięć pięknych. Każde czarne wspomnienie przemienić w radosny dzień. Bo wiesz. Kocham Cię. Dla Ciebie wszystko
25 grudzień
Dostałam nową pracę do napisania. "Jak alkohol wpłynął na moje życie seksualne". Czy oni zawsze wymyślają takie tematy? Już miałam "przyjemność" wysłuchania kilku takich prac w wykonaniu podtatusiałych panów... Wiem, wiem. Mam uczyć się pokory. Wiem, że nie jestem lepszym alkoholikiem od nich. Wiem, że jakość wypijanego alkoholu nie ma znaczenia. Ale czasem nie potrafię podchodzić do tego wszystkiego z, jak Ty to nazywasz, pokorą. Nie umiem odnaleźć siebie wśród dziesięciu starszawych facetów.
Jak alkohol wpłynął na moje życie seksualne? Szczerze mówiąc, nigdy wcześniej przed terapią nie zaznałam seksu na trzeźwo, bez żadnych dopalaczy. Twarzy wielu kochanków nawet nie pamiętam. O smaku ich ciał już nie wspomnę. Z Tobą jestem siedemnaście miesięcy a dopiero od dwóch uczę się Twojego ciała na pamięć. I to JA uczę się CIEBIE na pamięć. Nie mojego pijackiego wyobrażenia o Tobie. I zapamiętuję Cię. I czuję Twój smak. I upajam się Twoim zapachem. TWOIM. Nie zapachem przetrawionego alkoholu lub palonych liści. Kocham się z Tobą nie z mglistym wspomnieniem Ciebie. Widzę Cię, drgania Twoich mięśni, Twoje grymasy zadowolenia bądź nie. Słyszę Cię. Twoje "westchnienia i szepty bezwstydne", Twoje mrrrrrr. Czuję Cię, Twój dotyk, Twoją skórę pod opuszkami mych palców. Jestem w Tobie a Ty we mnie, jesteśmy tylko my, dla siebie, z sobą. Tak nigdy nie było w dniach kiedy piłyśmy. Tak, uprawiałyśmy seks. Czasem było naprawdę fantastycznie. Ale nigdy nie kochaliśmy się. To był tylko seks. Tylko mechaniczne ruchy rąk, warg, języków. Tylko wykonywanie „obowiązku". Wtedy nigdy po akcie miłosnym nie patrzyliśmy sobie w oczy i nigdy nie zasypialiśmy przytuleni. Nasz pierwszy trzeźwy raz był jak odkrywanie nowego lądu. Cieszę się, że poczekaliśmy z nim aż alkohol naprawdę wywietrzał z naszych głów. Dziś chciałabym Ci śpiewać.
Wtedy czasem nie chciałam Cię nawet oglądać. Chciałam byś skończył i odwrócił się na drugi bok.
I właśnie tak alkohol wpłynął na moje życie seksualne.
12 styczeń
Dziś są Twoje urodziny... pierwsze, które będziemy obchodzić bez dopalaczy. Pierwszy nasz duży test. Ten dzień zawsze kończył się zwałką dla nas, zarzyganym mieszkaniem i potwornym kacem następnego dnia. A dziś ma być inaczej. Będzie tort śmietanowy, kilku wypróbowanych, prawdziwych przyjaciół i dużo pysznego jedzenia. Mam dla Ciebie niespodziankę. Już mi tu popiskuje i próbuje dobrać się do moich zapisków. Jest śliczny. Trzy kolorowy tak jak chciałeś. Prawdziwy szetlandzki owczarek. Właściwie już Twój choć jeszcze o tym nie wiesz. Mam nadzieję, że zdołam go ukryć do wieczora. Chociaż pewna być nie mogę. Bo wiesz, jest podobny do Ciebie. Ciekawy świata, dumny, mały wariat. Wszędzie chce zajrzeć. Denerwuje się, gdy czegoś mu zabraniam. Niecierpliwi się gdy nie dostaje tego, czego chce natychmiast. No, mówię Ci, cały Ty. I jest kruchy i delikatny jak Ty. W jego ślicznych oczkach kryje się tyle lęku i niepokoju. I robi miny jak Ty. Te, które mają oznaczać "Nie odepchniesz mnie prawda?" albo "Przytul mnie, proszę, proszę, proszę". Spojrzenie pełne naiwności, niewinności. Pokochacie się. Jestem pewna.
Dziś są Twoje urodziny.
Zayn. Kochanie. Życzę Ci z całego serca więcej światła w życiu, mądrości i siły. I abyś nigdy nie żałował, że powiedziałeś mi "Kocham Cię", bo ja Ciebie też bardzo kocham, bo jesteś moją gwiazdką z nieba, i moim światełkiem w tunelu. Dzięki Tobie staję się lepsza. I dla Ciebie chcę żyć. Po prostu bądź.
15 stycznia
Z dzienniczka uczuć.
Wydarzenie: Noc. Zayn już śpi. Ja jeszcze nie.
Uczucia: Miłość, bliskość, ciepło, tkliwość, czułość, radość, szczęście,
Co w ciele?: Oczka powoli się zamykają, radosne łzy w oczach.
Co w myślach?: Jestem taka szczęśliwa. Dobrze mi. Chcę zatrzymać czas.
Jak się zakończyło?: Leżę wtulona w Zayna. Czuję jego oddech na szyi. Pierwszy raz odkąd się znamy, uśmiecha się przez sen. Jest taki... spokojny. Słuchając bicia jego serca, zasypiam...
Minęło sto dni, odkąd nie piję. Nie pijemy oboje. Nie pijemy i nie bierzemy. Trzeźwiejemy. Dziewięćdziesiąt osiem dni terapii. Kilkanaście napisanych prac. Kilkadziesiąt stron Dzienniczków Uczuć. I tylko ta cholerna niepewność - co jutro?
Kazali mi napisać list do niego. Mam opisać w nim, co znaczy dla mnie kochać i porównać z tym co robiłam na haju. I co ja mam mu napisać? Że wtedy w tych dziwnych miesiącach, kiedy my to nie byliśmy my, czasem specjalnie dawałam Ci wódkę, by zobaczyć jak stajesz się mały i bezbronny? Wiedziałam, że jeśli nie weźmiesz nic pod alkohol wpadniesz w koszmarny kanał. Że potniesz się, wdasz w bójkę, zbijesz głową szybę. Zrobisz sobie krzywdę po prostu. Wiedziałam to i czasem specjalnie zabierałam wszystko, co mogło poprawić Ci nastrój. I wlewałam w Ciebie alkohol. Kieliszek po kieliszku. Czułam wtedy władzę. Chorą władzę. Nikt, kto nie był tam gdzie my, nigdy tego nie zrozumie. Nie zrozumie, jak bardzo pijak chce być choć trochę lepszy od drugiego pijaka. Jak to go podbudowuje. Bo zobacz, on leży w rynsztoku a ja pięć centymetrów wyżej. Nie jestem tym najgorszym ścierwem, brakuje mi jeszcze paru litrów do niego. Wiedziałam, gdzie jest Twój najsłabszy punkt i wykorzystywałam go, byś to Ty okazał się tym gorszym pijakiem. Nie ja. Nienawidziłam się za to, co robię. Nienawidziłam Ciebie za to, że mogłam to robić. Nienawidziłam całego świata i wszystkich ludzi.
Teraz wiem, że kochać znaczy chronić przed złem, przed koszmarami z przeszłości. Kochać to wspierać, gdy drugiej osobie jest źle. Kochać to opiekować się, gdy zmory przeszłości nie pozwalają spać. Dziś to wiem. O siedemnaście miesięcy za późno. O kilka kilogramów kokainy, amfetaminy, marihuany, cracku za późno. O kilkaset litrów wódki i piwa za późno. O kilkadziesiąt machnięć żyletki po Twoim brzuchu i nadgarstkach, kilkanaście stłuczonych szyb i kilka stoczonych bezsensownych bójek za późno. Teraz dopiero zakochuję się w Tobie na nowo. Na trzeźwo. Zakochuję się w Tobie, w Zaynie, w mężczyźnie. Nie w alkoholowym urojeniu. Na nowo Cię odkrywam, Twoje dobre i ciemne strony. Twoje sny, marzenia, pragnienia. Ciebie po prostu. I wiesz, postaram się wszystko Ci wynagrodzić. Każdą złą chwilę zamienić na dziesięć pięknych. Każde czarne wspomnienie przemienić w radosny dzień. Bo wiesz. Kocham Cię. Dla Ciebie wszystko
25 grudzień
Dostałam nową pracę do napisania. "Jak alkohol wpłynął na moje życie seksualne". Czy oni zawsze wymyślają takie tematy? Już miałam "przyjemność" wysłuchania kilku takich prac w wykonaniu podtatusiałych panów... Wiem, wiem. Mam uczyć się pokory. Wiem, że nie jestem lepszym alkoholikiem od nich. Wiem, że jakość wypijanego alkoholu nie ma znaczenia. Ale czasem nie potrafię podchodzić do tego wszystkiego z, jak Ty to nazywasz, pokorą. Nie umiem odnaleźć siebie wśród dziesięciu starszawych facetów.
Jak alkohol wpłynął na moje życie seksualne? Szczerze mówiąc, nigdy wcześniej przed terapią nie zaznałam seksu na trzeźwo, bez żadnych dopalaczy. Twarzy wielu kochanków nawet nie pamiętam. O smaku ich ciał już nie wspomnę. Z Tobą jestem siedemnaście miesięcy a dopiero od dwóch uczę się Twojego ciała na pamięć. I to JA uczę się CIEBIE na pamięć. Nie mojego pijackiego wyobrażenia o Tobie. I zapamiętuję Cię. I czuję Twój smak. I upajam się Twoim zapachem. TWOIM. Nie zapachem przetrawionego alkoholu lub palonych liści. Kocham się z Tobą nie z mglistym wspomnieniem Ciebie. Widzę Cię, drgania Twoich mięśni, Twoje grymasy zadowolenia bądź nie. Słyszę Cię. Twoje "westchnienia i szepty bezwstydne", Twoje mrrrrrr. Czuję Cię, Twój dotyk, Twoją skórę pod opuszkami mych palców. Jestem w Tobie a Ty we mnie, jesteśmy tylko my, dla siebie, z sobą. Tak nigdy nie było w dniach kiedy piłyśmy. Tak, uprawiałyśmy seks. Czasem było naprawdę fantastycznie. Ale nigdy nie kochaliśmy się. To był tylko seks. Tylko mechaniczne ruchy rąk, warg, języków. Tylko wykonywanie „obowiązku". Wtedy nigdy po akcie miłosnym nie patrzyliśmy sobie w oczy i nigdy nie zasypialiśmy przytuleni. Nasz pierwszy trzeźwy raz był jak odkrywanie nowego lądu. Cieszę się, że poczekaliśmy z nim aż alkohol naprawdę wywietrzał z naszych głów. Dziś chciałabym Ci śpiewać.
Wtedy czasem nie chciałam Cię nawet oglądać. Chciałam byś skończył i odwrócił się na drugi bok.
I właśnie tak alkohol wpłynął na moje życie seksualne.
12 styczeń
Dziś są Twoje urodziny... pierwsze, które będziemy obchodzić bez dopalaczy. Pierwszy nasz duży test. Ten dzień zawsze kończył się zwałką dla nas, zarzyganym mieszkaniem i potwornym kacem następnego dnia. A dziś ma być inaczej. Będzie tort śmietanowy, kilku wypróbowanych, prawdziwych przyjaciół i dużo pysznego jedzenia. Mam dla Ciebie niespodziankę. Już mi tu popiskuje i próbuje dobrać się do moich zapisków. Jest śliczny. Trzy kolorowy tak jak chciałeś. Prawdziwy szetlandzki owczarek. Właściwie już Twój choć jeszcze o tym nie wiesz. Mam nadzieję, że zdołam go ukryć do wieczora. Chociaż pewna być nie mogę. Bo wiesz, jest podobny do Ciebie. Ciekawy świata, dumny, mały wariat. Wszędzie chce zajrzeć. Denerwuje się, gdy czegoś mu zabraniam. Niecierpliwi się gdy nie dostaje tego, czego chce natychmiast. No, mówię Ci, cały Ty. I jest kruchy i delikatny jak Ty. W jego ślicznych oczkach kryje się tyle lęku i niepokoju. I robi miny jak Ty. Te, które mają oznaczać "Nie odepchniesz mnie prawda?" albo "Przytul mnie, proszę, proszę, proszę". Spojrzenie pełne naiwności, niewinności. Pokochacie się. Jestem pewna.
Dziś są Twoje urodziny.
Zayn. Kochanie. Życzę Ci z całego serca więcej światła w życiu, mądrości i siły. I abyś nigdy nie żałował, że powiedziałeś mi "Kocham Cię", bo ja Ciebie też bardzo kocham, bo jesteś moją gwiazdką z nieba, i moim światełkiem w tunelu. Dzięki Tobie staję się lepsza. I dla Ciebie chcę żyć. Po prostu bądź.
15 stycznia
Z dzienniczka uczuć.
Wydarzenie: Noc. Zayn już śpi. Ja jeszcze nie.
Uczucia: Miłość, bliskość, ciepło, tkliwość, czułość, radość, szczęście,
Co w ciele?: Oczka powoli się zamykają, radosne łzy w oczach.
Co w myślach?: Jestem taka szczęśliwa. Dobrze mi. Chcę zatrzymać czas.
Jak się zakończyło?: Leżę wtulona w Zayna. Czuję jego oddech na szyi. Pierwszy raz odkąd się znamy, uśmiecha się przez sen. Jest taki... spokojny. Słuchając bicia jego serca, zasypiam...
Louis
[Louis]: Wyobraź sobie siedem gwiazd nad głową. Jedna nad drugą.
Zamknęłam oczy. Głos szamana docierał teraz jakby poprzez zasłonę. Kawałek skóry wiszący u wejścia do wigwamu.
[Louis]: Z najwyższej gwiazdy wychodzi złote światło - głębokim głosem mówił mężczyzna o ciemnobrązowych włosach.
"Ciekawe, czy będziemy dzisiaj tańczyć taniec czterech stron świata?" pomyślałam. Nie potrafiłam skupić się na gwiazdach. Złote światło wcale nie chciało łączyć ich ze sobą. Uciekało gdzieś w zimną kosmiczną przestrzeń.
[Louis]: Teraz spirale światła wirują razem, łącząc ziemię i niebo. Jesteśmy częścią energii wszechświata.
Chciałam otworzyć oczy, żeby zobaczyć jeszcze raz grzechotkę zrobioną z jakiegoś nieznanego mi owocu, ale postanowiłam być wytrwała. Nogi cierpły od siedzenia na piętach. Dym palonych ziół kręcił w nosie. "Naprawdę?" zdziwiłam się. "Chyba zbyt poplątałam wzór złotego światła, które miało ją utkać.” Oczywiście, zamiast się skupić na medytacji, myślałam o nim.
Nie czułam jedności z wszystkimi ludźmi na świecie, o których mówił szaman, z tymi, którzy byli, i z tymi, którzy będą. Czułam się jednością z jednym mężczyzną.
Ceremonia przesilenia zimowego dobiegła końca. Wymieniliśmy podarki. Można było teraz zasiąść do jedzenia, ale nie mogłam nic przełknąć. W głowie, jak uwięziona w naczyniu mucha, tłukła się jedna myśl: musisz czekać. Jeszcze sześć razy będzie pełnia Księżyca. Słońce będzie wstawać coraz wcześniej, a ty będziesz budzić się z mrokiem w sercu, bo nie wiesz, czy podczas siódmej pełni zatańczysz taniec radości na powitanie, czy odejdziesz ze zwieszoną głową.
Gromki śmiech szamana przerwał moje rozmyślania o mężczyźnie, na którego czeka. Wszyscy rozchodzili się powoli. Nagle z zamyślenia wyrwał mnie głos Louisa.
[Louis]: To co? Idziemy na piwo?!
[Ty]: Jasne! Na piwo zawsze.
I poszliśmy w poszukiwaniu wolnego miejsca w pubie.
[Louis]: O czym tak myślałaś?
[Ty]: O Tobie. O nas. Znaczy się… yyyy…- jeszcze nie wie, że mi się podoba. Od zawsze to był mój przyjaciel.
[Ty]: Znaczy się, muszę ci coś powiedzieć.
[Louis]: Zamieniam się w słuch.
[Ty]: Kocham cię, już od dość dawna. I…
[Louis]: Nic nie mów – złożył na moich ustach pocałunek. To był mój własny taniec czterech stron świata.
[Louis]: Ja ciebie też.
Zamknęłam oczy. Głos szamana docierał teraz jakby poprzez zasłonę. Kawałek skóry wiszący u wejścia do wigwamu.
[Louis]: Z najwyższej gwiazdy wychodzi złote światło - głębokim głosem mówił mężczyzna o ciemnobrązowych włosach.
"Ciekawe, czy będziemy dzisiaj tańczyć taniec czterech stron świata?" pomyślałam. Nie potrafiłam skupić się na gwiazdach. Złote światło wcale nie chciało łączyć ich ze sobą. Uciekało gdzieś w zimną kosmiczną przestrzeń.
[Louis]: Teraz spirale światła wirują razem, łącząc ziemię i niebo. Jesteśmy częścią energii wszechświata.
Chciałam otworzyć oczy, żeby zobaczyć jeszcze raz grzechotkę zrobioną z jakiegoś nieznanego mi owocu, ale postanowiłam być wytrwała. Nogi cierpły od siedzenia na piętach. Dym palonych ziół kręcił w nosie. "Naprawdę?" zdziwiłam się. "Chyba zbyt poplątałam wzór złotego światła, które miało ją utkać.” Oczywiście, zamiast się skupić na medytacji, myślałam o nim.
Nie czułam jedności z wszystkimi ludźmi na świecie, o których mówił szaman, z tymi, którzy byli, i z tymi, którzy będą. Czułam się jednością z jednym mężczyzną.
Ceremonia przesilenia zimowego dobiegła końca. Wymieniliśmy podarki. Można było teraz zasiąść do jedzenia, ale nie mogłam nic przełknąć. W głowie, jak uwięziona w naczyniu mucha, tłukła się jedna myśl: musisz czekać. Jeszcze sześć razy będzie pełnia Księżyca. Słońce będzie wstawać coraz wcześniej, a ty będziesz budzić się z mrokiem w sercu, bo nie wiesz, czy podczas siódmej pełni zatańczysz taniec radości na powitanie, czy odejdziesz ze zwieszoną głową.
Gromki śmiech szamana przerwał moje rozmyślania o mężczyźnie, na którego czeka. Wszyscy rozchodzili się powoli. Nagle z zamyślenia wyrwał mnie głos Louisa.
[Louis]: To co? Idziemy na piwo?!
[Ty]: Jasne! Na piwo zawsze.
I poszliśmy w poszukiwaniu wolnego miejsca w pubie.
[Louis]: O czym tak myślałaś?
[Ty]: O Tobie. O nas. Znaczy się… yyyy…- jeszcze nie wie, że mi się podoba. Od zawsze to był mój przyjaciel.
[Ty]: Znaczy się, muszę ci coś powiedzieć.
[Louis]: Zamieniam się w słuch.
[Ty]: Kocham cię, już od dość dawna. I…
[Louis]: Nic nie mów – złożył na moich ustach pocałunek. To był mój własny taniec czterech stron świata.
[Louis]: Ja ciebie też.
Niall
Byliście na imprezie u kumpla jak zwykle w piątek.
Ty i Niall świetnie się bawiliście. Tym razem umówiliście się, że to ty będziesz prowadziła samochód, a on może sobie wypić. W sumie tobie to nie przeszkadzało, bo nie miałaś jakoś zbytnio ochoty na to, żeby dzisiaj pić. Poszłaś do toalety. Bałaś się zostawić Nialla, bo było tam strasznie dużo napalonych lasek na niego. No w końcu gra w One Direction i do tego jest nieziemsko przystojny. Ale pomyślałaś, że trzeba mu zaufać. W końcu nie raz jechał w trasę bez ciebie. Gdy wróciłaś na dół to co zobaczyłaś wmurowało cię w ziemię. Całował się z twoją najlepszą przyjaciółką. Wiedziałaś, że on jej się podoba, ale nie wiedziałaś, że byłaby do czegoś takiego zdolna.
Odchrząknęłaś i zaczęłaś do nich mówić spokojnym głosem.
[Ty]: Przepraszam bardzo, ale co wy tu kurwa robicie? - przyjaciółka, no w sumie już była przyjaciółka uśmiechnęła się do ciebie tym swoim cwaniackim uśmieszkiem. Spoglądałaś na nią z pogardą.
[Niall]: Nie widzisz. Zabawiamy się. A teraz przepraszam, ale wypierdalaj stąd. Nie chcę cię więcej widzieć.
[Ty]: Że co słucham?
[Niall]: No to co słyszałaś. Mam dwa razy powtarzać?
[Ty]: Nie, nie musisz. - udawałaś opanowaną i spokojną. Wiedziałaś, że nie może się teraz rozpłakać.
[Niall]: I co? Może jeszcze zaczniesz tu ryczeć? - i w tym momencie Niall uderzył cię w twarz tak mocno, że upadłaś na ziemię. On nie zwrócił na to uwagi i dalej zabawiał się z twoją przyjaciółką. Podnosiłaś się właśnie z ziemi kiedy on nagle chwycił cię mocno za ramię i przyciągnął do siebie.
[Niall]: A i jeszcze jedno. Jak wrócę do domu to ma cię tam nie być. Zrozumiano?
Nie potrafiłaś odpowiedzieć, nie wiedziałaś co masz wtedy myśleć i co ze sobą zrobić. Byłaś strasznie zła. Nie, nie chciało ci się płakać. Byłaś po prostu wkurwiona. Wstałaś, otrzepałaś się i wyszłaś nie żegnając się z nikim. Kiedy doszłaś do domu to od razu pobiegłaś do waszego wspólnego pokoju. Wzięłaś największą walizkę i zaczęłaś się pakować kiedy nagle do pokoju wszedł Liam.
[Liam] Hej..- Nie zdążył powiedzieć nic więcej. Jak tylko zobaczył twoją twarz tak zaraz do ciebie podbiegł.
[Liam]: Co ci się stało? - zapytał z przerażeniem.
[Ty]: Mi? Gdzie? - udawałaś głupią.
[Liam]: Tu. - zaprowadził cię do lustra i dotknął twojego policzka. Syknęłaś.
[Ty]: A. To. To nic takiego. - machnęłaś ręką.
[Liam]: To dlaczego się pakujesz? - podniósł jedną brew do góry w swój specyficzny sposób.
[Ty]: No dobra. Powiem ci. - opowiedziałaś mu wszystko to co się działo na imprezie - .. no i wtedy mnie uderzył i kazał się wyprowadzić. - nie uroniłaś ani jednej łzy. Ani wtedy, ani teraz.
Liam był w szoku, że w tej sytuacji zachowujesz się spokojnie. No, ale dlaczego masz się stresować? Kochasz Nialla nadal, ale to co Ci zrobił przekreśla wszystko. Nie wiesz teraz czy kiedykolwiek mu to wybaczysz. Poza tym masz gdzie wrócić. Rodzice powiedzieli, że drzwi są zawsze dla ciebie otwarte. Wstałaś i zaczęłaś się pakować dalej. i wtedy Liam chwycił cię za rękę,a ty znowu syknęłaś.
[Ty]: Auuu. - Liam podwinął ci rękaw.
[Liam]: To on też ci zrobił? - spojrzałaś na rękę. Wcześniej na to nie zwróciłaś uwagi.
[Ty]: Tak. On.
[Liam]: O nie młoda damo. Ty się nigdzie stąd nie wynosisz. Zostajesz z nami. A teraz bierz swoje rzeczy i zabieraj je do mnie do pokoju. Ja na ten czas przeniosę się do Zayna, ale wcześniej zadzwonie do Danielle i jej wszystko powiem. Mogę, prawda?
[Ty]: Tak, oczywiście.
Liam zadzwonił do Danielle, ona powiedziała, że w takiej sytuacji nie ma nic przeciwko temu, żebym spała u Liama w pokoju.
[Liam]: A teraz chodź na dół. Chłopcy siedzą w kuchni. Opowiemy im o wszystkim.
[Ty]: Nie wiem czy chce.
[Liam]: Jesteśmy twoimi przyjaciółmi. Dalej, chodź.
Zeszliście na dół. Chłopcy jak tylko cię zobaczyli, to zaczęli się dopytywać co się stało.
[Ty]: Liam, proszę powiedz im bo ja już nie mam siły. - opadłaś bezwładnie na łóżko. I w tym momencie zadzwonił dzwonek. W progu stała Danielle i Eleonor dziewczyna Louisa.
[Ty]: Hej dziewczyny!
[Danielle&Eleonor]: Hej. Uuuuu. Nieciekawie to wygląda.
[Liam]: Dobrze, że jesteście. Nie będę musiał dwa razy powtarzać.
Liam im wszystko opowiedział. Wtedy oni zaczęli cię przytulać, całować, pocieszać i właśnie pierwszy raz tego wieczoru zaczęłaś płakać.
[Harry]: Ej. Dlaczego płaczesz? Boli cię?
[Ty]: Nie. Płaczę, bo mam najwspanialszych przyjaciół na świecie!
I wtedy właśnie do domu wszedł Niall. Pijany zataczał się i odbijał się od ściany do ściany.
[Niall]: A ty co tu kurwa robisz? - warknął na ciebie.
[Ty]: Mieszkam. Nie widać? - uśmiechnęłaś się do niego szyderczo.
[Liam]: To ja się pytam co ty tutaj robisz? - spojrzał na niego z takim gniewem, jakiego jeszcze nigdy na jego twarzy nie widziałam. Z resztą 5 twoich przyjaciół poszła w ślad za nim.
[Niall]: Ja też tu mieszkam.
[Zayn]: Tak? To wypierdalaj do swojego pokoju. Nie chcemy cię teraz widzieć na oczy. Wytrzeźwiejesz to wtedy porozmawiamy. [T.I] będzie mieszkała teraz w pokoju Liama, a Liam ze mną. Także jakbyś go szukał, chociaż nie sądzę to znajdziesz go u mnie. A teraz dobranoc.
[Niall]: Nara - machnął ręką i poszedł do pokoju.
[Wszyscy]: Nara. - i już go nie było widać.
[Ty]: No to co teraz robimy? Może jakiś film, popcorn i chipsy? Co wy na to? - uśmiechnęłaś się tak szeroko, że policzek zaczął cię boleć.
[Eleonor]: Ty po tym wszystkim teraz chcesz oglądać filmy? Nie wolisz się położyć? - zapytała ze zdziwieniem, z resztą reszta też tak na mnie spoglądała.
[Ty]: Młoda godzina, a ja nie mam zamiaru przejmować się takim kimś jak Niall. Na świecie jest wielu mężczyzn. - sama nie wierzyłam w to co mówiłam. Po tym wszystkim nadal kochałam Nialla.
[Zayn]: No i podoba mi się twoje podejście do życia. Pjona młoda.
[Ty]: Odezwał się stary.
[Zayn]: Jestem od ciebie starszy. - wytknął tobie język.
[Ty]: Ale tylko o miesiąc. - zrobiłaś to samo.
Poszliście do salonu i tam oglądaliście 3 cześci toy story, bo Liam i Danielle się uparli, że chcą to oglądać, a wam w sumie to było wszystko jedno.
Po obejrzeniu wszystkich części każdy szedł w kierunku swojego pokoju.
[Ty]: Dziękuję wam bardzo za wszystko.
[Wszyscy]: Nie ma za co!
[Liam]: Jesteś dla nas jak siostra.
[Ty]: Dziękuję. Teraz pójdę się położyć, bo już jestem zmęczona.
Na pożegnanie zrobiliście jeszcze wielkiego miśka i każdy udał się do swojego pokoju. No może prócz Zayna, bo Liam go poprosił, żeby spał w salonie, bo było już późno, a nie chciał o tej godzinie puścić Danielle do domu.
Zasnęłam w przeciągu 5 min.
Obudziłaś się jakoś przed południem. Ogarnęłaś się szybko, bo byłaś strasznie głodna. Zeszłaś na dół do kuchni i na twoje nieszczęście siedział tam już Niall.
[Niall]: Hej kochanie. - podszedł do ciebie i próbował cię pocałować. - Dlaczego nie spałaś ze mną? I dlaczego Zayn śpi w salonie, a Danielle i Liam u niego w pokoju? - zrobił strasznie zdziwioną minę. Chyba nic nie pamiętał.
[Niall]: Matko. Skarbie co ci się stało?
Zaczęłaś się śmiać.
[Ty]: Hahaha. To ty nic nie pamiętasz? No ja pierdole, gratuluję.
[Niall]: O co ci chodzi?
[Ty]: No powiem ci kochany. Chodzi mi o to, że nie masz już prawa mówić do mnie kochanie, skarbie, misiu, bo już nie jesteśmy razem. Po drugie to co widzisz na mojej twarzy - pokazałaś palcem i odsłoniłaś też ramię. - to zrobiłeś mi ty, a po trzecie przelizałeś się wczoraj z moją przyjaciółką i powiedziałeś, że mam wypierdalać. Także to zrobiłam. Poszłam sobie i cię zostawiłam, a gdy się pakowałam to Liam mnie zatrzymał i powiedział, że nigdzie się stąd nie wynoszę.
Niall patrzył na ciebie jakby zobaczył ducha.
[Niall]: Nie wierzę. Przecież ja cię kocham.
[Ty]: To uwierz. Są świadkowie. Pół miasta widziało to jak mnie uderzyłeś. A chłopcy to jak wszedłeś do domu, więc niczego się nie wyprzesz.
W tym czasie do kuchni wszedł Liam z Danielle, Lou z Eleonor, Harry i Zayn. Wszyscy spojrzeli na Nialla z pogardą.
[Niall]: A. Czyli to prawda. Zejdę wam z oczu, nie będę was więcej męczył swoim widokiem. Będę o ciebie walczył [T.I].
[Ty]: Nie wiem czy to ci się kiedykolwiek uda i czy ci kiedyś wybaczę.
Odszedł ze łzami w oczach, a ty zamiast mu współczuć to miałaś wielką satysfakcje.
[Liam]: No brawo młoda, dałaś niezły popis swoich umiejętności wrzasku.
[Ty]: Przepraszam jeżeli was obudziłam. Nie chciałam. Nie wiedziałam, że go tu zastanę.
[Danielle]: Nic się nie stało. A teraz idź się ogarnąć i jedziemy na śniadanie do miasta razem z Eleonor. No i oczywiście jakieś zakupy trzeba zrobić.
[Liam]: Mogę jechać z wami?
[Danielle]: Wykluczone. Dzisiaj babski dzień. - Liam zrobił minę zbitego psa, ale przyjął to do wiadomości.
Pojechałaś z dziewczynami na zakupy. Co jakiś czas dostawałaś smsy od Nialla, że cię bardzo kocha. Później już przestałaś je nawet czytać, tylko po prostu usuwałaś.
[Eleonor]: I jak się czujesz?
[Ty]: Dobrze, nie boli mnie wcale.
[Eleonor]: Wiesz, że nie o to pytam. Co z Niallem?
[Ty]: Nic. Na razie nie dam mu szansy. Nie wiem co musiałby zrobić żebym mu wybaczyła.
[Danielle]: Ale widzisz, że on cię kocha?
[Ty]: Tak, widzę. Ale jakoś nie mogę przetrawić tego, że dwie najważniejsze osoby w moim życiu tak bardzo mnie zraniły.
Zobaczymy jak się życie potoczy dalej.
[Danielle]: Rozumiemy.
Nadal kochałaś Nialla, ale to co się stało jest za świeże. Poza tym smsy to za mało żeby mu wybaczyć.
Do Danielle zadzwonił telefon. Chwilę rozmawiała i się rozłączyła.
[Danielle]: Ja i Eleonor mamy jechać teraz do parku, bo Liam i Lou na nas czekają. Poradzisz sobie sama?
[Ty]: Pewnie. Bawcie się dobrze. I dziękuje.
Oddalałaś się od dziewczyn, gdy nagle Danielle zaczęła wrzeszczeć, że chłopcy pogodzili się z Niallem. W sumie mało cię to obchodziło, bo to co dzieję się między nimi to ich sprawa, a to co dzieje się między tobą i Niallem twoja.
Wchodziłaś już do domu. Zmęczona, ale i usatysfakcjonowana marzyłaś tylko o tym żeby wziąć gorącą kąpiel i położyć się do łózka. Otwarłaś szeroko oczy ze zdumienia. Wszędzie były porozwieszane serduszka i plakaty "kocham cię [T.I]. PRZEPRASZAM". Porozsypywane płatki róż na podłodze. Widok był niesamowity. Zaczęło ci mocniej serce bić. Wiedziałaś, że to Niall. Nage usłyszałaś dochodzące z salonu jakieś dźwięki, więc od razu tam poszłaś. Niall siedział przy kominku z kwiatami, gitarą i winem. Nie wiedziałaś co zrobić. Czy zawrócić i iść do pokoju, czy zostać.
Zdecydowałaś się zostać i wysłuchać to co Niall ma Ci do powiedzenia.
[Niall]: Przepraszam. Ale..
[Ty]: Wiesz, że to nie wystarczy?
[Niall]: Wiem. Ale daj mi dokończyć. Nie wiem co wtedy we mnie wstąpiło na imprezie. Ta dziewczyna podeszła i zaczęła mnie całować.
[Ty]: To była moja przyjaciółka.
[Niall]: Tak, wiem. Daj mi dokończyć, proszę.
Skinęłaś tylko głową, po czym on kontynuował.
[Niall]: Za dużo alkoholu we krwi. Żałuję tego co zrobiłem. Bardzo. Cały dzień dzisiaj leżałem i myślałem co zrobić, żebyś mi wybaczyła. Pogodziłem się nawet z chłopakami, co nie było prostą sprawą. Teraz już wiem co mam zrobić. Dlatego poprosiłem ich żeby zadzwonili do dziewczyn i je gdzieś zabrali.
Wysłuchałaś tego. Bardzo brakowało ci Nialla. Miałaś ochotę się na niego rzucić, ale wiedziałaś, że nie możesz. Jeszcze nie teraz.
[Niall]: Napisałem dla ciebie piosenkę.
Teraz to już w ogóle wryło cię w ziemię. Wziął cię za rękę i posadził obok siebie przed kominkiem na dywanie.
[Niall]:
Zjawiłaś się, by wypełnić pustkę w sercu mym.
Rozwiałaś wszystkie czarne chmury na niebie tym.
Pozostań, już zostań, ja potrzebuję Ciebie.
Na ziemi, na niebie Ty...
A teraz już wiem co znaczą słowa kochać i brać.
Już wiem, że warto jest od siebie coś dać.
Już wiem jak ważne są miłość i łzy.
Już wiem sprawiłaś to właśnie Ty... Już wiem
Jak dobrze, że jesteś kiedy wstaje dzień.
Spełnieniem marzeń jesteś i najlepszym snem.
Pozostań, już zostań, ja potrzebuję Ciebie.
Na ziemi na niebie Ty...
A teraz już wiem co znaczą słowa kochać i brać.
Już wiem, że warto jest od siebie coś dać.
Już wiem jak ważne są miłość i łzy.
Już wiem sprawiłaś to właśnie Ty.
Już wiem co znaczą słowa kochać i brać.
Już wiem, że warto jest od siebie coś dać.
Już wiem jak ważne są miłość i łzy.
Już wiem sprawiłaś to właśnie Ty... Już wiem.
Po piosence zaczęłaś płakać. Wtuliłaś się mocno w Nialla.
[Ty]: Nie wybaczę ci tego jeszcze, ale nie potrafię bez ciebie żyć.
[Niall]: To znaczy, że jesteśmy razem ?
[Ty]: Tak, jesteśmy. Ale musimy nasz związek i zaufanie odbudować na nowo.
[Niall]: Dobrze. Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę.
I wtedy uklęknął przed tobą na jednym kolanie, trzymał kwiaty i pierścionek w ręce.
[Niall]: [T.I] czy zechciałabyś zostać Panią Horan?
Nie miałaś już siły odpowiadać. Tak bardzo płakałaś, że nie mogłaś wydusić z siebie słowa. Skinęłaś tylko głową na znak, że się zgadzasz. Niall wziął cię na ręce i zaczął całować po całym ciele. Wtedy do domu weszli wszyscy. Zayn, Harry, Louis, Liam, Danielle i Eleonor. Wiedzieli co się dzieję.
[Harry]: Zgodziła się?
[Niall]: TAK. - wyglądał jakby chciał to wykrzyczeć całemu światu.
[Wszyscy]: GRATULUJEMY.
Wszyscy zaczęli wokół was skakać jak poparzeni. Cieszyliście się bardzo sobą.
Parę lat później.
Od oświadczyn minęło 5 lat. Rok po nich wzięliście ślub. Odzyskałaś do Nialla zaufanie. Teraz on pilnował cię na każdym kroku i nigdy nie opuszczał. Macie 4 letniego synka Joshue i roczną córkę Charlie. Liam i Danielle wzięli ślub wkrótce po was. Był to podwójny ślub, bo Lou i Eleonor też się pobrali. Ale oni na razie nie planują dzieci. Wystarczy im wasza dwójka. Wszyscy teraz mieszkacie w jednym wielkim domu. Niestety singlami został Harry i Zayn, ale im się to chyba podoba. W końcu mogą mieć każdą, ale mają zakaz sprowadzania dziewczyn do domu, bo dzieciom trudno byłoby zapamiętać wszystkie ciocie. Bardzo fajnie wygląda dom pełen wariatów z dwójką dzieci.
Ty i Niall świetnie się bawiliście. Tym razem umówiliście się, że to ty będziesz prowadziła samochód, a on może sobie wypić. W sumie tobie to nie przeszkadzało, bo nie miałaś jakoś zbytnio ochoty na to, żeby dzisiaj pić. Poszłaś do toalety. Bałaś się zostawić Nialla, bo było tam strasznie dużo napalonych lasek na niego. No w końcu gra w One Direction i do tego jest nieziemsko przystojny. Ale pomyślałaś, że trzeba mu zaufać. W końcu nie raz jechał w trasę bez ciebie. Gdy wróciłaś na dół to co zobaczyłaś wmurowało cię w ziemię. Całował się z twoją najlepszą przyjaciółką. Wiedziałaś, że on jej się podoba, ale nie wiedziałaś, że byłaby do czegoś takiego zdolna.
Odchrząknęłaś i zaczęłaś do nich mówić spokojnym głosem.
[Ty]: Przepraszam bardzo, ale co wy tu kurwa robicie? - przyjaciółka, no w sumie już była przyjaciółka uśmiechnęła się do ciebie tym swoim cwaniackim uśmieszkiem. Spoglądałaś na nią z pogardą.
[Niall]: Nie widzisz. Zabawiamy się. A teraz przepraszam, ale wypierdalaj stąd. Nie chcę cię więcej widzieć.
[Ty]: Że co słucham?
[Niall]: No to co słyszałaś. Mam dwa razy powtarzać?
[Ty]: Nie, nie musisz. - udawałaś opanowaną i spokojną. Wiedziałaś, że nie może się teraz rozpłakać.
[Niall]: I co? Może jeszcze zaczniesz tu ryczeć? - i w tym momencie Niall uderzył cię w twarz tak mocno, że upadłaś na ziemię. On nie zwrócił na to uwagi i dalej zabawiał się z twoją przyjaciółką. Podnosiłaś się właśnie z ziemi kiedy on nagle chwycił cię mocno za ramię i przyciągnął do siebie.
[Niall]: A i jeszcze jedno. Jak wrócę do domu to ma cię tam nie być. Zrozumiano?
Nie potrafiłaś odpowiedzieć, nie wiedziałaś co masz wtedy myśleć i co ze sobą zrobić. Byłaś strasznie zła. Nie, nie chciało ci się płakać. Byłaś po prostu wkurwiona. Wstałaś, otrzepałaś się i wyszłaś nie żegnając się z nikim. Kiedy doszłaś do domu to od razu pobiegłaś do waszego wspólnego pokoju. Wzięłaś największą walizkę i zaczęłaś się pakować kiedy nagle do pokoju wszedł Liam.
[Liam] Hej..- Nie zdążył powiedzieć nic więcej. Jak tylko zobaczył twoją twarz tak zaraz do ciebie podbiegł.
[Liam]: Co ci się stało? - zapytał z przerażeniem.
[Ty]: Mi? Gdzie? - udawałaś głupią.
[Liam]: Tu. - zaprowadził cię do lustra i dotknął twojego policzka. Syknęłaś.
[Ty]: A. To. To nic takiego. - machnęłaś ręką.
[Liam]: To dlaczego się pakujesz? - podniósł jedną brew do góry w swój specyficzny sposób.
[Ty]: No dobra. Powiem ci. - opowiedziałaś mu wszystko to co się działo na imprezie - .. no i wtedy mnie uderzył i kazał się wyprowadzić. - nie uroniłaś ani jednej łzy. Ani wtedy, ani teraz.
Liam był w szoku, że w tej sytuacji zachowujesz się spokojnie. No, ale dlaczego masz się stresować? Kochasz Nialla nadal, ale to co Ci zrobił przekreśla wszystko. Nie wiesz teraz czy kiedykolwiek mu to wybaczysz. Poza tym masz gdzie wrócić. Rodzice powiedzieli, że drzwi są zawsze dla ciebie otwarte. Wstałaś i zaczęłaś się pakować dalej. i wtedy Liam chwycił cię za rękę,a ty znowu syknęłaś.
[Ty]: Auuu. - Liam podwinął ci rękaw.
[Liam]: To on też ci zrobił? - spojrzałaś na rękę. Wcześniej na to nie zwróciłaś uwagi.
[Ty]: Tak. On.
[Liam]: O nie młoda damo. Ty się nigdzie stąd nie wynosisz. Zostajesz z nami. A teraz bierz swoje rzeczy i zabieraj je do mnie do pokoju. Ja na ten czas przeniosę się do Zayna, ale wcześniej zadzwonie do Danielle i jej wszystko powiem. Mogę, prawda?
[Ty]: Tak, oczywiście.
Liam zadzwonił do Danielle, ona powiedziała, że w takiej sytuacji nie ma nic przeciwko temu, żebym spała u Liama w pokoju.
[Liam]: A teraz chodź na dół. Chłopcy siedzą w kuchni. Opowiemy im o wszystkim.
[Ty]: Nie wiem czy chce.
[Liam]: Jesteśmy twoimi przyjaciółmi. Dalej, chodź.
Zeszliście na dół. Chłopcy jak tylko cię zobaczyli, to zaczęli się dopytywać co się stało.
[Ty]: Liam, proszę powiedz im bo ja już nie mam siły. - opadłaś bezwładnie na łóżko. I w tym momencie zadzwonił dzwonek. W progu stała Danielle i Eleonor dziewczyna Louisa.
[Ty]: Hej dziewczyny!
[Danielle&Eleonor]: Hej. Uuuuu. Nieciekawie to wygląda.
[Liam]: Dobrze, że jesteście. Nie będę musiał dwa razy powtarzać.
Liam im wszystko opowiedział. Wtedy oni zaczęli cię przytulać, całować, pocieszać i właśnie pierwszy raz tego wieczoru zaczęłaś płakać.
[Harry]: Ej. Dlaczego płaczesz? Boli cię?
[Ty]: Nie. Płaczę, bo mam najwspanialszych przyjaciół na świecie!
I wtedy właśnie do domu wszedł Niall. Pijany zataczał się i odbijał się od ściany do ściany.
[Niall]: A ty co tu kurwa robisz? - warknął na ciebie.
[Ty]: Mieszkam. Nie widać? - uśmiechnęłaś się do niego szyderczo.
[Liam]: To ja się pytam co ty tutaj robisz? - spojrzał na niego z takim gniewem, jakiego jeszcze nigdy na jego twarzy nie widziałam. Z resztą 5 twoich przyjaciół poszła w ślad za nim.
[Niall]: Ja też tu mieszkam.
[Zayn]: Tak? To wypierdalaj do swojego pokoju. Nie chcemy cię teraz widzieć na oczy. Wytrzeźwiejesz to wtedy porozmawiamy. [T.I] będzie mieszkała teraz w pokoju Liama, a Liam ze mną. Także jakbyś go szukał, chociaż nie sądzę to znajdziesz go u mnie. A teraz dobranoc.
[Niall]: Nara - machnął ręką i poszedł do pokoju.
[Wszyscy]: Nara. - i już go nie było widać.
[Ty]: No to co teraz robimy? Może jakiś film, popcorn i chipsy? Co wy na to? - uśmiechnęłaś się tak szeroko, że policzek zaczął cię boleć.
[Eleonor]: Ty po tym wszystkim teraz chcesz oglądać filmy? Nie wolisz się położyć? - zapytała ze zdziwieniem, z resztą reszta też tak na mnie spoglądała.
[Ty]: Młoda godzina, a ja nie mam zamiaru przejmować się takim kimś jak Niall. Na świecie jest wielu mężczyzn. - sama nie wierzyłam w to co mówiłam. Po tym wszystkim nadal kochałam Nialla.
[Zayn]: No i podoba mi się twoje podejście do życia. Pjona młoda.
[Ty]: Odezwał się stary.
[Zayn]: Jestem od ciebie starszy. - wytknął tobie język.
[Ty]: Ale tylko o miesiąc. - zrobiłaś to samo.
Poszliście do salonu i tam oglądaliście 3 cześci toy story, bo Liam i Danielle się uparli, że chcą to oglądać, a wam w sumie to było wszystko jedno.
Po obejrzeniu wszystkich części każdy szedł w kierunku swojego pokoju.
[Ty]: Dziękuję wam bardzo za wszystko.
[Wszyscy]: Nie ma za co!
[Liam]: Jesteś dla nas jak siostra.
[Ty]: Dziękuję. Teraz pójdę się położyć, bo już jestem zmęczona.
Na pożegnanie zrobiliście jeszcze wielkiego miśka i każdy udał się do swojego pokoju. No może prócz Zayna, bo Liam go poprosił, żeby spał w salonie, bo było już późno, a nie chciał o tej godzinie puścić Danielle do domu.
Zasnęłam w przeciągu 5 min.
Obudziłaś się jakoś przed południem. Ogarnęłaś się szybko, bo byłaś strasznie głodna. Zeszłaś na dół do kuchni i na twoje nieszczęście siedział tam już Niall.
[Niall]: Hej kochanie. - podszedł do ciebie i próbował cię pocałować. - Dlaczego nie spałaś ze mną? I dlaczego Zayn śpi w salonie, a Danielle i Liam u niego w pokoju? - zrobił strasznie zdziwioną minę. Chyba nic nie pamiętał.
[Niall]: Matko. Skarbie co ci się stało?
Zaczęłaś się śmiać.
[Ty]: Hahaha. To ty nic nie pamiętasz? No ja pierdole, gratuluję.
[Niall]: O co ci chodzi?
[Ty]: No powiem ci kochany. Chodzi mi o to, że nie masz już prawa mówić do mnie kochanie, skarbie, misiu, bo już nie jesteśmy razem. Po drugie to co widzisz na mojej twarzy - pokazałaś palcem i odsłoniłaś też ramię. - to zrobiłeś mi ty, a po trzecie przelizałeś się wczoraj z moją przyjaciółką i powiedziałeś, że mam wypierdalać. Także to zrobiłam. Poszłam sobie i cię zostawiłam, a gdy się pakowałam to Liam mnie zatrzymał i powiedział, że nigdzie się stąd nie wynoszę.
Niall patrzył na ciebie jakby zobaczył ducha.
[Niall]: Nie wierzę. Przecież ja cię kocham.
[Ty]: To uwierz. Są świadkowie. Pół miasta widziało to jak mnie uderzyłeś. A chłopcy to jak wszedłeś do domu, więc niczego się nie wyprzesz.
W tym czasie do kuchni wszedł Liam z Danielle, Lou z Eleonor, Harry i Zayn. Wszyscy spojrzeli na Nialla z pogardą.
[Niall]: A. Czyli to prawda. Zejdę wam z oczu, nie będę was więcej męczył swoim widokiem. Będę o ciebie walczył [T.I].
[Ty]: Nie wiem czy to ci się kiedykolwiek uda i czy ci kiedyś wybaczę.
Odszedł ze łzami w oczach, a ty zamiast mu współczuć to miałaś wielką satysfakcje.
[Liam]: No brawo młoda, dałaś niezły popis swoich umiejętności wrzasku.
[Ty]: Przepraszam jeżeli was obudziłam. Nie chciałam. Nie wiedziałam, że go tu zastanę.
[Danielle]: Nic się nie stało. A teraz idź się ogarnąć i jedziemy na śniadanie do miasta razem z Eleonor. No i oczywiście jakieś zakupy trzeba zrobić.
[Liam]: Mogę jechać z wami?
[Danielle]: Wykluczone. Dzisiaj babski dzień. - Liam zrobił minę zbitego psa, ale przyjął to do wiadomości.
Pojechałaś z dziewczynami na zakupy. Co jakiś czas dostawałaś smsy od Nialla, że cię bardzo kocha. Później już przestałaś je nawet czytać, tylko po prostu usuwałaś.
[Eleonor]: I jak się czujesz?
[Ty]: Dobrze, nie boli mnie wcale.
[Eleonor]: Wiesz, że nie o to pytam. Co z Niallem?
[Ty]: Nic. Na razie nie dam mu szansy. Nie wiem co musiałby zrobić żebym mu wybaczyła.
[Danielle]: Ale widzisz, że on cię kocha?
[Ty]: Tak, widzę. Ale jakoś nie mogę przetrawić tego, że dwie najważniejsze osoby w moim życiu tak bardzo mnie zraniły.
Zobaczymy jak się życie potoczy dalej.
[Danielle]: Rozumiemy.
Nadal kochałaś Nialla, ale to co się stało jest za świeże. Poza tym smsy to za mało żeby mu wybaczyć.
Do Danielle zadzwonił telefon. Chwilę rozmawiała i się rozłączyła.
[Danielle]: Ja i Eleonor mamy jechać teraz do parku, bo Liam i Lou na nas czekają. Poradzisz sobie sama?
[Ty]: Pewnie. Bawcie się dobrze. I dziękuje.
Oddalałaś się od dziewczyn, gdy nagle Danielle zaczęła wrzeszczeć, że chłopcy pogodzili się z Niallem. W sumie mało cię to obchodziło, bo to co dzieję się między nimi to ich sprawa, a to co dzieje się między tobą i Niallem twoja.
Wchodziłaś już do domu. Zmęczona, ale i usatysfakcjonowana marzyłaś tylko o tym żeby wziąć gorącą kąpiel i położyć się do łózka. Otwarłaś szeroko oczy ze zdumienia. Wszędzie były porozwieszane serduszka i plakaty "kocham cię [T.I]. PRZEPRASZAM". Porozsypywane płatki róż na podłodze. Widok był niesamowity. Zaczęło ci mocniej serce bić. Wiedziałaś, że to Niall. Nage usłyszałaś dochodzące z salonu jakieś dźwięki, więc od razu tam poszłaś. Niall siedział przy kominku z kwiatami, gitarą i winem. Nie wiedziałaś co zrobić. Czy zawrócić i iść do pokoju, czy zostać.
Zdecydowałaś się zostać i wysłuchać to co Niall ma Ci do powiedzenia.
[Niall]: Przepraszam. Ale..
[Ty]: Wiesz, że to nie wystarczy?
[Niall]: Wiem. Ale daj mi dokończyć. Nie wiem co wtedy we mnie wstąpiło na imprezie. Ta dziewczyna podeszła i zaczęła mnie całować.
[Ty]: To była moja przyjaciółka.
[Niall]: Tak, wiem. Daj mi dokończyć, proszę.
Skinęłaś tylko głową, po czym on kontynuował.
[Niall]: Za dużo alkoholu we krwi. Żałuję tego co zrobiłem. Bardzo. Cały dzień dzisiaj leżałem i myślałem co zrobić, żebyś mi wybaczyła. Pogodziłem się nawet z chłopakami, co nie było prostą sprawą. Teraz już wiem co mam zrobić. Dlatego poprosiłem ich żeby zadzwonili do dziewczyn i je gdzieś zabrali.
Wysłuchałaś tego. Bardzo brakowało ci Nialla. Miałaś ochotę się na niego rzucić, ale wiedziałaś, że nie możesz. Jeszcze nie teraz.
[Niall]: Napisałem dla ciebie piosenkę.
Teraz to już w ogóle wryło cię w ziemię. Wziął cię za rękę i posadził obok siebie przed kominkiem na dywanie.
[Niall]:
Zjawiłaś się, by wypełnić pustkę w sercu mym.
Rozwiałaś wszystkie czarne chmury na niebie tym.
Pozostań, już zostań, ja potrzebuję Ciebie.
Na ziemi, na niebie Ty...
A teraz już wiem co znaczą słowa kochać i brać.
Już wiem, że warto jest od siebie coś dać.
Już wiem jak ważne są miłość i łzy.
Już wiem sprawiłaś to właśnie Ty... Już wiem
Jak dobrze, że jesteś kiedy wstaje dzień.
Spełnieniem marzeń jesteś i najlepszym snem.
Pozostań, już zostań, ja potrzebuję Ciebie.
Na ziemi na niebie Ty...
A teraz już wiem co znaczą słowa kochać i brać.
Już wiem, że warto jest od siebie coś dać.
Już wiem jak ważne są miłość i łzy.
Już wiem sprawiłaś to właśnie Ty.
Już wiem co znaczą słowa kochać i brać.
Już wiem, że warto jest od siebie coś dać.
Już wiem jak ważne są miłość i łzy.
Już wiem sprawiłaś to właśnie Ty... Już wiem.
Po piosence zaczęłaś płakać. Wtuliłaś się mocno w Nialla.
[Ty]: Nie wybaczę ci tego jeszcze, ale nie potrafię bez ciebie żyć.
[Niall]: To znaczy, że jesteśmy razem ?
[Ty]: Tak, jesteśmy. Ale musimy nasz związek i zaufanie odbudować na nowo.
[Niall]: Dobrze. Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę.
I wtedy uklęknął przed tobą na jednym kolanie, trzymał kwiaty i pierścionek w ręce.
[Niall]: [T.I] czy zechciałabyś zostać Panią Horan?
Nie miałaś już siły odpowiadać. Tak bardzo płakałaś, że nie mogłaś wydusić z siebie słowa. Skinęłaś tylko głową na znak, że się zgadzasz. Niall wziął cię na ręce i zaczął całować po całym ciele. Wtedy do domu weszli wszyscy. Zayn, Harry, Louis, Liam, Danielle i Eleonor. Wiedzieli co się dzieję.
[Harry]: Zgodziła się?
[Niall]: TAK. - wyglądał jakby chciał to wykrzyczeć całemu światu.
[Wszyscy]: GRATULUJEMY.
Wszyscy zaczęli wokół was skakać jak poparzeni. Cieszyliście się bardzo sobą.
Parę lat później.
Od oświadczyn minęło 5 lat. Rok po nich wzięliście ślub. Odzyskałaś do Nialla zaufanie. Teraz on pilnował cię na każdym kroku i nigdy nie opuszczał. Macie 4 letniego synka Joshue i roczną córkę Charlie. Liam i Danielle wzięli ślub wkrótce po was. Był to podwójny ślub, bo Lou i Eleonor też się pobrali. Ale oni na razie nie planują dzieci. Wystarczy im wasza dwójka. Wszyscy teraz mieszkacie w jednym wielkim domu. Niestety singlami został Harry i Zayn, ale im się to chyba podoba. W końcu mogą mieć każdą, ale mają zakaz sprowadzania dziewczyn do domu, bo dzieciom trudno byłoby zapamiętać wszystkie ciocie. Bardzo fajnie wygląda dom pełen wariatów z dwójką dzieci.
Louis
Byliście ze sobą już ponad 3 lata. Planujecie ślub. Jesteś bardzo szczęśliwa z Louisem. Nigdy się nie kłócicie. No chyba, że o to, które z was ma zrobic śniadanie, czy kto idzie pierwszy do łazienki.
Dzisiaj był dzień jak co dzień. Louis ubrał się, wyszykował i już czekał, aż ty w końcu wyjdziesz z łazienki. Dzisiaj mieliście jechac do kościoła ustalic datę ślubu. Zeszłaś na dół. Pocałowałaś Louisa i poszliście do samochodu.
[Louis]: Nie mogę się doczekac dnia, w którym zobaczę cię w pięknej sukni ślubnej.
[Ty]: No ja nie mogę się doczekac naszego pierwszego tańca. - ucałowałaś go w policzek.
Jechaliście w ciszy. Lubiliście to. Cieszycie się sobą w milczeniu. Dojechaliście do kościoła. Sprawę załatwiliście szybko. Dzisiaj jest 5 maj 2012 roku. Datę macie na 16 czerwca 2012 roku. Jest to również wasza rocznica.
[Ty]: Kochanie. Chciałabym skromny ślub. Tylko my i najbliższa rodzina.
[Louis]: Nie wyobrażam sobie tego inaczej. - uśmiechnął się do ciebie.
16 czerwca 2012 roku.
Nadszedł wasz upragniony dzień. Ty wyglądałaś pięknie w swojej sukni, a Louis w garniturze. Gdy cię zobaczył to jego oczy się zaszkliły. Widac było, że jest z tobą szczęśliwy i nie wobraża sobie życia bez ciebie.
Stoicie przed ołtarzem patrząc sobie głęboko w oczy. Odmawiacie formułkę, całujecie i kierujecie się do wyjścia. Zostaliście obsypani ryżem. Tak jak chciałaś jest tylko najbliższa rodzina. Twoi rodzice i rodzeństwo, jego również no i oczywiście chłopcy z One Direction. Harry był waszym świadkiem.
Dojechaliście do restauracji, w której miało odbyc się wesele.
Pierwszy taniec. To na co tyle czekałaś. To czego nie mogłaś się doczekac. Patrzyłaś w jego piękne, niebieskie oczy. On w twoje. Żyliście we własnym świecie. Świecie, w którym nie ma nikogo innego prócz was.
[Lou]: Kocham Cię.
[Ty]: Ja ciebie też.
Po weselu pojechaliście w podróż poślubną. Nie była ona długa, ponieważ Lou niedługo wyjeżdżał w trasę. Ale była wasza. Tylko wasza. Zero fanów, zero telefonów.
I to wtedy właśnie zaszłaś w ciążę. To był wasz pierwszy raz.
-9 miesięcy później oczami Louisa-
Tak. To dzisiaj jest ten dzień. Moja żona rodzi. Rodzi małego Tomlinsona. Chodzę zdenerwowany po tym korytarzu. Miałem by przy porodzie, ale są komplikacje i lekarz wyprosił mnie z sali. Denerwuje się. Podchodzi do mnie lekarz. Starszy Pan, siwy na brodzie.
[Lekarz]: Mam dla pana złą wiadomośc. Pańska żona jest w cięzkim stanie. Jeżeli urodzi to umrze.
[Lou]: Ale co się stało?
[Lekarz]: Pańska żona straciła dużo krwi. Płód przez długi czas nie chciał wyjśc. Proszę wejśc do żony i z nią porozmawiac.
[Lou]: Już idę. -pobiegłem jak szalony na salę.
Co się dzieję kochanie?
[Ty]: Posłuchaj. Jeżeli dziecko przeżyję to ja nie. Ja chcę żeby owoc naszej miłości żył. Dlatego chciałam się z tobą pożegnac i prosze cię zaopiekuj się małą.
Łzy spływały mi po policzkach. Wiedziałem, że muszę by teraz silny. Silny dla naszego małego skarba.
Pożegnałem się po raz ostatni z moją żoną i wyszedłem. Nie wiem co się później działo. Zemdlałem.
Powiedzieli mi, że moja żona nie żyję a dziecko jest całe i zdrowe. dam jej imię po matce. Uśmiechnąłem się do siebie chociaż było mi ciężko. Wiedziałem, że muszę byc silny. Silny dla owocu naszej miłości . Dla [T.I].
-5 lat później-
[Dziewczynka]: Tato, jaka była mama?
[Lou]: Była wspaniałą, śliczną kobietą. - odpowiedziałem córce. Nadal tęskniłem za [T.I], ale mała trzymała mnie przy zyciu. Codziennie przychodzimy do niej ze świeżymi kwiatami. Mała często o nią pyta. Lubię z nią rozmawiac o matce. [T.I] jest bardzo podobna do niej. Została mi tylko ona. I wiem, że nidgy w życiu nie pokocham nikogo jak [T.I]. No może prócz naszej córki.
Dzisiaj był dzień jak co dzień. Louis ubrał się, wyszykował i już czekał, aż ty w końcu wyjdziesz z łazienki. Dzisiaj mieliście jechac do kościoła ustalic datę ślubu. Zeszłaś na dół. Pocałowałaś Louisa i poszliście do samochodu.
[Louis]: Nie mogę się doczekac dnia, w którym zobaczę cię w pięknej sukni ślubnej.
[Ty]: No ja nie mogę się doczekac naszego pierwszego tańca. - ucałowałaś go w policzek.
Jechaliście w ciszy. Lubiliście to. Cieszycie się sobą w milczeniu. Dojechaliście do kościoła. Sprawę załatwiliście szybko. Dzisiaj jest 5 maj 2012 roku. Datę macie na 16 czerwca 2012 roku. Jest to również wasza rocznica.
[Ty]: Kochanie. Chciałabym skromny ślub. Tylko my i najbliższa rodzina.
[Louis]: Nie wyobrażam sobie tego inaczej. - uśmiechnął się do ciebie.
16 czerwca 2012 roku.
Nadszedł wasz upragniony dzień. Ty wyglądałaś pięknie w swojej sukni, a Louis w garniturze. Gdy cię zobaczył to jego oczy się zaszkliły. Widac było, że jest z tobą szczęśliwy i nie wobraża sobie życia bez ciebie.
Stoicie przed ołtarzem patrząc sobie głęboko w oczy. Odmawiacie formułkę, całujecie i kierujecie się do wyjścia. Zostaliście obsypani ryżem. Tak jak chciałaś jest tylko najbliższa rodzina. Twoi rodzice i rodzeństwo, jego również no i oczywiście chłopcy z One Direction. Harry był waszym świadkiem.
Dojechaliście do restauracji, w której miało odbyc się wesele.
Pierwszy taniec. To na co tyle czekałaś. To czego nie mogłaś się doczekac. Patrzyłaś w jego piękne, niebieskie oczy. On w twoje. Żyliście we własnym świecie. Świecie, w którym nie ma nikogo innego prócz was.
[Lou]: Kocham Cię.
[Ty]: Ja ciebie też.
Po weselu pojechaliście w podróż poślubną. Nie była ona długa, ponieważ Lou niedługo wyjeżdżał w trasę. Ale była wasza. Tylko wasza. Zero fanów, zero telefonów.
I to wtedy właśnie zaszłaś w ciążę. To był wasz pierwszy raz.
-9 miesięcy później oczami Louisa-
Tak. To dzisiaj jest ten dzień. Moja żona rodzi. Rodzi małego Tomlinsona. Chodzę zdenerwowany po tym korytarzu. Miałem by przy porodzie, ale są komplikacje i lekarz wyprosił mnie z sali. Denerwuje się. Podchodzi do mnie lekarz. Starszy Pan, siwy na brodzie.
[Lekarz]: Mam dla pana złą wiadomośc. Pańska żona jest w cięzkim stanie. Jeżeli urodzi to umrze.
[Lou]: Ale co się stało?
[Lekarz]: Pańska żona straciła dużo krwi. Płód przez długi czas nie chciał wyjśc. Proszę wejśc do żony i z nią porozmawiac.
[Lou]: Już idę. -pobiegłem jak szalony na salę.
Co się dzieję kochanie?
[Ty]: Posłuchaj. Jeżeli dziecko przeżyję to ja nie. Ja chcę żeby owoc naszej miłości żył. Dlatego chciałam się z tobą pożegnac i prosze cię zaopiekuj się małą.
Łzy spływały mi po policzkach. Wiedziałem, że muszę by teraz silny. Silny dla naszego małego skarba.
Pożegnałem się po raz ostatni z moją żoną i wyszedłem. Nie wiem co się później działo. Zemdlałem.
Powiedzieli mi, że moja żona nie żyję a dziecko jest całe i zdrowe. dam jej imię po matce. Uśmiechnąłem się do siebie chociaż było mi ciężko. Wiedziałem, że muszę byc silny. Silny dla owocu naszej miłości . Dla [T.I].
-5 lat później-
[Dziewczynka]: Tato, jaka była mama?
[Lou]: Była wspaniałą, śliczną kobietą. - odpowiedziałem córce. Nadal tęskniłem za [T.I], ale mała trzymała mnie przy zyciu. Codziennie przychodzimy do niej ze świeżymi kwiatami. Mała często o nią pyta. Lubię z nią rozmawiac o matce. [T.I] jest bardzo podobna do niej. Została mi tylko ona. I wiem, że nidgy w życiu nie pokocham nikogo jak [T.I]. No może prócz naszej córki.
Harry
[Ty]: Dlaczego Ty mi to robisz? Dlaczego taki jesteś? – zaczęłaś płakać.
[Harry]: Jaki? Taki chamski?
[Ty]: Tak. Właśnie taki! – wykrzyczałaś mu w twarz.
[Harry]: Ty już to powinnaś wiedzieć. A teraz proszę cię. Spakuj się i wyjdź. Zniknij z mojego życia.
[Ty]: Ale ja ciebie kocham. – łzy zaczęły ci płynąć jak wodospad.
[Harry]: Ja ciebie też. Ale po tym co zrobiłaś nie możemy być razem.
[Ty]: Ale co ja takiego zrobiłam?
[Harry]: Ty już wiesz! A teraz pakuj się i wyjdź stąd. – zrobiłaś co kazał. Spakowałaś się i wyszłaś. Kierowałaś się w stronę domu. Domu twoich rodziców. Wiedziałaś, że na nich możesz zawsze polegać. Zapukałaś.
[Ty]: Cześć mamo. – powiedziałaś zapłakana.
[Mama]: Cześć córcia. Co się stało? Wchodź do środka. Dalej.
Zostawiłaś walizkę w salonie i poszłaś z mamą do kuchni. Musiałaś z nią pogadać. Opowiedziałaś jej wszystko.
[Mama]: Nie powiedział o co mu chodzi?
[Ty]: Nie.
[Mama]: Dziwne. Nie wiem co mam ci powiedzieć. Idź odpocznij. Zobaczysz, że wszystko się samo jakoś ułoży.
[Ty]: Może masz rację. – wstałaś i poszłaś do siebie do pokoju. Przed snem włączyłaś jeszcze laptopa. Weszłaś na twittera. To co zobaczyłaś cię przeraziło. Teraz już wiedziałaś o co chodzi Harremu. Widziałaś jak kolega z twojej szkoły wypisuje do ciebie, że noc z tobą była cudowna. Domyśliłaś się, że Harry to widział.
[Ty]: Ale dlaczego on ze mną nie porozmawiał? Dlaczego nie pozwolił mi nic wyjaśnić? – mówiłaś sama do siebie zastanawiając się dlaczego on tak zrobił. Pomyślałaś, że jutro porozmawiasz i z chłopakiem, który to wypisywał i z Harrym. Położyłaś się do łóżka i zasnęłaś w przeciągu 15 minut. Obudziłaś się rano z bólem głowy, ale też z wiarą na to, że będzie dobrze. Wstałaś, ubrałaś się i zjadłaś śniadanie. Potem wyszłaś z domu.
[Ty]: Mamo wychodzę! – krzyknęłaś w progu.
[Mama]: Dobrze. Tylko nie wracaj za późno.
Zamknęłaś za sobą drzwi i poszłaś w stronę domu Daniela.
Po niecałych 20 minutach byłaś na miejscu. Zapukałaś. Drzwi otworzył ci Daniel.
[Ty]: Cześć. Chyba musimy pogadać.
[Daniel]: O co chodzi?
[Ty]; Przez ciebie nie jestem już z Harrym.
[Daniel]: No i właśnie o to mi chodziło.
[Ty]: Ale dlaczego? Co tobą kierowało?
[Daniel]: [T.I] zrozum, że ja cię kocham. Nie mogę patrzeć na to, że jesteś/ byłaś z Harrym. Nie będziesz ze mną to nie będziesz z nikim.
[Ty]: Proszę cię Daniel. Przestań. Wiesz dobrze, że kocham Harrego. Ciebie i tak już nie pokocham. Więc to co zrobiłeś nie miało sensu. – nic więcej nie powiedziałaś. Po prostu obróciłaś się i poszłaś do domu. Może dojdzie do Daniela to co powiedziałaś. Gdy już w nim byłaś mama cię obudziła.
[Mama]: Obudź się. Masz gościa.
[Ty]: Kto przyszedł?
[Mama]: Sama zobacz.
Do twojego pokoju wszedł Harry.
[Ty]: Czego chcesz? Bardziej mnie poniżyć?
[Harry]: Nie. Przeprosić. Daniel był u mnie i mi wszystko powiedział.
[Ty]: To widzę, że do niego dotarło.
[Harry]: Widocznie tak. Chciałabyś do mnie wrócić?
[Ty]: Jeszcze dzisiaj rano rzuciłabym ci się na szyję, ale teraz tego nie zrobię. A wiesz dlaczego? Bo mi nie ufasz. A zaufanie to podstawa w związku.
[Harry]: Tak. Wiem i przepraszam. Powinienem ciebie najpierw wysłuchać, ale tego nie zrobiłem.
[Ty]: Nie zrobiłeś. A teraz proszę cię. Wyjdź. Chcę być sama teraz. – Harry obrócił się i kierował się do wyjścia. Jeszcze przed wyjściem odwrócił się w twoją stronę.
[Harry]: Kocham cię. Przepraszam.
[Ty]: Ja ciebie też. Pa. – Wyszedł. Sama nie wiedziałaś co robisz. Przecież go kochasz, ale powiedziałaś sobie, że tak łatwo mu nie wybaczysz tego, że ci nie ufał. Codziennie dostawałaś od Harrego smsy o tym jak bardzo cię kocha. Codziennie rano na swoim stoliku nocnym była twoja ulubiona drożdżówka i latte machisto, które tak bardzo uwielbiałaś. Kochałaś go nadal. Po tym co dla ciebie teraz robił byłaś w stanie mu wybaczyć. Ubrałaś się i skierowałaś się w stronę jego domu. Zapukałaś. Otworzył ci Harry.
[Harry]: Oo! Miło mi cię widzieć. – uśmiechnął się do ciebie- co cię do mnie sprowadza?
[Ty]: No bo ja o tym wszystkim myślałam. I ja ciebie nadal kocham. – zaczęłaś płakać.
[Harry]: Kochanie. Proszę cię. Nie płacz. – przytulił cię mocno i zaprowadził na kanapę w salonie.
[Harry]: Czyli mi wybaczasz?
[Ty]: Tak. Wybaczam ci wszystko. Ale nie wprowadzę się z powrotem. Tęskniłam za tobą bardzo. – wtuliłaś się w niego.
[Harry]: Ja za tobą też. – przytulił cię jeszcze mocniej. Zaczęliście się całować. I tak w sumie spędziliście dzisiaj cały dzień. Leżąc i oglądając filmy. Co po chwile się całując.
[Ty]: Ja już pójdę. Dobranoc kochanie.
[Harry]: Dobranoc. – pożegnaliście się i poszłaś do domu.
Wbiegłaś uśmiechnięta od ucha do ucha. Zauważyła to twoja mama.
[Mama]: A mówiłam, że wszystko się ułoży.
Nic jej nie odpowiedziałaś. Uśmiechnęłaś się tylko szeroko i poszłaś do swojego pokoju. Dostałaś jeszcze smsa od Harrego.
„Dobranoc kochanie. Kocham cię. Twój Harry xx”
‘Dobranoc. Ja ciebie tez. Twoja [T.I] ;*”
[Harry]: Jaki? Taki chamski?
[Ty]: Tak. Właśnie taki! – wykrzyczałaś mu w twarz.
[Harry]: Ty już to powinnaś wiedzieć. A teraz proszę cię. Spakuj się i wyjdź. Zniknij z mojego życia.
[Ty]: Ale ja ciebie kocham. – łzy zaczęły ci płynąć jak wodospad.
[Harry]: Ja ciebie też. Ale po tym co zrobiłaś nie możemy być razem.
[Ty]: Ale co ja takiego zrobiłam?
[Harry]: Ty już wiesz! A teraz pakuj się i wyjdź stąd. – zrobiłaś co kazał. Spakowałaś się i wyszłaś. Kierowałaś się w stronę domu. Domu twoich rodziców. Wiedziałaś, że na nich możesz zawsze polegać. Zapukałaś.
[Ty]: Cześć mamo. – powiedziałaś zapłakana.
[Mama]: Cześć córcia. Co się stało? Wchodź do środka. Dalej.
Zostawiłaś walizkę w salonie i poszłaś z mamą do kuchni. Musiałaś z nią pogadać. Opowiedziałaś jej wszystko.
[Mama]: Nie powiedział o co mu chodzi?
[Ty]: Nie.
[Mama]: Dziwne. Nie wiem co mam ci powiedzieć. Idź odpocznij. Zobaczysz, że wszystko się samo jakoś ułoży.
[Ty]: Może masz rację. – wstałaś i poszłaś do siebie do pokoju. Przed snem włączyłaś jeszcze laptopa. Weszłaś na twittera. To co zobaczyłaś cię przeraziło. Teraz już wiedziałaś o co chodzi Harremu. Widziałaś jak kolega z twojej szkoły wypisuje do ciebie, że noc z tobą była cudowna. Domyśliłaś się, że Harry to widział.
[Ty]: Ale dlaczego on ze mną nie porozmawiał? Dlaczego nie pozwolił mi nic wyjaśnić? – mówiłaś sama do siebie zastanawiając się dlaczego on tak zrobił. Pomyślałaś, że jutro porozmawiasz i z chłopakiem, który to wypisywał i z Harrym. Położyłaś się do łóżka i zasnęłaś w przeciągu 15 minut. Obudziłaś się rano z bólem głowy, ale też z wiarą na to, że będzie dobrze. Wstałaś, ubrałaś się i zjadłaś śniadanie. Potem wyszłaś z domu.
[Ty]: Mamo wychodzę! – krzyknęłaś w progu.
[Mama]: Dobrze. Tylko nie wracaj za późno.
Zamknęłaś za sobą drzwi i poszłaś w stronę domu Daniela.
Po niecałych 20 minutach byłaś na miejscu. Zapukałaś. Drzwi otworzył ci Daniel.
[Ty]: Cześć. Chyba musimy pogadać.
[Daniel]: O co chodzi?
[Ty]; Przez ciebie nie jestem już z Harrym.
[Daniel]: No i właśnie o to mi chodziło.
[Ty]: Ale dlaczego? Co tobą kierowało?
[Daniel]: [T.I] zrozum, że ja cię kocham. Nie mogę patrzeć na to, że jesteś/ byłaś z Harrym. Nie będziesz ze mną to nie będziesz z nikim.
[Ty]: Proszę cię Daniel. Przestań. Wiesz dobrze, że kocham Harrego. Ciebie i tak już nie pokocham. Więc to co zrobiłeś nie miało sensu. – nic więcej nie powiedziałaś. Po prostu obróciłaś się i poszłaś do domu. Może dojdzie do Daniela to co powiedziałaś. Gdy już w nim byłaś mama cię obudziła.
[Mama]: Obudź się. Masz gościa.
[Ty]: Kto przyszedł?
[Mama]: Sama zobacz.
Do twojego pokoju wszedł Harry.
[Ty]: Czego chcesz? Bardziej mnie poniżyć?
[Harry]: Nie. Przeprosić. Daniel był u mnie i mi wszystko powiedział.
[Ty]: To widzę, że do niego dotarło.
[Harry]: Widocznie tak. Chciałabyś do mnie wrócić?
[Ty]: Jeszcze dzisiaj rano rzuciłabym ci się na szyję, ale teraz tego nie zrobię. A wiesz dlaczego? Bo mi nie ufasz. A zaufanie to podstawa w związku.
[Harry]: Tak. Wiem i przepraszam. Powinienem ciebie najpierw wysłuchać, ale tego nie zrobiłem.
[Ty]: Nie zrobiłeś. A teraz proszę cię. Wyjdź. Chcę być sama teraz. – Harry obrócił się i kierował się do wyjścia. Jeszcze przed wyjściem odwrócił się w twoją stronę.
[Harry]: Kocham cię. Przepraszam.
[Ty]: Ja ciebie też. Pa. – Wyszedł. Sama nie wiedziałaś co robisz. Przecież go kochasz, ale powiedziałaś sobie, że tak łatwo mu nie wybaczysz tego, że ci nie ufał. Codziennie dostawałaś od Harrego smsy o tym jak bardzo cię kocha. Codziennie rano na swoim stoliku nocnym była twoja ulubiona drożdżówka i latte machisto, które tak bardzo uwielbiałaś. Kochałaś go nadal. Po tym co dla ciebie teraz robił byłaś w stanie mu wybaczyć. Ubrałaś się i skierowałaś się w stronę jego domu. Zapukałaś. Otworzył ci Harry.
[Harry]: Oo! Miło mi cię widzieć. – uśmiechnął się do ciebie- co cię do mnie sprowadza?
[Ty]: No bo ja o tym wszystkim myślałam. I ja ciebie nadal kocham. – zaczęłaś płakać.
[Harry]: Kochanie. Proszę cię. Nie płacz. – przytulił cię mocno i zaprowadził na kanapę w salonie.
[Harry]: Czyli mi wybaczasz?
[Ty]: Tak. Wybaczam ci wszystko. Ale nie wprowadzę się z powrotem. Tęskniłam za tobą bardzo. – wtuliłaś się w niego.
[Harry]: Ja za tobą też. – przytulił cię jeszcze mocniej. Zaczęliście się całować. I tak w sumie spędziliście dzisiaj cały dzień. Leżąc i oglądając filmy. Co po chwile się całując.
[Ty]: Ja już pójdę. Dobranoc kochanie.
[Harry]: Dobranoc. – pożegnaliście się i poszłaś do domu.
Wbiegłaś uśmiechnięta od ucha do ucha. Zauważyła to twoja mama.
[Mama]: A mówiłam, że wszystko się ułoży.
Nic jej nie odpowiedziałaś. Uśmiechnęłaś się tylko szeroko i poszłaś do swojego pokoju. Dostałaś jeszcze smsa od Harrego.
„Dobranoc kochanie. Kocham cię. Twój Harry xx”
‘Dobranoc. Ja ciebie tez. Twoja [T.I] ;*”
Liam
Z głębokiego snu wyrwał mnie dzwonek telefonu.
-Tak, kochanie… - powiedziałam do słuchawki zaspanym głosem, uśmiechając się do niego. Uwielbiał mój głos, a zwłaszcza taki zaraz po przebudzeniu. Mówił prawie szeptem, jakby chciał pozwolić mi spać, a jednocześnie być ze mną... jakże kojące były jego słowa, jak łagodziły tęsknotę, a także utwierdzały mnie w przekonaniu, że nawet kiedy jest tam, za oceanem, nie przestaje o mnie myśleć. Aby móc rozmawiać z nim dłużej, siadałam nad ranem do komputera i rozmawialiśmy ze sobą klikając godzinami... Był blisko, a każdy telefon, każdy dzień, każda nieprzespana noc zbliżała nas do spotkania, które miało nastąpić niebawem. Nic ta różnica czasowa, nic ten piasek w oczach rano, nic to… bo tak bardzo byłeś mi bliski, tak bardzo potrzebny, tak bardzo jego chciałam.
Czekaliśmy na to oboje, każdego dnia coraz bardziej i bardziej pragnąc siebie… Nasycone erotyzmem sms-y, nasze pogawędki, wieczorno-nocne rozmowy o seksie przez telefon, spowodowały, że nie chcieliśmy dłużej czekać. Musieliśmy się spotkać i skonsultować z rzeczywistością tę naszą znajomość, którą przyniósł nam maj.
W tydzień po jego powrocie ze Stanów spakowałam do torby kilka rzeczy, kupiłam bilet i pewnego pięknego dnia, a właściwie wieczoru wsiadłam do autobusu i pojechałam do niego.
Serce biło mi jak szalone. Miałam mętlik w głowie, strasznie się bałam... Jak to będzie, kiedy stanę na progu jego mieszkania czy czeka tam na mnie, czy mu się spodobam, czy nie rozczarujemy się wzajemnie, wreszcie dopadła mnie myśl, że może powinnam wziąć nogi za pas i uciec. Niestety, w tej właśnie chwili podjechał po mnie jego znajomy i zawiózł do niego.
Jak bezgranicznie mu ufałam wsiadając do samochodu obcego faceta, jadąc do obcego bądź co bądź mężczyzny. Tyle się teraz dzieje w związku ze znajomościami zawartymi w sieci. Gdzie się podział mój rozsądek? Strach nie odpuszczał, rozmawiałam z kierowcą, żeby juz nie myśleć, a poza tym wszystko musiało wyglądać naturalnie, po prostu przyjechała do niego w odwiedziny dobra znajoma… Z perspektywy czasu, zastanawiając się nad tym wszystkim, myślę, ze bardziej powinnam się bać o własny tyłek niż spotkania z nim.
[Liam]: Cześć - powiedział i przytulił mnie do siebie uśmiechając się i muskając ustami mój policzek
[Ty]: Cześć – odpowiedziałam - i odwzajemniłam uśmiech, ale nic więcej nie byłam w stanie zrobić. Był taki piękny… jego oczy... najcudowniejsza kombinacja kolorów, jaką do tej pory widziałam. Brązowe, w ciemnej oprawie brwi i rzęs - to są najpiękniejsze oczy na świecie - pomyślałam i od pierwszej chwili utonęłam w nich bez reszty. Patrzyłam w nie jak urzeczona i czułam, jak z każda chwilą mój strach odchodzi gdzieś daleko...
Zapachniało kawą. Postawił przede mną duży, fioletowy kubek z kwiatuszkami. Uśmiechnęłam się do niego. Pamiętał o kubku i o kawie "z fusami", że tylko taką piję, czarną z cukrem i bez mleczka.
Dziwne uczucie… ja z nim w jego domu, sam na sam, twarzą w twarz, nareszcie!!! Każdy jego ruch, gest, uśmiech spojrzenie wywoływało u mnie przyspieszone bicie serca, ale to już nie był strach... juz się nie bałam.
Jeszcze tego samego dnia po raz pierwszy zasnęłam w jego ramionach. Burza moich pachnących, miękkich włosów pieściła jego skórę, kiedy wtulona we niego, powolutku zapadałam w sen. Poczułam radość, spokój i... tak, to chyba było szczęście.
Budziłam się w nocy, żeby sprawdzić, czy to aby nie sen, z którego nie chciałabym się obudzić, budziłam się, aby sprawdzić czy jest obok..
Rano przywitało mnie jego radosne "dzień dobry", zapach porannej kawy i pocałunki.
Kiedy mnie całował, ziemia usuwała mi się spod nóg, a świat wirował dokoła, kręciło mi się w głowie... istne szaleństwo. Potem spacer, gotowanie, zmywanie naczyń, sprzątanie, chwile, a raczej godziny namiętności, znowu spacer, kolacja, wino, kąpiel, seks. I tak przez kilka cudownych dni. Całkiem zwyczajnie, po domowemu, rodzinnie i strasznie fajnie. I te Twoje oczy... można dla nich oszaleć.
Zaczarował mnie, zawładnął moim sercem i umysłem, moim ciałem. Zakochałam się w nim bez pamięci, pokochałam go bez reszty. Już się nie bałam...
-Tak, kochanie… - powiedziałam do słuchawki zaspanym głosem, uśmiechając się do niego. Uwielbiał mój głos, a zwłaszcza taki zaraz po przebudzeniu. Mówił prawie szeptem, jakby chciał pozwolić mi spać, a jednocześnie być ze mną... jakże kojące były jego słowa, jak łagodziły tęsknotę, a także utwierdzały mnie w przekonaniu, że nawet kiedy jest tam, za oceanem, nie przestaje o mnie myśleć. Aby móc rozmawiać z nim dłużej, siadałam nad ranem do komputera i rozmawialiśmy ze sobą klikając godzinami... Był blisko, a każdy telefon, każdy dzień, każda nieprzespana noc zbliżała nas do spotkania, które miało nastąpić niebawem. Nic ta różnica czasowa, nic ten piasek w oczach rano, nic to… bo tak bardzo byłeś mi bliski, tak bardzo potrzebny, tak bardzo jego chciałam.
Czekaliśmy na to oboje, każdego dnia coraz bardziej i bardziej pragnąc siebie… Nasycone erotyzmem sms-y, nasze pogawędki, wieczorno-nocne rozmowy o seksie przez telefon, spowodowały, że nie chcieliśmy dłużej czekać. Musieliśmy się spotkać i skonsultować z rzeczywistością tę naszą znajomość, którą przyniósł nam maj.
W tydzień po jego powrocie ze Stanów spakowałam do torby kilka rzeczy, kupiłam bilet i pewnego pięknego dnia, a właściwie wieczoru wsiadłam do autobusu i pojechałam do niego.
Serce biło mi jak szalone. Miałam mętlik w głowie, strasznie się bałam... Jak to będzie, kiedy stanę na progu jego mieszkania czy czeka tam na mnie, czy mu się spodobam, czy nie rozczarujemy się wzajemnie, wreszcie dopadła mnie myśl, że może powinnam wziąć nogi za pas i uciec. Niestety, w tej właśnie chwili podjechał po mnie jego znajomy i zawiózł do niego.
Jak bezgranicznie mu ufałam wsiadając do samochodu obcego faceta, jadąc do obcego bądź co bądź mężczyzny. Tyle się teraz dzieje w związku ze znajomościami zawartymi w sieci. Gdzie się podział mój rozsądek? Strach nie odpuszczał, rozmawiałam z kierowcą, żeby juz nie myśleć, a poza tym wszystko musiało wyglądać naturalnie, po prostu przyjechała do niego w odwiedziny dobra znajoma… Z perspektywy czasu, zastanawiając się nad tym wszystkim, myślę, ze bardziej powinnam się bać o własny tyłek niż spotkania z nim.
[Liam]: Cześć - powiedział i przytulił mnie do siebie uśmiechając się i muskając ustami mój policzek
[Ty]: Cześć – odpowiedziałam - i odwzajemniłam uśmiech, ale nic więcej nie byłam w stanie zrobić. Był taki piękny… jego oczy... najcudowniejsza kombinacja kolorów, jaką do tej pory widziałam. Brązowe, w ciemnej oprawie brwi i rzęs - to są najpiękniejsze oczy na świecie - pomyślałam i od pierwszej chwili utonęłam w nich bez reszty. Patrzyłam w nie jak urzeczona i czułam, jak z każda chwilą mój strach odchodzi gdzieś daleko...
Zapachniało kawą. Postawił przede mną duży, fioletowy kubek z kwiatuszkami. Uśmiechnęłam się do niego. Pamiętał o kubku i o kawie "z fusami", że tylko taką piję, czarną z cukrem i bez mleczka.
Dziwne uczucie… ja z nim w jego domu, sam na sam, twarzą w twarz, nareszcie!!! Każdy jego ruch, gest, uśmiech spojrzenie wywoływało u mnie przyspieszone bicie serca, ale to już nie był strach... juz się nie bałam.
Jeszcze tego samego dnia po raz pierwszy zasnęłam w jego ramionach. Burza moich pachnących, miękkich włosów pieściła jego skórę, kiedy wtulona we niego, powolutku zapadałam w sen. Poczułam radość, spokój i... tak, to chyba było szczęście.
Budziłam się w nocy, żeby sprawdzić, czy to aby nie sen, z którego nie chciałabym się obudzić, budziłam się, aby sprawdzić czy jest obok..
Rano przywitało mnie jego radosne "dzień dobry", zapach porannej kawy i pocałunki.
Kiedy mnie całował, ziemia usuwała mi się spod nóg, a świat wirował dokoła, kręciło mi się w głowie... istne szaleństwo. Potem spacer, gotowanie, zmywanie naczyń, sprzątanie, chwile, a raczej godziny namiętności, znowu spacer, kolacja, wino, kąpiel, seks. I tak przez kilka cudownych dni. Całkiem zwyczajnie, po domowemu, rodzinnie i strasznie fajnie. I te Twoje oczy... można dla nich oszaleć.
Zaczarował mnie, zawładnął moim sercem i umysłem, moim ciałem. Zakochałam się w nim bez pamięci, pokochałam go bez reszty. Już się nie bałam...
Louis
Siedziałaś przy jego łóżku cała zapłakana. Wiedziałaś, że z tego wyjdzie. Miałaś taką nadzieję. Lekarze dawali mu małe szanse. Takiego wypadku się nie przeżywa. A on przeżył. Czułaś, że to musi być znak. Mówiłaś cały czas do niego.
[Ty]: Przeżyjesz. Wierzę w to. W końcu się obudzisz.
[Louis]: Pewnie, że tak. – myślałaś, że się przesłyszałaś. Nic już nie mówiłaś.
[Louis]: Kochanie. Jesteś tu? – teraz już wyraźnie słyszałaś. Podniosłaś głowę do góry i zobaczyłaś, że on na ciebie patrzy tymi swoimi niebieskimi oczami. Nie powiedziałaś nic. Wybiegłaś z Sali po lekarza. Od razu przybiegł. Nie wpuścili cię. Po 20 minutach wyszedł.
[Lekarz]: To naprawdę jakiś cud. Nie wierzyliśmy w to, że on przeżyje, a teraz nagle się obudził. Ale jest zła wiadomość. Jest sparaliżowany. Nie może chodzić. Przykro mi. – powiedział to i odszedł. Nie obchodziło cię to. Cieszyłaś się, że twój ukochany w końcu się obudził po 6 miesiącach. Weszłaś do niego. Leżał jakiś przybity.
[Ty]: Hej kochanie. – uśmiechnęłaś się do niego delikatnie. – coś się stało?
[Lou]: Tak. Stało się. Nie widzisz?! Jestem niepełnosprawny! – krzyczał na ciebie. Nie wiedziałaś co masz mu powiedzieć.
[Ty]: wiem kochanie, ale poradzimy sobie z tym. Spokojnie. Rehabilitacja i może znowu zaczniesz chodzić. Nie martw się na zapas. Najważniejsze żebyś teraz wyzdrowiał do końca.
[Lou]: Jak wyzdrowiał jak nie mogę chodzić?! Słyszysz kobieto co ty w ogóle mówisz? – nic nie odpowiedziałaś. Usiadłaś na kanapie i płakałaś. Minęło pół godziny.
[Lou]: Kochanie. Przepraszam. Nie chciałem. Tylko teraz jak nie będę mógł chodzić to nie jestem prawdziwym mężczyzną. Wybacz mi. – nic nie odpowiedziałaś. Wstałaś i po prostu się do niego przytuliłaś. Po dwóch tygodniach Louis został wypisany ze szpitala. Wróciliście do domu.
[Ty]: Kochanie, żebyś nie czuł się źle, że ci zawsze pomagam to przerobiłam troszkę kuchnię i łazienkę. – rozejrzał się dookoła.
[Lou]: Dziękuję. – ucałował cię delikatnie. Poszliście do salonu. Zrobiłaś popcorn i cały dzień oglądaliście filmy. Zbliżała się już północ.
[Ty]: Przeniosłam naszą sypialnie na dół. Teraz jest tutaj. – wskazałaś ręką miejsce gdzie będziecie teraz spać.
[Lou]: Super. – po wyjściu ze szpitala pogodził się z tym, że nie może chodzić. Położyli się do łóżka.
[Lou]: Co Ty kochanie na to żebyśmy dzisiaj troszkę nacieszyli się sobą? – uśmiechnął się do ciebie łobuzersko i zaczął powoli ściągać bluzkę.
[Ty]: Jesteś pewien?
[Lou]: Jak nigdy. – odpowiedział i wpił się w twoje usta. Jeszcze nigdy się tak nie kochaliście jak dzisiaj. To było coś cudownego. Tęskniłaś za tym i za tym żeby móc się do niego przytulić w nocy. Zasnęłaś w jego ramionach. Obudziłaś się rano, bo musiałaś iść do pracy.
[Ty]: Kochanie. Dziękuję za wczoraj. Było wspaniale. Ucałowałaś go w czoło i położyłaś mu śniadanie na stoliku nocnym.
[Lou]: Dziękuję. Dzięki temu nie czuję się taki niepełnosprawny.
[Ty]: Kocham cię. A teraz posłuchaj. Dzisiaj przyjdzie rehabilitantka do ciebie. Zachowuj się, dobrze?
[Lou]: Dobrze kochanie. – pocałowałaś go na pożegnanie i wyszłaś do pracy.
*3 miesiące później*
[Lou]: Kochanie. Ta rehabilitacja nic nie daje. W ogóle nie czuję poprawy. – mówił do ciebie załamany.
[Ty]: Nie przejmuj się. Nie zawsze widać efekty od razu. Musisz po prostu ciężej pracować. A teraz mam dla ciebie wiadomość.
[Lou]: Jaką?
[Ty]: Jestem w ciąży.
[Lou]: Naprawdę? Mówisz poważnie? Powiedz, że nie żartujesz? – mówił do ciebie coraz szybciej i coraz bardziej był podekscytowany.
[Ty]: Mówię poważnie kochanie.
[Lou]: Gdybym mógł to bym się teraz na ciebie rzucił. – obaj zaczęliście się śmiać.
*8 miesięcy później*
Rehabilitacja nadal nie dawała skutków. Louis nadal nie mógł chodzić. Pogodził się już z tym, ale nadal próbował. Siedzieliście w salonie.
[Ty]: Kochanie. Chyba coś jest nie tak. Strasznie mnie brzuch boli.
[Lou]: Dzwonie po pogotowie.
Po 30 minutach pogotowie było na miejscu.
[Lou]: Zaraz kochanie do ciebie przyjadę tylko zamówię taksówkę. – nic nie odpowiedziałaś ból był za silny. Po Lou przyjechała taksówka. Wsiadł i już po 20 minutach był w szpitalu. Jeździł na wózku zdenerwowany. Okazało się, że urodzisz wcześniej niż przypuszczaliście. Po 8 godzinach wyszedł do Louisa lekarz.
[Lekarz]: Gratuluję. Ma pan ślicznego synka.
[Lou]: Jezus. Naprawdę. Gdzie on jest? Chcę go zobaczyć! – i w tym momencie stał się cud. Cud, bo inaczej nie można tego nazwać. Po tylu trudach i wysiłkach Louis w końcu stanął na nogi. Lekarz stał jak wryty. Lou sam był w szoku. Zrobił parę kroków do przodu.
[Lou]: Widzi pan?! Ja chodzę ! – wydzierał się na cały szpital.
[Lekarz]: No właśnie widzę. Pan jest chyba jakimś wybrańcem. Najpierw przeżywa pan wypadek, później rodzi się panu syn, a teraz pan chodzi. CUD. – powiedział to i poszedł. Lou poszedł w końcu o własnych nogach do syna.
Wziął go na ręce.
[Lou]: Witaj Tommo Tomlinson. To ja. Twój tata. – zwrócił się do pielęgniarki. – mogę go zabrać do matki?
[Pielęgniarka]: Tak, ale pójdę z panem. Słyszałam tą niesamowitą historie.
[Lou]: Dobrze. – poszli do ciebie do Sali. Lou otworzył drzwi. Spałaś. Podszedł do ciebie i delikatnie obudził.
[Lou]: Kochanie. Przyniosłem naszego syna. – otworzyłaś oczy.
[Ty]: Ja chyba nadal śnię.
[Lou]: Nie śnisz. Ja naprawdę chodzę. – uśmiechnął się do ciebie szeroko. Wstałaś energicznie żeby zobaczyć, czy faktycznie ci się to nie śni. No i nie śniło. Cieszyłaś się bardzo, ale byłaś jeszcze trochę osłabiona, więc nie mogłaś tego za bardzo jak pokazać.
Dopiero po dwóch tygodniach wypisali cię ze szpitala, ponieważ mały był przez chwilę przeziębiony. Louisowi zrobili dodatkowe badania i wynika z nich, że na stałe odzyskał sprawność ruchową. Jego przypadek został opisany w gazecie.
*5 lat później*
Siedzisz z Louisem i z małym przed kominkiem owinięci kocem. Louis opowiada małemu jego niezwykłą historię, a ty w to wszystko się tylko wsłuchujesz. Myślisz sobie, że ty to masz szczęście. Masz dwóch najwspanialszych mężczyzn obok siebie.
[Ty]: Przeżyjesz. Wierzę w to. W końcu się obudzisz.
[Louis]: Pewnie, że tak. – myślałaś, że się przesłyszałaś. Nic już nie mówiłaś.
[Louis]: Kochanie. Jesteś tu? – teraz już wyraźnie słyszałaś. Podniosłaś głowę do góry i zobaczyłaś, że on na ciebie patrzy tymi swoimi niebieskimi oczami. Nie powiedziałaś nic. Wybiegłaś z Sali po lekarza. Od razu przybiegł. Nie wpuścili cię. Po 20 minutach wyszedł.
[Lekarz]: To naprawdę jakiś cud. Nie wierzyliśmy w to, że on przeżyje, a teraz nagle się obudził. Ale jest zła wiadomość. Jest sparaliżowany. Nie może chodzić. Przykro mi. – powiedział to i odszedł. Nie obchodziło cię to. Cieszyłaś się, że twój ukochany w końcu się obudził po 6 miesiącach. Weszłaś do niego. Leżał jakiś przybity.
[Ty]: Hej kochanie. – uśmiechnęłaś się do niego delikatnie. – coś się stało?
[Lou]: Tak. Stało się. Nie widzisz?! Jestem niepełnosprawny! – krzyczał na ciebie. Nie wiedziałaś co masz mu powiedzieć.
[Ty]: wiem kochanie, ale poradzimy sobie z tym. Spokojnie. Rehabilitacja i może znowu zaczniesz chodzić. Nie martw się na zapas. Najważniejsze żebyś teraz wyzdrowiał do końca.
[Lou]: Jak wyzdrowiał jak nie mogę chodzić?! Słyszysz kobieto co ty w ogóle mówisz? – nic nie odpowiedziałaś. Usiadłaś na kanapie i płakałaś. Minęło pół godziny.
[Lou]: Kochanie. Przepraszam. Nie chciałem. Tylko teraz jak nie będę mógł chodzić to nie jestem prawdziwym mężczyzną. Wybacz mi. – nic nie odpowiedziałaś. Wstałaś i po prostu się do niego przytuliłaś. Po dwóch tygodniach Louis został wypisany ze szpitala. Wróciliście do domu.
[Ty]: Kochanie, żebyś nie czuł się źle, że ci zawsze pomagam to przerobiłam troszkę kuchnię i łazienkę. – rozejrzał się dookoła.
[Lou]: Dziękuję. – ucałował cię delikatnie. Poszliście do salonu. Zrobiłaś popcorn i cały dzień oglądaliście filmy. Zbliżała się już północ.
[Ty]: Przeniosłam naszą sypialnie na dół. Teraz jest tutaj. – wskazałaś ręką miejsce gdzie będziecie teraz spać.
[Lou]: Super. – po wyjściu ze szpitala pogodził się z tym, że nie może chodzić. Położyli się do łóżka.
[Lou]: Co Ty kochanie na to żebyśmy dzisiaj troszkę nacieszyli się sobą? – uśmiechnął się do ciebie łobuzersko i zaczął powoli ściągać bluzkę.
[Ty]: Jesteś pewien?
[Lou]: Jak nigdy. – odpowiedział i wpił się w twoje usta. Jeszcze nigdy się tak nie kochaliście jak dzisiaj. To było coś cudownego. Tęskniłaś za tym i za tym żeby móc się do niego przytulić w nocy. Zasnęłaś w jego ramionach. Obudziłaś się rano, bo musiałaś iść do pracy.
[Ty]: Kochanie. Dziękuję za wczoraj. Było wspaniale. Ucałowałaś go w czoło i położyłaś mu śniadanie na stoliku nocnym.
[Lou]: Dziękuję. Dzięki temu nie czuję się taki niepełnosprawny.
[Ty]: Kocham cię. A teraz posłuchaj. Dzisiaj przyjdzie rehabilitantka do ciebie. Zachowuj się, dobrze?
[Lou]: Dobrze kochanie. – pocałowałaś go na pożegnanie i wyszłaś do pracy.
*3 miesiące później*
[Lou]: Kochanie. Ta rehabilitacja nic nie daje. W ogóle nie czuję poprawy. – mówił do ciebie załamany.
[Ty]: Nie przejmuj się. Nie zawsze widać efekty od razu. Musisz po prostu ciężej pracować. A teraz mam dla ciebie wiadomość.
[Lou]: Jaką?
[Ty]: Jestem w ciąży.
[Lou]: Naprawdę? Mówisz poważnie? Powiedz, że nie żartujesz? – mówił do ciebie coraz szybciej i coraz bardziej był podekscytowany.
[Ty]: Mówię poważnie kochanie.
[Lou]: Gdybym mógł to bym się teraz na ciebie rzucił. – obaj zaczęliście się śmiać.
*8 miesięcy później*
Rehabilitacja nadal nie dawała skutków. Louis nadal nie mógł chodzić. Pogodził się już z tym, ale nadal próbował. Siedzieliście w salonie.
[Ty]: Kochanie. Chyba coś jest nie tak. Strasznie mnie brzuch boli.
[Lou]: Dzwonie po pogotowie.
Po 30 minutach pogotowie było na miejscu.
[Lou]: Zaraz kochanie do ciebie przyjadę tylko zamówię taksówkę. – nic nie odpowiedziałaś ból był za silny. Po Lou przyjechała taksówka. Wsiadł i już po 20 minutach był w szpitalu. Jeździł na wózku zdenerwowany. Okazało się, że urodzisz wcześniej niż przypuszczaliście. Po 8 godzinach wyszedł do Louisa lekarz.
[Lekarz]: Gratuluję. Ma pan ślicznego synka.
[Lou]: Jezus. Naprawdę. Gdzie on jest? Chcę go zobaczyć! – i w tym momencie stał się cud. Cud, bo inaczej nie można tego nazwać. Po tylu trudach i wysiłkach Louis w końcu stanął na nogi. Lekarz stał jak wryty. Lou sam był w szoku. Zrobił parę kroków do przodu.
[Lou]: Widzi pan?! Ja chodzę ! – wydzierał się na cały szpital.
[Lekarz]: No właśnie widzę. Pan jest chyba jakimś wybrańcem. Najpierw przeżywa pan wypadek, później rodzi się panu syn, a teraz pan chodzi. CUD. – powiedział to i poszedł. Lou poszedł w końcu o własnych nogach do syna.
Wziął go na ręce.
[Lou]: Witaj Tommo Tomlinson. To ja. Twój tata. – zwrócił się do pielęgniarki. – mogę go zabrać do matki?
[Pielęgniarka]: Tak, ale pójdę z panem. Słyszałam tą niesamowitą historie.
[Lou]: Dobrze. – poszli do ciebie do Sali. Lou otworzył drzwi. Spałaś. Podszedł do ciebie i delikatnie obudził.
[Lou]: Kochanie. Przyniosłem naszego syna. – otworzyłaś oczy.
[Ty]: Ja chyba nadal śnię.
[Lou]: Nie śnisz. Ja naprawdę chodzę. – uśmiechnął się do ciebie szeroko. Wstałaś energicznie żeby zobaczyć, czy faktycznie ci się to nie śni. No i nie śniło. Cieszyłaś się bardzo, ale byłaś jeszcze trochę osłabiona, więc nie mogłaś tego za bardzo jak pokazać.
Dopiero po dwóch tygodniach wypisali cię ze szpitala, ponieważ mały był przez chwilę przeziębiony. Louisowi zrobili dodatkowe badania i wynika z nich, że na stałe odzyskał sprawność ruchową. Jego przypadek został opisany w gazecie.
*5 lat później*
Siedzisz z Louisem i z małym przed kominkiem owinięci kocem. Louis opowiada małemu jego niezwykłą historię, a ty w to wszystko się tylko wsłuchujesz. Myślisz sobie, że ty to masz szczęście. Masz dwóch najwspanialszych mężczyzn obok siebie.
Liam
Leżę naga w pościeli... Czekam na niego i drżę na myśl o tym, co zaraz będzie... Pojawia się również nagi... Kładzie się obok mnie. Przytula się całym ciałem. Czuję piersiami jego klatkę, brzuchem jego brzuch... Szukam jego ust... Delikatnie wysuwam język i oblizuję jego wargi, rozchyla je... Wsuwam język w jego usta. Koniuszkiem języka gładzę jego język, pieszczę podniebienie, czuję wilgoć i ciepło... Nie przestając mnie całować, ujmuję dłońmi moje piersi. Zaczyna je głaskać. Sutki podnoszą się powoli, jakby budząc się do życia. Dobrze mi... Gładzę jego pośladki... Podnosi się odrobinę i kładzie na mnie. Pieszczę swoimi nabrzmiałymi sutkami jego sutki... Czuję, jak jego skora wilgotnieje... Mam ochotę jej posmakować... Unoszę się, wysuwam język... Zaczyna lizać mnie calą, najpierw przestrzeń pomiędzy piersiami, językiem zataczam kręgi wokół moich sutków... potem schodzi trochę niżej... całą szerokością języka pieści mój brzuch, zakrada się do pępka... Zlizuję mój pot. Czuję rozkoszne skurcze w pochwie... Moje dłonie wciąż błądzą po jego pośladkach. Odwraca mnie delikatnie na brzuch... Siada na mojej pupie tak, bym czuła jego nabrzmiałego penisa... Wzdycham... Zaczyna masować mi plecy. Opuszkami palców bada każdy centymetr mojej gładkiej, wilgotnej skory... Zakrada się w okolice piersi... Biodrami wykonuje delikatne, posuwiste ruchy, jego penis przesuwa się powoli w zagłębieniu pomiędzy moimi pośladkami... Uśmiecham się do siebie... Pochyla się, by językiem popieścić moje plecy... Błagam, by wreszcie dotknął mnie tam... Robi to... grzbietem dłoni drażni mnie... w gorę i w dół... Jestem cała mokra... Przymykam oczy... Odchylam głowę... Wsuwa we mnie palce i bada moje wnętrze... Znajduje ten punkt... opuszkiem palca naciska na niego i czuje, jak robię się ciasna... Nie przestając go drażnić, zsuwa się niżej... Bierzę łechtaczkę w usta i ssie ją delikatnie... Przesuwa językiem po wargach, liże je, ssię, spija każdą kropelkę mojej rozkoszy... Wsuwa język we mnie, drażni mnie, liżę, ssię, delikatnie gryzie... Rozchylam uda najszerzej, jak potrafię... Kolana podsuwam wysoko pod brodę... Wyglądam tak bezwstydnie i tak podniecająco... Boże, co za widok - rozchylona, nabrzmiała, mokra, widać wyraźnie łechtaczkę i dziurkę całą chętną i czekającą na rozkosz. Czuję zawrót głowy... Na to tylko czekałam... Podnosi się... Jedną dłonią rozchyla jeszcze szerzej moje wargi. Przysuwa się bliziutko, by nasze miejsca intymne spotkały się... Tak... O taaaaak... Wreszcie czuję całe jego przyrodzenie i gorąco... Zaczynam szalony taniec biodrami... Czuje go w środku i mocno przyciska mnie do siebie ... Tak gorąco, rozkosznie... Jestem cała mokra, pot spływa mi po plecach i piersiach... Krzyczę głośno, bo już nie mogę opanować rosnącego do granic wytrzymałości podniecenia... Jego jęki potęgują moją rozkosz... Tak blisko szczytu... Zaraz zwariuje! I nagle... Zawrót głowy, wszystko wiruje, świat przestaje istnieć... Jest tylko on, ja i nasza rozkosz... Widzę, że przeżywa to samo... jego ciało drży konwulsyjnie... Pada na mnie dysząc ciężko... Obejmuje mnie... Całuje leniwie... Jesteśmy cali mokrzy od potu, naszych soków... Jesteśmy zmęczoni i szczęśliwi... Szepczę mu cos do ucha... Uśmiecha się do mnie... Przymyka oczy... Po chwili słyszę jego równy oddech... Zasypiam również...
Zayn
Pewnego letniego wieczoru postanowiłaś się wybrać ze swoimi przyjaciółmi na most na którym często przesiadywaiście. Z reguły dziewczyną byłaś dość spokojna. Wieczory lubiłaś spędzać w ogrodzie czytając książki lub oglądając telewizję . Wiedziałaś że twoje koleżanki pomimo młodego wieku lubią spożywać używki typu papierosy, alkohol, ale po mimo to kochałaś je. Zawsze wspierały cię w trudnych chwilach. Świetnie się bawiłaś. Byłaś uśmiechnięta i wesoła, a z twoich oczu tryskało same szczęście. Do twojej siostry Rose przyszedł chłopak o imieniu Liam i przyprowadził ze sobą swoich kumpli. Tobie od razu wpadł w oko ciemnooki brunet. Był wysoki i wysportowany. Miał wielu znajomych i był bardzo lubiany przez swoich ruwieśników. Od ciebie był starszy o 2 lata. Bardzo szybko polubiliście się. Częściej zaczęłaś wychodzić na pole, ponieważ wiedziałaś że będziesz miała okazje zobaczyć Zayna. Zrozumiałaś, że to uczucie można nazwać zauroczeniem. Dużo o nim myślałaś i w głębi serca chciałaś z nim wiązać przyszłość. Po kilku tygodniach Ty i Zayn zaczęliście zachowywać się jak para. Jednach chłopak nie poprosił cię o chodzenie. Na zakończenie wakacji zrobiliście gonisko i wtedy była chwila chyba jedna z najważniejszych w twoim życiu. Zayn pocaławał cię. Obnażył cię delikatnym musnięciem w usta. Zaniemówiłaś, byłaś bardzo szczęśliwa i w tej samej chwili poczułaś dreszcz przechodzący przez twoje ciało. Zrozumiałaś też że go kochasz, lecz chłopak nie powiedział ci tych magicznych słow. Nie wiedziała jednak co Zayn ma w zanadżu. I tak płynęły dni, tygodnie a nawet miesiące. Zawsze przebywaliście w gornie znajomych. Rzadko kiedy spotykaliście się sam na sam. Młodzienieć rozkochiwał ciebie w sobie coraz bardziej. Pewnego mroźnego wieczoru kiedy Zayn został u ciebie na noc Ty oddałaś mu się. Na początku nie chciałaś z nim grzeszyć, lecz chłopak namawiał. Byłaś tak zaślepiona że nie potrafiłaś zauważyć że chodzi mu tylko o twoje ciało. Nie widziałaś żadnych wad. Po tym wszystkim co wydażyło się w tą noc relacje między wami zaczęły się psuć. Ty dość często płakałaś, poniważ byłaś raniona przez Zayna. Przyjaciółki cię nie rozumiały dlaczego dalej chcesz tkwić w tak niezrozumiałym uczuciu. Zaczęliście się coraz rzadziej spotykać. Ciebie to bolało, ale miałaś przyjaciół którym mogłaś się wyżalić. Sięgnęłaś pierwszy raz po papierosa.. Zaciągałaś się nikotynowym dymem tak bardzo że zrobiło ci się słabo. Przyjaciółka wyciągneła cię na krótki spcer. Poszłyście pod most gdzie od dawna nie jeździły pociągi. Kawałek obok rozciągał się szereg starych garaży. W pewnej chwili usłyszałaś głos Zayna. Szybko schowałyście się za pierwszy lepszy garaż. Zaraz ku twoim oczom ukazał się chłopak z inną dziewczyną. Mówił okropne rzeczy. To innej wyznawał miłość i inną całował z namiętnością. Twoja przyjaciółka tylko zasłaniała twoje usta, by nie usłyszał twojego głośnego szłochania. Byłaś bezradna nie wiedziałaś co masz ze sobą zrobić, bo przecież gorszego uczucia niż miłość nieodwzajemniona nie ma. Przeżywałaś to wszystko tak bardzo, że zaczęłaś palić papierosy. Na każdej lepszej imprezie piłaś, a także przez krótki czas skosztowałaś życia narkomana. Później widywałaś ich idących razem za rękę, lecz już nic nie mogłaś zrobić. W głebi serca zawsze miałaś nadzieje że będziecie jeszcze razem. Bo to była prawdziwa miłość. Aż tak wielka dla ciebie, że już nigdy nie znalazłaś sobie nikogo. Zmarłaś, ze starości i w smutku a twoje ostatnie słowa które wypowiedziałaś przed śmiercią brzmiały tak "Tylko Ty miałeś miejsce w moim sercu Zaynie"
Zayn
Wychodzi ze mnie swoim językiem, by powiedzieć: "Kocham Cię".
Kocham Cię. Całuję mój miękki brzuszek. Wodzi po nim wargami powoli, koliście. Wyczuwa instynktem bardziej, niż dotykiem, moją bliznę. Bliznę po wyrostku. Trochę powyżej wytatuowanego czerwonego serduszka z wpisanym jego imieniem.
- Kocham tę Twoją bliznę - szepczę. - Kocham Cię.
Mówię: "Kocham Cię"... I już wraca do okazywania mi tego. Bo to jest właśnie w tym najistotniejsze. Ponad pragnieniem zapewnienia mi orgazmu. Poza pragnieniem, byś Ty mi go dał. Ponad tym wszystkim jest właśnie okazanie miłości.
Nie odpowiada, nie potrzebuje mówić. Okazuje to tak pięknie... Koliste ruchy jego języka zgrywają się z kolistymi ruchami mojego języka. To on nauczył mnie, jaka rozkosz ze mnie płynie. Wcześniej dla mnie nie istniała.
Nie pozostaję mu dłużna.
Nie wiemy, jak długo to trwa. Dla nas to całe wieki narastającej rozkoszy. Rozkoszy trwającej w nieskończoność. Bo mogłaby się skończyć tylko wraz z naszą miłością. A przecież miłość się nie kończy...
Kocham Cię. Odkąd poznaliśmy się na koncercie - w kilka miesięcy po odejściu mojego pierwszego mężczyzny - kocham Cię. Przyszedłeś i kocham Cię i kochasz mnie. Nie odejdziesz. Nie odejdę. "Dopóki śmierć nas nie rozłączy"...
Po prawie dwóch latach bycia razem jesteśmy już tak zgrani, że zwykle dochodzimy razem. Tak jest i teraz. Moje miękkie uda leciutko zbliżają się do siebie, otulając jego głowę... Moja wolna, lewa ręka mocniej obejmuje jego miękką pupę... i spadamy razem w głąb rozkoszy. Nie ma Ciebie i nie ma mnie. Jesteśmy my. Jesteśmy miłością.
Potem całuję wewnętrzne strony jego ud. I wracam na jego brzuch. Do mojej blizny, którą on kocha. Kocha, bo jest częścią mnie, a ja kocha mnie całą.
Odwracam się na brzuch, więc teraz całuję moje plecy. Wodzi po nich ustami koliście i powoli.
[T.I] Całowałeś moją bliznę - szepcze. - Znowu całowałeś moją bliznę. A przecież w tobie nie budzi miłych wspomnień...
[Zayn]: Ale w tobie...
[T.I]: We mnie tak. Wspomnienie o tym, jak natychmiast przyjechałeś do mnie z tak daleka, zaraz potem, kiedy zadzwoniłam i powiedziałam, że będą mnie kroić. Właśnie ty. I to mogę miło wspominać. Ale ty nie masz o tym żadnych miłych wspomnień.
[Zayn]: A radość, kiedy wróciłaś?
Jego usta dążą do mojej szyi. Chyba chcę tego samego, co on, bo odwracam się z powrotem na plecy.
Teraz kochamy się tak, jak jeszcze nigdy. Desperacko. Jakby w rozpaczy. Jakby po raz ostatni...
[T.I]: Nie wróciłam - szepcze zaraz potem.
[Zayn]:Co ty opowia...
[T.I]: Nie wróciłam - powtarzam. - Przecież pamiętasz. Operowali mnie, niestety, w prowincjonalnym polskim szpitalu. Niech żyje polska służba zdrowia. Zakażenie...
[Zayn]: Nie chcę tego słuchać!
[T.I]: Zakażenie operacyjne, czy jak to się nazywa... To się zdarza. Poszło na otrzewną. I na wszystko. I to był koniec.
[Zayn]: Koniec...
[T.I]: Mój koniec. Śmierć. Ja już nie istnieję. Jestem już tylko w twojej głowie. Już tylko ci się śnię.
I nagle on pojmuję, że to sen. I budzi się.
Budzi się u boku innej kobiety, która nie jest mną. Ale jest. I pozwala na chwilę zapomnieć, że nie ma już mnie. Na krótką chwilę. Tak krótką, jak orgazm. I dlatego z nią żyję. Po tym, jak nie udało mu się ze mną umrzeć.
W kącie pokoju, w którym śpią, stoję druga ja. Też naga, ale drewniana. Ta druga ja nie mam jeszcze gotowej twarzy. Zresztą dla jej autorki ta część mojego ciała liczy się chyba najmniej. Jeszcze nie ważę 75 kilo, jeszcze nadaję się na modelkę artystki. Gdy druga ja będę gotowa, pierwsza ja przestanie być potrzebna. Majtki na tyłek, stanik na cycki, koniec miłości.
Zamykam oczy. Jest lato, a ja siedzę z Tobą przy okrągłym stoliku w malutkiej kawiarence pod gołym niebem. Nie całkiem gołym, bo parasol rzuca na nas cień.
Uśmiechasz się, kończąc swoją porcję lodów.
[Zayn]: Wiesz... - mówi - ja też mam blizny. Popatrz.
Pokazuję swoje nadgarstki. Smutnieje.
[T.I]: Tak chciałeś mnie odnaleźć? - pytasz. - Przecież mnie już nie można odnaleźć, mnie już nie ma. Nigdzie. Nawet to gnijące ciało w ziemi nie jest już mną. Nie myśli, nie czuje... nie kocha cię.
[Zayn]: Wiem. Ale ja ciągle kocham Ciebie, której nie ma. I nie chciałem z tym żyć. Więc nie chciałem w ogóle żyć.
A Ty się nagle znów uśmiechasz.
[T.I]: Już czas, żebym się znów zakochała - mówisz, a potem wstajesz i odchodzisz. A odchodząc rozpływasz się w powietrzu jak mgła. Z tej mgły słyszy ostatnie moje słowa skierowane do niego.
Kocham Cię. Całuję mój miękki brzuszek. Wodzi po nim wargami powoli, koliście. Wyczuwa instynktem bardziej, niż dotykiem, moją bliznę. Bliznę po wyrostku. Trochę powyżej wytatuowanego czerwonego serduszka z wpisanym jego imieniem.
- Kocham tę Twoją bliznę - szepczę. - Kocham Cię.
Mówię: "Kocham Cię"... I już wraca do okazywania mi tego. Bo to jest właśnie w tym najistotniejsze. Ponad pragnieniem zapewnienia mi orgazmu. Poza pragnieniem, byś Ty mi go dał. Ponad tym wszystkim jest właśnie okazanie miłości.
Nie odpowiada, nie potrzebuje mówić. Okazuje to tak pięknie... Koliste ruchy jego języka zgrywają się z kolistymi ruchami mojego języka. To on nauczył mnie, jaka rozkosz ze mnie płynie. Wcześniej dla mnie nie istniała.
Nie pozostaję mu dłużna.
Nie wiemy, jak długo to trwa. Dla nas to całe wieki narastającej rozkoszy. Rozkoszy trwającej w nieskończoność. Bo mogłaby się skończyć tylko wraz z naszą miłością. A przecież miłość się nie kończy...
Kocham Cię. Odkąd poznaliśmy się na koncercie - w kilka miesięcy po odejściu mojego pierwszego mężczyzny - kocham Cię. Przyszedłeś i kocham Cię i kochasz mnie. Nie odejdziesz. Nie odejdę. "Dopóki śmierć nas nie rozłączy"...
Po prawie dwóch latach bycia razem jesteśmy już tak zgrani, że zwykle dochodzimy razem. Tak jest i teraz. Moje miękkie uda leciutko zbliżają się do siebie, otulając jego głowę... Moja wolna, lewa ręka mocniej obejmuje jego miękką pupę... i spadamy razem w głąb rozkoszy. Nie ma Ciebie i nie ma mnie. Jesteśmy my. Jesteśmy miłością.
Potem całuję wewnętrzne strony jego ud. I wracam na jego brzuch. Do mojej blizny, którą on kocha. Kocha, bo jest częścią mnie, a ja kocha mnie całą.
Odwracam się na brzuch, więc teraz całuję moje plecy. Wodzi po nich ustami koliście i powoli.
[T.I] Całowałeś moją bliznę - szepcze. - Znowu całowałeś moją bliznę. A przecież w tobie nie budzi miłych wspomnień...
[Zayn]: Ale w tobie...
[T.I]: We mnie tak. Wspomnienie o tym, jak natychmiast przyjechałeś do mnie z tak daleka, zaraz potem, kiedy zadzwoniłam i powiedziałam, że będą mnie kroić. Właśnie ty. I to mogę miło wspominać. Ale ty nie masz o tym żadnych miłych wspomnień.
[Zayn]: A radość, kiedy wróciłaś?
Jego usta dążą do mojej szyi. Chyba chcę tego samego, co on, bo odwracam się z powrotem na plecy.
Teraz kochamy się tak, jak jeszcze nigdy. Desperacko. Jakby w rozpaczy. Jakby po raz ostatni...
[T.I]: Nie wróciłam - szepcze zaraz potem.
[Zayn]:Co ty opowia...
[T.I]: Nie wróciłam - powtarzam. - Przecież pamiętasz. Operowali mnie, niestety, w prowincjonalnym polskim szpitalu. Niech żyje polska służba zdrowia. Zakażenie...
[Zayn]: Nie chcę tego słuchać!
[T.I]: Zakażenie operacyjne, czy jak to się nazywa... To się zdarza. Poszło na otrzewną. I na wszystko. I to był koniec.
[Zayn]: Koniec...
[T.I]: Mój koniec. Śmierć. Ja już nie istnieję. Jestem już tylko w twojej głowie. Już tylko ci się śnię.
I nagle on pojmuję, że to sen. I budzi się.
Budzi się u boku innej kobiety, która nie jest mną. Ale jest. I pozwala na chwilę zapomnieć, że nie ma już mnie. Na krótką chwilę. Tak krótką, jak orgazm. I dlatego z nią żyję. Po tym, jak nie udało mu się ze mną umrzeć.
W kącie pokoju, w którym śpią, stoję druga ja. Też naga, ale drewniana. Ta druga ja nie mam jeszcze gotowej twarzy. Zresztą dla jej autorki ta część mojego ciała liczy się chyba najmniej. Jeszcze nie ważę 75 kilo, jeszcze nadaję się na modelkę artystki. Gdy druga ja będę gotowa, pierwsza ja przestanie być potrzebna. Majtki na tyłek, stanik na cycki, koniec miłości.
Zamykam oczy. Jest lato, a ja siedzę z Tobą przy okrągłym stoliku w malutkiej kawiarence pod gołym niebem. Nie całkiem gołym, bo parasol rzuca na nas cień.
Uśmiechasz się, kończąc swoją porcję lodów.
[Zayn]: Wiesz... - mówi - ja też mam blizny. Popatrz.
Pokazuję swoje nadgarstki. Smutnieje.
[T.I]: Tak chciałeś mnie odnaleźć? - pytasz. - Przecież mnie już nie można odnaleźć, mnie już nie ma. Nigdzie. Nawet to gnijące ciało w ziemi nie jest już mną. Nie myśli, nie czuje... nie kocha cię.
[Zayn]: Wiem. Ale ja ciągle kocham Ciebie, której nie ma. I nie chciałem z tym żyć. Więc nie chciałem w ogóle żyć.
A Ty się nagle znów uśmiechasz.
[T.I]: Już czas, żebym się znów zakochała - mówisz, a potem wstajesz i odchodzisz. A odchodząc rozpływasz się w powietrzu jak mgła. Z tej mgły słyszy ostatnie moje słowa skierowane do niego.
Liam
Poznałam go na imprezie u koleżanki bawiliśmy się razem cały czas. Dałam mu swój numer telefonu z nadzieją, że może kiedyś zadzwoni. Zadzwonił. Zadzwonił następnego dnia spytał się czy możemy się spotkać. Zgodziłam się bez namysłu. Spotykaliśmy się 2 lata nie mieliśmy żadnych tajemnic. Ciągle powtarzał jak bardzo mnie kocha. Postanowiliśmy razem zamieszkać. Moja mama mówiła, że to za wcześnie jeszcze się tak dobrze nie znamy. Ale ja byłam zapatrzona w niego i byłam w końcu pełnoletnia.
Było nam naprawdę dobrze wszystko robiliśmy razem. On miał stypendium a ja rentę po ojcu starczało na opłaty i wyżywienie. Lecz pewnego dnia czar prysnął...
Zaszłam w ciążę. Gdy mu o tym powiedziałam nie ucieszył się zaczął wyzywać mnie od szmat. Twierdził ze to nie jego dziecko wywalił mnie z mieszkania. Nie miałam gdzie iść. Do matki nie mogłam po kłótni powiedziała, żebym już do niej nie wracała…
Była zima nie miałam się gdzie podziać. Chodziłam po ulicy i marzłam. Szukałam jakiegoś ciepłego miejsca, lecz nic. Poszłam do mamy ona powinna mnie zrozumieć. Nic nie mówiąc wpuściła mnie do domu. Pomogła mi. On dzwonił do mnie, chciał przepraszać. Mówił, że wie, że to jego dziecko, lecz za późno sobie o tym przypomniał. Dziecka już nie było… Nas też już nie.
Było nam naprawdę dobrze wszystko robiliśmy razem. On miał stypendium a ja rentę po ojcu starczało na opłaty i wyżywienie. Lecz pewnego dnia czar prysnął...
Zaszłam w ciążę. Gdy mu o tym powiedziałam nie ucieszył się zaczął wyzywać mnie od szmat. Twierdził ze to nie jego dziecko wywalił mnie z mieszkania. Nie miałam gdzie iść. Do matki nie mogłam po kłótni powiedziała, żebym już do niej nie wracała…
Była zima nie miałam się gdzie podziać. Chodziłam po ulicy i marzłam. Szukałam jakiegoś ciepłego miejsca, lecz nic. Poszłam do mamy ona powinna mnie zrozumieć. Nic nie mówiąc wpuściła mnie do domu. Pomogła mi. On dzwonił do mnie, chciał przepraszać. Mówił, że wie, że to jego dziecko, lecz za późno sobie o tym przypomniał. Dziecka już nie było… Nas też już nie.
Louis
Leżę w łóżku. Uśmiechnięta, pogrążona w przyjemnych rozmyślaniach. Jak to dobrze że Cię mam! Już od 8 miesięcy wspierasz mnie, dotykasz, kochasz, budujesz dla mnie świat, do którego nie ma prawa zakraść się nikt inny poza nami. Pokazałeś mi życie od tej dobrej strony, strony jakiej nie pokazał mi żaden inny facet, szczególnie ten, który był przed tobą.
Mój telefon dzwoni, wyrywa mnie z błogiego spokoju - "To na pewno ty" - mówię w myślach do siebie.
[Ty]: Słucham - numer nieznany
[Kobieta]: Maju musimy porozmawiać - mówi wzburzony, ale i smutny kobiecy głos. Z początku nie poznaje.
[Ty]: Kto mówi?
[Kobieta]: Chodzi o Maksa.
***
Idę do taty, zawsze lubię wtulić się w jego ramiona, chociaż jestem już dorosła kobietą, to mnie uspokaja. Tata zawsze mnie wysłucha, a co najważniejsze wie, kiedy po prostu nie trzeba nic mówić.
Moja rozmowa z tą Panią trwała krótko. O czym mogę rozmawiać z matką chłopaka, który rzucił mnie i zostawił samej sobie znikając (dosłownie znikając) z mojego życia? To dziwne, bo nagle znalazły się powody ku tej rozmowie, po 9 długich miesiącach, choć kiedy ja dzwoniłam i prosiłam o jakiekolwiek wieści odchodziłam z płaczem i pustymi rękoma. Mówi się "Jak trwoga to do Boga" i gdyby zamiast "Boga" wstawić moje imię, byłoby to dokładnym odzwierciedleniem sytuacji.
Z Maksem byłam długo, bite 2,5 roku. Były chwile dobre i złe, wesołe i smutne, chwile dołków i wyżyn. Teraz już mogę z pełną odpowiedzialnością te słowa powiedzieć, że nasze charaktery różniły się tak bardzo, że jeśli kiedykolwiek doszłoby do planowanego ślubu skończyłoby to się tragedią w skali tsunami. Na szczęście do ślubu nie doszło, co teraz mnie cieszy, wtedy było równoznaczne ze śmiercią połowy mnie. Wyjechał daleko, sama nie wiem gdzie, podobno na drugi kraniec Anglii. Wyobraźcie sobie teraz ptaka który żył w złotej klatce karmiony codziennie i pieszczony przez swojego właściciela, a teraz właściciel się nim znudził i wypuścił go na wolność. Wolność, cóż za piękna rzecz, tylko jak ptak całe życie trzymany w klatce ma teraz poradzić sobie sam na wolności? To właśnie ja. Nie chciałam wolności, chciałam mojej złotej klatki, a jednak musiałam nauczyć się żyć na nowo, w innej scenerii, bez mojej klatki.
Uczyłam się powoli, małymi kroczkami, a kiedy przychodziły chwile smutku i bezradności robiłam wszystko, żeby się z nim skontaktować przez wysyłanie maili po telefonowanie do jego rodziców. W odpowiedzi nie dostawałam nic, bądź słowa "Maks nie chce cię widzieć, proszę nie dzwoń do mnie". Usłyszałam to zdanie chyba milion razy w ciągu miesiąca. Poniżałam się i kompromitowałam bez ustanku prosząc jak żebrak o jedną krótką rozmowę. I wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewałam los zesłał mi Louisa.
***
[Tata]: Chcesz córcia porozmawiać ?
[Ty]: Nie tato, nie chcę - ostatnią rzeczą, którą chciałam robić było wylewanie przez gardło słów, jakie wypadły z mojej komórki. Miałam już więcej nawet nie wspomnieć jego imienia. Wszystkie pamiątki, rzeczy, zdjęcia leżały w piwnicy w małym kartoniku i czekały aż za 20 lat wyjmę je i będę z uśmiechem wspominać "takiego jednego byłego". Tymczasem teraz wszystko się skomplikowało. Maks próbował się zabić, Maks próbował się zabić, Maks próbował... "Przyjedź, przyjedź proszę" - jej słowa dźwięczały mi w uszach i nie mogłam ich z stamtąd wyplenić. Jechać? Ale właściwie po co? Zostać, a może jednak naprawdę tam jestem potrzebna? Co z Louisem, co z nami, co z tym, co układałam przez tyle miesięcy? Co jeśli da mi ultimatum? Czego miałam się do cholery spodziewać?
Wszystko mieszało mi się w głowie. "Jak najszybciej" - dźwięczało kolejne wyrwane z kontekstu słowo. Mam do niej taki żal, a teraz w ogóle rozważam decyzje wysłuchania jej? Co jest ze mną nie tak!?
[Louis]: Rób co uważasz za słuszne, ja do niczego cię nie zmuszę i od niczego nie odwiodę.
[Ty]: Louis proszę, pomóż mi podjąć dobrą decyzje.
[Louis]: [T.I]! To jest twoje życie, nieważne, że jesteś ze mną, ta sprawa dotyczy ciebie, nie mnie - zawsze pozostawiał mi wybór. Zawsze wiedział ile znaczył dla mnie Maks, z bólem serca wysłuchiwał moich łez, kiedy tamten mnie zostawił. Mimo tego, że byliśmy razem pozostawił mnie na wolności i nauczył, że będąc z kimś wcale nie trzeba żyć w klatce ciągłych zakazów. Teraz jednak pojawił się ten drugi. Co robić?
[Louis]: Na te kilka dni kiedy będziesz u niego, wyprowadzę się. Wiesz, gdzie mnie szukać skarbie - mówił to z takim cierpieniem, z takim bólem. Nic nie odpowiedziałam poza króciutkim "dobrze".
Byłam już na przedmieściach Anglii, lada moment miał pojawić się szpital. Byłam coraz bardziej zdenerwowana i coraz bardziej niepewna jakichkolwiek uczyć. Może tak naprawdę nie potrafię kochać? A może od początku kochałam i kocham tylko Maksa, a Louis był tylko jego zastępcą, zwykłym pocieszeniem. Ale przecież tak mi było z nim dobrze, taka byłam przez ostatnie miesiące szczęśliwa, więc jak mogłam go nie kochać? Tyle, że skoro kochałam to, czemu nie jestem z nim, a na schodach szpitala daleko od domu?
Weszłam do sali w przypływie adrenaliny i ciekawości. Jak wygląda po tym czasie. Zmienił się, czy nie zmienił? Jest ogolony, czy ma lekki kilkudniowy zarost, jaki zawsze mi się u niego podobał? Może jest pogrążony w rozmyślaniach, może zerka wyczekująco na drzwi myśląc, kiedy w końcu w nich stanę? Wchodzę.
[Maks]: Jesteś - mówi tylko swoim aksamitnym głosem.
[Ty]: Tak - spoglądam na niego, później na jego mamę i tatę. On jest raczej taki jak był, pomimo, że na twarzy przybyło mu kilka lat, bez wahania rozpoznałabym go wszędzie. Jego mama uśmiecha się do mnie, a tata stara w ogóle na mnie nie patrzeć. Podchodzę jeden krok bliżej. Nagle na ustach matki znika uśmiech numer jeden i pojawia się drugi z innej półki, szyderczy z nutą satysfakcji, miły ale zarazem nieziemsko fałszywy. Spoglądam na Maksa, chyba nie dostrzega niczego w około poza mną. Badam go wzrokiem. Widzę przed sobą obcego mężczyznę. Co z tego, że kiedyś tuliłam go i kochałam, co z tego, że kiedykolwiek całowałam te usta i dotykałam tej klatki piersiowej, skoro teraz to dla mnie nie do pomyślenia. Jak w ogóle mogłam przypuszczać, że nadal coś do niego czuję? Jak mogłam zwątpić, choćby na chwilę, w miłość do Louisa? Mówię sama do sobie patrząc pustym wzrokiem: "Co ty mi Maksie w życiu dałeś? Zazdrość, brak wolności, łzy, ból. A teraz ja, jak siostra miłosierdzia przybywam, jadąc 500 kilometrów, żeby cię tylko odwiedzić. Głupota!"
[Maks]: Wejdź, usiądź, porozmawiamy, rodzice zaraz wychodzą.
[Ty]: Wiesz, ja dosłownie na minutkę - zdziwił się, we mnie wezbrała złość.
[Ty]: Chciałam korzystając z okazji, że wiem gdzie się znajdujesz i o dziwo jestem tu, podziękować ci za miesiące łez, nieprzespanych nocy, podkrążonych oczu - mówiłam to z uśmiechem - za tysiące wydane na antydepresanty i wizyty u specjalistów.- Potem, spojrzałam na jego zaskoczoną mamę - Dziękuję za wieczne zwodzenia i za to, że zdobywała pani mój numer i dzwoniła tylko, kiedy pani cokolwiek ode mnie potrzebowała. Panu za nic nie podziękuję - na niego wolałam nie patrzeć - gdyż pan może i jako jedyny w tej rodzinie miał na tyle honoru, żeby od początku nie kryć się z niechęcią do mnie. Tobie Maks życzę jeszcze tylko szybkiego powrotu do zdrowia i proszę was wszystkich o nie kontaktowanie się ze mną nawet w spawach, które wam wydają się najważniejsze. A teraz uciekam, bo w domu zostawiłam coś cenniejszego niż to, co tu widzę razem wzięte. Do widzenia! - wybiegłam ze szpitala niczym rakieta prosto do samochodu, a potem gnałam na złamanie karku byle jak najszybciej być w domu.
***
[Louis]: Jesteś - powiedział, otwierając mi przed nosem drzwi mieszkania swojej mamy - Jechałaś w środku nocy? Mogło ci się coś stać, mogłaś zaczekać do rana.
[Ty]: Chciałam być z tobą, jak tylko mogłam najszybciej - uśmiechnęłam się lekko, a malutkie łezki spłynęły mi po policzkach. Weszliśmy do mieszkania.
[Louis]: Nie wierzyłem, że jeszcze wrócisz.
Z pokoju wyjrzała jego mama i zwróciła się do mnie tym, co zwykle pogodnym tonem.
[MamaL]: Mówiłam mu, że musisz wrócisz, przecież bardzo go kochasz - założyłam mu ręce na szyję i spojrzałam głęboko w oczy
[Ty]: Skąd Pani wie? - zapytałam z uśmiechem
[MamaL]: Jesteś wpatrzona w niego jak w obrazek i bóg mi świadkiem, nie wiem, jak mógł tego nie zauważyć - minęła nas i weszła do kuchni.
[Ty]: Kocham cię Louis.
[Louis]: Ja ciebie i też, i cieszę się że jesteś.
Mój telefon dzwoni, wyrywa mnie z błogiego spokoju - "To na pewno ty" - mówię w myślach do siebie.
[Ty]: Słucham - numer nieznany
[Kobieta]: Maju musimy porozmawiać - mówi wzburzony, ale i smutny kobiecy głos. Z początku nie poznaje.
[Ty]: Kto mówi?
[Kobieta]: Chodzi o Maksa.
***
Idę do taty, zawsze lubię wtulić się w jego ramiona, chociaż jestem już dorosła kobietą, to mnie uspokaja. Tata zawsze mnie wysłucha, a co najważniejsze wie, kiedy po prostu nie trzeba nic mówić.
Moja rozmowa z tą Panią trwała krótko. O czym mogę rozmawiać z matką chłopaka, który rzucił mnie i zostawił samej sobie znikając (dosłownie znikając) z mojego życia? To dziwne, bo nagle znalazły się powody ku tej rozmowie, po 9 długich miesiącach, choć kiedy ja dzwoniłam i prosiłam o jakiekolwiek wieści odchodziłam z płaczem i pustymi rękoma. Mówi się "Jak trwoga to do Boga" i gdyby zamiast "Boga" wstawić moje imię, byłoby to dokładnym odzwierciedleniem sytuacji.
Z Maksem byłam długo, bite 2,5 roku. Były chwile dobre i złe, wesołe i smutne, chwile dołków i wyżyn. Teraz już mogę z pełną odpowiedzialnością te słowa powiedzieć, że nasze charaktery różniły się tak bardzo, że jeśli kiedykolwiek doszłoby do planowanego ślubu skończyłoby to się tragedią w skali tsunami. Na szczęście do ślubu nie doszło, co teraz mnie cieszy, wtedy było równoznaczne ze śmiercią połowy mnie. Wyjechał daleko, sama nie wiem gdzie, podobno na drugi kraniec Anglii. Wyobraźcie sobie teraz ptaka który żył w złotej klatce karmiony codziennie i pieszczony przez swojego właściciela, a teraz właściciel się nim znudził i wypuścił go na wolność. Wolność, cóż za piękna rzecz, tylko jak ptak całe życie trzymany w klatce ma teraz poradzić sobie sam na wolności? To właśnie ja. Nie chciałam wolności, chciałam mojej złotej klatki, a jednak musiałam nauczyć się żyć na nowo, w innej scenerii, bez mojej klatki.
Uczyłam się powoli, małymi kroczkami, a kiedy przychodziły chwile smutku i bezradności robiłam wszystko, żeby się z nim skontaktować przez wysyłanie maili po telefonowanie do jego rodziców. W odpowiedzi nie dostawałam nic, bądź słowa "Maks nie chce cię widzieć, proszę nie dzwoń do mnie". Usłyszałam to zdanie chyba milion razy w ciągu miesiąca. Poniżałam się i kompromitowałam bez ustanku prosząc jak żebrak o jedną krótką rozmowę. I wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewałam los zesłał mi Louisa.
***
[Tata]: Chcesz córcia porozmawiać ?
[Ty]: Nie tato, nie chcę - ostatnią rzeczą, którą chciałam robić było wylewanie przez gardło słów, jakie wypadły z mojej komórki. Miałam już więcej nawet nie wspomnieć jego imienia. Wszystkie pamiątki, rzeczy, zdjęcia leżały w piwnicy w małym kartoniku i czekały aż za 20 lat wyjmę je i będę z uśmiechem wspominać "takiego jednego byłego". Tymczasem teraz wszystko się skomplikowało. Maks próbował się zabić, Maks próbował się zabić, Maks próbował... "Przyjedź, przyjedź proszę" - jej słowa dźwięczały mi w uszach i nie mogłam ich z stamtąd wyplenić. Jechać? Ale właściwie po co? Zostać, a może jednak naprawdę tam jestem potrzebna? Co z Louisem, co z nami, co z tym, co układałam przez tyle miesięcy? Co jeśli da mi ultimatum? Czego miałam się do cholery spodziewać?
Wszystko mieszało mi się w głowie. "Jak najszybciej" - dźwięczało kolejne wyrwane z kontekstu słowo. Mam do niej taki żal, a teraz w ogóle rozważam decyzje wysłuchania jej? Co jest ze mną nie tak!?
[Louis]: Rób co uważasz za słuszne, ja do niczego cię nie zmuszę i od niczego nie odwiodę.
[Ty]: Louis proszę, pomóż mi podjąć dobrą decyzje.
[Louis]: [T.I]! To jest twoje życie, nieważne, że jesteś ze mną, ta sprawa dotyczy ciebie, nie mnie - zawsze pozostawiał mi wybór. Zawsze wiedział ile znaczył dla mnie Maks, z bólem serca wysłuchiwał moich łez, kiedy tamten mnie zostawił. Mimo tego, że byliśmy razem pozostawił mnie na wolności i nauczył, że będąc z kimś wcale nie trzeba żyć w klatce ciągłych zakazów. Teraz jednak pojawił się ten drugi. Co robić?
[Louis]: Na te kilka dni kiedy będziesz u niego, wyprowadzę się. Wiesz, gdzie mnie szukać skarbie - mówił to z takim cierpieniem, z takim bólem. Nic nie odpowiedziałam poza króciutkim "dobrze".
Byłam już na przedmieściach Anglii, lada moment miał pojawić się szpital. Byłam coraz bardziej zdenerwowana i coraz bardziej niepewna jakichkolwiek uczyć. Może tak naprawdę nie potrafię kochać? A może od początku kochałam i kocham tylko Maksa, a Louis był tylko jego zastępcą, zwykłym pocieszeniem. Ale przecież tak mi było z nim dobrze, taka byłam przez ostatnie miesiące szczęśliwa, więc jak mogłam go nie kochać? Tyle, że skoro kochałam to, czemu nie jestem z nim, a na schodach szpitala daleko od domu?
Weszłam do sali w przypływie adrenaliny i ciekawości. Jak wygląda po tym czasie. Zmienił się, czy nie zmienił? Jest ogolony, czy ma lekki kilkudniowy zarost, jaki zawsze mi się u niego podobał? Może jest pogrążony w rozmyślaniach, może zerka wyczekująco na drzwi myśląc, kiedy w końcu w nich stanę? Wchodzę.
[Maks]: Jesteś - mówi tylko swoim aksamitnym głosem.
[Ty]: Tak - spoglądam na niego, później na jego mamę i tatę. On jest raczej taki jak był, pomimo, że na twarzy przybyło mu kilka lat, bez wahania rozpoznałabym go wszędzie. Jego mama uśmiecha się do mnie, a tata stara w ogóle na mnie nie patrzeć. Podchodzę jeden krok bliżej. Nagle na ustach matki znika uśmiech numer jeden i pojawia się drugi z innej półki, szyderczy z nutą satysfakcji, miły ale zarazem nieziemsko fałszywy. Spoglądam na Maksa, chyba nie dostrzega niczego w około poza mną. Badam go wzrokiem. Widzę przed sobą obcego mężczyznę. Co z tego, że kiedyś tuliłam go i kochałam, co z tego, że kiedykolwiek całowałam te usta i dotykałam tej klatki piersiowej, skoro teraz to dla mnie nie do pomyślenia. Jak w ogóle mogłam przypuszczać, że nadal coś do niego czuję? Jak mogłam zwątpić, choćby na chwilę, w miłość do Louisa? Mówię sama do sobie patrząc pustym wzrokiem: "Co ty mi Maksie w życiu dałeś? Zazdrość, brak wolności, łzy, ból. A teraz ja, jak siostra miłosierdzia przybywam, jadąc 500 kilometrów, żeby cię tylko odwiedzić. Głupota!"
[Maks]: Wejdź, usiądź, porozmawiamy, rodzice zaraz wychodzą.
[Ty]: Wiesz, ja dosłownie na minutkę - zdziwił się, we mnie wezbrała złość.
[Ty]: Chciałam korzystając z okazji, że wiem gdzie się znajdujesz i o dziwo jestem tu, podziękować ci za miesiące łez, nieprzespanych nocy, podkrążonych oczu - mówiłam to z uśmiechem - za tysiące wydane na antydepresanty i wizyty u specjalistów.- Potem, spojrzałam na jego zaskoczoną mamę - Dziękuję za wieczne zwodzenia i za to, że zdobywała pani mój numer i dzwoniła tylko, kiedy pani cokolwiek ode mnie potrzebowała. Panu za nic nie podziękuję - na niego wolałam nie patrzeć - gdyż pan może i jako jedyny w tej rodzinie miał na tyle honoru, żeby od początku nie kryć się z niechęcią do mnie. Tobie Maks życzę jeszcze tylko szybkiego powrotu do zdrowia i proszę was wszystkich o nie kontaktowanie się ze mną nawet w spawach, które wam wydają się najważniejsze. A teraz uciekam, bo w domu zostawiłam coś cenniejszego niż to, co tu widzę razem wzięte. Do widzenia! - wybiegłam ze szpitala niczym rakieta prosto do samochodu, a potem gnałam na złamanie karku byle jak najszybciej być w domu.
***
[Louis]: Jesteś - powiedział, otwierając mi przed nosem drzwi mieszkania swojej mamy - Jechałaś w środku nocy? Mogło ci się coś stać, mogłaś zaczekać do rana.
[Ty]: Chciałam być z tobą, jak tylko mogłam najszybciej - uśmiechnęłam się lekko, a malutkie łezki spłynęły mi po policzkach. Weszliśmy do mieszkania.
[Louis]: Nie wierzyłem, że jeszcze wrócisz.
Z pokoju wyjrzała jego mama i zwróciła się do mnie tym, co zwykle pogodnym tonem.
[MamaL]: Mówiłam mu, że musisz wrócisz, przecież bardzo go kochasz - założyłam mu ręce na szyję i spojrzałam głęboko w oczy
[Ty]: Skąd Pani wie? - zapytałam z uśmiechem
[MamaL]: Jesteś wpatrzona w niego jak w obrazek i bóg mi świadkiem, nie wiem, jak mógł tego nie zauważyć - minęła nas i weszła do kuchni.
[Ty]: Kocham cię Louis.
[Louis]: Ja ciebie i też, i cieszę się że jesteś.
Louis
Leżała i marzyła. To umiała najlepiej. W obłoku nieświadomości coraz realniej wyostrzała się smukła postać mężczyzny o nieznanej twarzy. Dlaczego nieznanej - nie wiedziała, może dlatego, że to tylko marzenia, ale pewne było, że uśmiechał się do niej, patrzył z czułością. Zbliżył się. To był jej były narzeczony Marcus.
Dotknął dłonią jej policzka i odgarnął włosy. Odsłonił przypadkiem jeden z jej kolczyków, w którym odbił się blask jednej ze świec, stojących na stoliku nieznanej kawiarni. Musnął delikatnie ustami jej ucho, po czym szepnął:
- Jesteś doskonała. Najpiękniejsza. Idealna. Dlatego kocham Cię i... i chciałbym, żebyś spędziła ze mną resztę swojego życia.
W tym momencie poczuła, że wszyscy w lokalu... jakby rozpłynęli się, a on złożył na jej ustach głęboki i namiętny pocałunek.
Nagle wszystko zaczęło się kręcić... jej zebrało się na wymioty. W tymże momencie otworzyła oczy i fala ulgi przeszła po całym jej ciele.
Nie było jego, ani kawiarni, ani tych ludzi.
Leżała na bordowej sofie w pokoju oświetlonym słabą poświatą księżyca na czarnym aksamicie. Pod swoim ramieniem poczuła znajome ciepło. Jego.
Pocałowała go delikatnie i powiedziała cichutko do śpiącej męskiej postaci:
- Gdyby wszystkie moje marzenia się spełniały, byłabym najnieszczęśliwszą kobietą na świecie... bo nie miałabym Ciebie.
Dotknął dłonią jej policzka i odgarnął włosy. Odsłonił przypadkiem jeden z jej kolczyków, w którym odbił się blask jednej ze świec, stojących na stoliku nieznanej kawiarni. Musnął delikatnie ustami jej ucho, po czym szepnął:
- Jesteś doskonała. Najpiękniejsza. Idealna. Dlatego kocham Cię i... i chciałbym, żebyś spędziła ze mną resztę swojego życia.
W tym momencie poczuła, że wszyscy w lokalu... jakby rozpłynęli się, a on złożył na jej ustach głęboki i namiętny pocałunek.
Nagle wszystko zaczęło się kręcić... jej zebrało się na wymioty. W tymże momencie otworzyła oczy i fala ulgi przeszła po całym jej ciele.
Nie było jego, ani kawiarni, ani tych ludzi.
Leżała na bordowej sofie w pokoju oświetlonym słabą poświatą księżyca na czarnym aksamicie. Pod swoim ramieniem poczuła znajome ciepło. Jego.
Pocałowała go delikatnie i powiedziała cichutko do śpiącej męskiej postaci:
- Gdyby wszystkie moje marzenia się spełniały, byłabym najnieszczęśliwszą kobietą na świecie... bo nie miałabym Ciebie.
Zayn
Dzisiaj rano wyrosły mi skrzydła. Są błękitno-białe, a piękne długie pióra pachną wiecznością. Chodzę po ulicach dumna, spokojna i pełna nadziei, że odnajdę ciebie w masie mijających mnie istot. Wiem, że gdy cię znajdę, rozłożę moje skrzydła przed tobą i schowam twój strach, zmęczenie i żal.
W poszukiwaniu Ciebie spotykam wielu szarych, brudnych i podłych ludzi. Mijają mnie, a jednak nie widzą moich wspaniałych skrzydeł. Staram się uśmiechać do nich, ale oprócz zastygłych grymasów na ich twarzach nie ma nic.
Nagle z tłumu wyłaniasz się ty. Jesteś piękny. Masz zwiędłą skórę, a twoje ręce są jak suche gałęzie. Idziesz powoli, stąpasz ciężko, każdy twój krok to rozpacz. Nie patrzysz na nikogo. Twoje oczy to zgasłe gwiazdy. Jesteś piękny i smutny. Staję naprzeciw ciebie. Jest południe. Rozkładam dla ciebie moje skrzydła. Skrzydła nieloty, chociaż były już tak wysoko.
Biorę twoje ciepłe dłonie w swoje, uśmiecham się czule. Patrzysz na mnie pełen niepokoju, zdziwienia, wycieńczony chorobą. Obejmuję cię i chowam pod skrzydłami przed słońcem i tamtymi obcym...Szepczesz, chociaż wiem, że chcesz krzyczeć..
[Zayn]: Ktoś ty? wariatka czy anioł ?
Chcesz uciec. Czuję to. Zostajesz jednak.
[Ty]: Jestem twoim przeznaczeniem. Jestem dzisiaj śmiercią dla ciebie, a jutro o tej porze ty będziesz śmiercią dla mnie...
W poszukiwaniu Ciebie spotykam wielu szarych, brudnych i podłych ludzi. Mijają mnie, a jednak nie widzą moich wspaniałych skrzydeł. Staram się uśmiechać do nich, ale oprócz zastygłych grymasów na ich twarzach nie ma nic.
Nagle z tłumu wyłaniasz się ty. Jesteś piękny. Masz zwiędłą skórę, a twoje ręce są jak suche gałęzie. Idziesz powoli, stąpasz ciężko, każdy twój krok to rozpacz. Nie patrzysz na nikogo. Twoje oczy to zgasłe gwiazdy. Jesteś piękny i smutny. Staję naprzeciw ciebie. Jest południe. Rozkładam dla ciebie moje skrzydła. Skrzydła nieloty, chociaż były już tak wysoko.
Biorę twoje ciepłe dłonie w swoje, uśmiecham się czule. Patrzysz na mnie pełen niepokoju, zdziwienia, wycieńczony chorobą. Obejmuję cię i chowam pod skrzydłami przed słońcem i tamtymi obcym...Szepczesz, chociaż wiem, że chcesz krzyczeć..
[Zayn]: Ktoś ty? wariatka czy anioł ?
Chcesz uciec. Czuję to. Zostajesz jednak.
[Ty]: Jestem twoim przeznaczeniem. Jestem dzisiaj śmiercią dla ciebie, a jutro o tej porze ty będziesz śmiercią dla mnie...
Liam
@Imagin napisany oczami Liama tak dla odmiany żeby się inaczej czytało.
[Ty]: Jestem już - powiedziałaś lekko zasapana, gdy przekroczyłaś próg mojego mieszkania - Trochę długo trwało, bo pociąg miał opóźnienie, ale dotarłam - uśmiechnęłaś się czule i ujęłaś w zmarznięte dłonie moją twarz, by ją pocałować.
Rozpłynąłem się w twoich ramionach i z zamkniętymi oczami zdjąłem z ciebie kurtkę, wtulając się w twój sweter przesiąknięty dymem "poimprezowym".
[Ty]: Chcieli mnie zatrzymać i wyobraź sobie, moja znajoma znalazła dla mnie chłopaka, którego mi zresztą przedstawiła. No, nie powiem, miły jest.
[Liam]: Hmmm... - udałem zazdrosnego
[Ty]: Ale przecież jestem tu z tobą. Nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie wyjdę z tej imprezy - powiedziałaś cicho - Tęskniłam.
[Liam]: Jak bardzo? - zapytałem z lekkim uśmiechem
[Ty]: Teraz nie jestem w stanie tego pokazać, ale dziś się o tym przekonasz.
[Liam]: Trzymam cię za słowo! A teraz chodź, zrobiłem kolację, na pewno zgłodniałaś przez te kilka godzin - Zaciągnąłem cię do pokoju i chciałem posadzić w fotelu, ale nie pozwoliłaś na to, mocno trzymając mnie przy sobie.
[Ty]: Zjemy kolację? Jak miło. Mmmmhhhh... nawet świece są - zajrzałaś mi w oczy z bliska
[Liam]: Przecież mam cię uwieść, więc chcę to zrobić romantycznie - szepnąłem ci do ucha i poczułem, że zadrżałaś.
[Liam]: Zimno ci?
[Ty]: Nie - Twoje oczy podpowiedziały, że nie kłamiesz - To z lekkiego stresu i podniecenia. Wiesz dobrze, że tak na mnie działasz.
[Liam]: To też cię podnieca? - zapytałem i wolno odsunąłem się od ciebie, by zdjąć koszulę w sposób najbardziej zmysłowy jak potrafię.
Przełknęłaś ślinę na tyle głośno, bym mógł to usłyszeć. Poczułem nagłą żądzę posiadania ciebie na własność, ale zanim zbliżyłem się do ciebie, by zacząć cię rozbierać, mój wzrok padł na ławę i zrobiony posiłek. Z ciężkim westchnieniem, usadowiłem cię jednak w fotelu i usiadłem obok.
[Liam]: Pozwolisz, że wzniosę toast?
[Ty]: Oczywiście, kochanie. A za co wypijemy? - zapytałaś
[Liam]: Za naszą pierwszą noc i za nas.
[Ty]: Z przyjemnością - uniosłaś kieliszek do ust i wypiłaś łyk wina. Zrobiłaś to tak zmysłowo, że dreszcz przebiegł mi po plecach.
[Ty]: Zimno ci? - zapytałaś z uśmiechem
[Liam]: Wiesz, że nie - odpowiedziałem cicho i zbliżyłem się nieco, żeby sprawdzić jak smakuje wino z twoich ust. Smakowało wybornie.
[Liam]: Może lepiej będzie, jeśli usiądę nieco dalej, bo w takim tempie nie zjemy tej kolacji do jutra rano - powiedziałem i przesiadłem się mimo twojej mruczącej dezaprobaty.
Przy akompaniamencie muzyki, dotykając raz po raz swoich dłoni i przesyłając w każdym spojrzeniu tyle czułości i pragnienia ile się da, udało nam się dotrwać do końca kolacji.
Poprosiłaś mnie do tańca. Nasz cień na ścianie, wyglądał zmysłowo. Zresztą ten wieczór miał taki być...
Siedziałem w fotelu, gdy wyszłaś spod prysznica, odświeżona, promienna, ale jakby lekko spięta. Spojrzałem na ciebie i pomyślałem z radością, że muszę cię oswoić.
Podeszłaś szybko i objęłaś mnie. Mogłem wtulić się cała w ciebie, co też uczyniłem. Było mi tak dobrze i bezpiecznie. Zaczęłaś mnie całować najpierw powoli i bardzo czule, potem wzięła górę twoja niecierpliwość. Odsunąłem się od ciebie i delikatnie popchnąłem na fotel. Stanąłem przed tobą i patrząc ci w oczy, zacząłem napawać się wspaniałością odczucia, że mnie pragniesz. Powoli zdjałem podkoszulkę i spojrzałem na ciebie. Siedziałaś nieruchomo jak zauroczona. Wyciągnęłaś do mnie ręce i mocno przyciągnęłaś do siebie. Spojrzałaś mi w oczy i zagryzłaś dolną wargę. Siedziałaś mi na kolanach, a ja bezwiednie dotykałem skóry twoich pleców, powodując zamęt w twoich myślach. Kiedy zbliżyłem dłoń, by dotknąć twoich sutków, nagle poczułem pierwszy rozkoszny skurcz w okolicy żołądka, który mnie zupełnie zaskoczył. Musnąłem najpierw jedną, a potem drugą pierś, cały czas trzymając ciebie blisko siebie. Widok mojego języka, który zręcznie ślizgał się i drażnił twoje sutki, doprowadził cię do cichego jęku. Byłem ciekawy, co jeszcze poczujesz, skoro już płonęłaś od samej mojej czułości.
Zacząłem cię całować bardziej namiętnie, gdy czubki naszych języków dość długo tuliły się do siebie, a twoje dłonie zaczęły prawdziwy taniec godowy na moim ciele. Gdy oderwałem się wreszcie i wstałaś mi z kolan, zakręciło mi się w głowie. Nie wiem czy to z nadmiaru wrażeń, czy ilości adrenaliny jaką mi zaserwowałaś już na samym początku naszej nocy.
Podtrzymałaś mnie i bez pytania zaprowadziłaś na łóżko. Spodobała mi się ta twoja stanowczość i znów poczułem wewnątrz siebie skurcz. "Rozkosznie" - pomyślałem i oddałem się zupełnie w twoje ręce.
Bardzo powoli zdejmowałaś ze mnie ubranie, po drodze całując każdy zakamarek mojego ciała, które wyłaniało się po to, by zostać dokładnie wypieszczonym. Przestałem kontrolować swoje ciche westchnienia. Zresztą, to coraz bardziej cię pobudzało a ja chciałem, żebyś płonęła. Dla mnie i przeze mnie. Przestałem też zastanawiać się nad tym, czy jestem przystojny czy brzydki, bo skoro mnie dotykasz, całujesz i podnieca cię to, to znaczy, że mnie akceptujesz i pragniesz. Reszta przestała się liczyć.
Z trudem zdołałem uwolnić się od twoich pocałunków i dotyku, by rozebrać cię. Pozwoliłaś mi na to, choć widziałem lekki niepokój. Uśmiechnąłem się czule i okryłem pocałunkami twoje ciało. Zaczęłaś się powoli odprężać. Moje dłonie, głodne twojego ciała zdobywały coraz to nowe tereny. Kiedy wolno wsunęłam rękę między twoje uda, nie napotkałem oporu. Twoje naprężone sutki spragnione moich pieszczot, czekały bym nimi zawładnął.
Wszedłemm w ciebie językiem dość wolno, delikatnie pieszcząc muszelkę, która stawała się wilgotna. Z każdą chwilą twoje płatki rozchylały się szerzej, bym mógła wniknąć w ciebie głębiej i dotrzeć w niezbadane jeszcze zakątki twojej kobiecości. Położyłaś mi dłonie na głowie i głaskałaś mnie czule. Uwielbiam to. Spojrzeliśmy na siebie i zupełnie bez słów wsunąłem w ciebie palce. Tak pięknie zaczęłaś poruszać biodrami. Każdy twój cichy jęk odczuwałem w sobie, zupełnie tak, jakbyśmy jednocześnie i rytmicznie wypełniali swoje wnętrza. Pragnąłem w ciebie wejść. Żeby mój członek tonął w morzu mojego pożądania. Odważnie patrzyłaś mi prosto w oczy. Mocno. Głęboko. Nieodwołalnie.
Wyrwałem ci z gardła skowyt rozkoszy i był to jeden z najmilszych dźwięków, jakie słyszałem.
Wtuliłaś się we mnie i długo całowałaś moje usta.
[Ty]: Co ty ze mną robisz? - zapytałaś cicho
[Liam]: Tylko to, czego pragniesz, kochanie ..
[Ty]: Niewiarygodne. Tyle mężczyzn... a przy tobie jakbym nic nie umiała - zaśmiałaś się
[Liam]: Hmmm... to może poćwiczysz? - zalotnie rzuciłem ci wymowne spojrzenie
[Ty]: Bardzo chętnie. Dla dobra nauki mogę trenować do rana...
[Ty]: Jestem już - powiedziałaś lekko zasapana, gdy przekroczyłaś próg mojego mieszkania - Trochę długo trwało, bo pociąg miał opóźnienie, ale dotarłam - uśmiechnęłaś się czule i ujęłaś w zmarznięte dłonie moją twarz, by ją pocałować.
Rozpłynąłem się w twoich ramionach i z zamkniętymi oczami zdjąłem z ciebie kurtkę, wtulając się w twój sweter przesiąknięty dymem "poimprezowym".
[Ty]: Chcieli mnie zatrzymać i wyobraź sobie, moja znajoma znalazła dla mnie chłopaka, którego mi zresztą przedstawiła. No, nie powiem, miły jest.
[Liam]: Hmmm... - udałem zazdrosnego
[Ty]: Ale przecież jestem tu z tobą. Nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie wyjdę z tej imprezy - powiedziałaś cicho - Tęskniłam.
[Liam]: Jak bardzo? - zapytałem z lekkim uśmiechem
[Ty]: Teraz nie jestem w stanie tego pokazać, ale dziś się o tym przekonasz.
[Liam]: Trzymam cię za słowo! A teraz chodź, zrobiłem kolację, na pewno zgłodniałaś przez te kilka godzin - Zaciągnąłem cię do pokoju i chciałem posadzić w fotelu, ale nie pozwoliłaś na to, mocno trzymając mnie przy sobie.
[Ty]: Zjemy kolację? Jak miło. Mmmmhhhh... nawet świece są - zajrzałaś mi w oczy z bliska
[Liam]: Przecież mam cię uwieść, więc chcę to zrobić romantycznie - szepnąłem ci do ucha i poczułem, że zadrżałaś.
[Liam]: Zimno ci?
[Ty]: Nie - Twoje oczy podpowiedziały, że nie kłamiesz - To z lekkiego stresu i podniecenia. Wiesz dobrze, że tak na mnie działasz.
[Liam]: To też cię podnieca? - zapytałem i wolno odsunąłem się od ciebie, by zdjąć koszulę w sposób najbardziej zmysłowy jak potrafię.
Przełknęłaś ślinę na tyle głośno, bym mógł to usłyszeć. Poczułem nagłą żądzę posiadania ciebie na własność, ale zanim zbliżyłem się do ciebie, by zacząć cię rozbierać, mój wzrok padł na ławę i zrobiony posiłek. Z ciężkim westchnieniem, usadowiłem cię jednak w fotelu i usiadłem obok.
[Liam]: Pozwolisz, że wzniosę toast?
[Ty]: Oczywiście, kochanie. A za co wypijemy? - zapytałaś
[Liam]: Za naszą pierwszą noc i za nas.
[Ty]: Z przyjemnością - uniosłaś kieliszek do ust i wypiłaś łyk wina. Zrobiłaś to tak zmysłowo, że dreszcz przebiegł mi po plecach.
[Ty]: Zimno ci? - zapytałaś z uśmiechem
[Liam]: Wiesz, że nie - odpowiedziałem cicho i zbliżyłem się nieco, żeby sprawdzić jak smakuje wino z twoich ust. Smakowało wybornie.
[Liam]: Może lepiej będzie, jeśli usiądę nieco dalej, bo w takim tempie nie zjemy tej kolacji do jutra rano - powiedziałem i przesiadłem się mimo twojej mruczącej dezaprobaty.
Przy akompaniamencie muzyki, dotykając raz po raz swoich dłoni i przesyłając w każdym spojrzeniu tyle czułości i pragnienia ile się da, udało nam się dotrwać do końca kolacji.
Poprosiłaś mnie do tańca. Nasz cień na ścianie, wyglądał zmysłowo. Zresztą ten wieczór miał taki być...
Siedziałem w fotelu, gdy wyszłaś spod prysznica, odświeżona, promienna, ale jakby lekko spięta. Spojrzałem na ciebie i pomyślałem z radością, że muszę cię oswoić.
Podeszłaś szybko i objęłaś mnie. Mogłem wtulić się cała w ciebie, co też uczyniłem. Było mi tak dobrze i bezpiecznie. Zaczęłaś mnie całować najpierw powoli i bardzo czule, potem wzięła górę twoja niecierpliwość. Odsunąłem się od ciebie i delikatnie popchnąłem na fotel. Stanąłem przed tobą i patrząc ci w oczy, zacząłem napawać się wspaniałością odczucia, że mnie pragniesz. Powoli zdjałem podkoszulkę i spojrzałem na ciebie. Siedziałaś nieruchomo jak zauroczona. Wyciągnęłaś do mnie ręce i mocno przyciągnęłaś do siebie. Spojrzałaś mi w oczy i zagryzłaś dolną wargę. Siedziałaś mi na kolanach, a ja bezwiednie dotykałem skóry twoich pleców, powodując zamęt w twoich myślach. Kiedy zbliżyłem dłoń, by dotknąć twoich sutków, nagle poczułem pierwszy rozkoszny skurcz w okolicy żołądka, który mnie zupełnie zaskoczył. Musnąłem najpierw jedną, a potem drugą pierś, cały czas trzymając ciebie blisko siebie. Widok mojego języka, który zręcznie ślizgał się i drażnił twoje sutki, doprowadził cię do cichego jęku. Byłem ciekawy, co jeszcze poczujesz, skoro już płonęłaś od samej mojej czułości.
Zacząłem cię całować bardziej namiętnie, gdy czubki naszych języków dość długo tuliły się do siebie, a twoje dłonie zaczęły prawdziwy taniec godowy na moim ciele. Gdy oderwałem się wreszcie i wstałaś mi z kolan, zakręciło mi się w głowie. Nie wiem czy to z nadmiaru wrażeń, czy ilości adrenaliny jaką mi zaserwowałaś już na samym początku naszej nocy.
Podtrzymałaś mnie i bez pytania zaprowadziłaś na łóżko. Spodobała mi się ta twoja stanowczość i znów poczułem wewnątrz siebie skurcz. "Rozkosznie" - pomyślałem i oddałem się zupełnie w twoje ręce.
Bardzo powoli zdejmowałaś ze mnie ubranie, po drodze całując każdy zakamarek mojego ciała, które wyłaniało się po to, by zostać dokładnie wypieszczonym. Przestałem kontrolować swoje ciche westchnienia. Zresztą, to coraz bardziej cię pobudzało a ja chciałem, żebyś płonęła. Dla mnie i przeze mnie. Przestałem też zastanawiać się nad tym, czy jestem przystojny czy brzydki, bo skoro mnie dotykasz, całujesz i podnieca cię to, to znaczy, że mnie akceptujesz i pragniesz. Reszta przestała się liczyć.
Z trudem zdołałem uwolnić się od twoich pocałunków i dotyku, by rozebrać cię. Pozwoliłaś mi na to, choć widziałem lekki niepokój. Uśmiechnąłem się czule i okryłem pocałunkami twoje ciało. Zaczęłaś się powoli odprężać. Moje dłonie, głodne twojego ciała zdobywały coraz to nowe tereny. Kiedy wolno wsunęłam rękę między twoje uda, nie napotkałem oporu. Twoje naprężone sutki spragnione moich pieszczot, czekały bym nimi zawładnął.
Wszedłemm w ciebie językiem dość wolno, delikatnie pieszcząc muszelkę, która stawała się wilgotna. Z każdą chwilą twoje płatki rozchylały się szerzej, bym mógła wniknąć w ciebie głębiej i dotrzeć w niezbadane jeszcze zakątki twojej kobiecości. Położyłaś mi dłonie na głowie i głaskałaś mnie czule. Uwielbiam to. Spojrzeliśmy na siebie i zupełnie bez słów wsunąłem w ciebie palce. Tak pięknie zaczęłaś poruszać biodrami. Każdy twój cichy jęk odczuwałem w sobie, zupełnie tak, jakbyśmy jednocześnie i rytmicznie wypełniali swoje wnętrza. Pragnąłem w ciebie wejść. Żeby mój członek tonął w morzu mojego pożądania. Odważnie patrzyłaś mi prosto w oczy. Mocno. Głęboko. Nieodwołalnie.
Wyrwałem ci z gardła skowyt rozkoszy i był to jeden z najmilszych dźwięków, jakie słyszałem.
Wtuliłaś się we mnie i długo całowałaś moje usta.
[Ty]: Co ty ze mną robisz? - zapytałaś cicho
[Liam]: Tylko to, czego pragniesz, kochanie ..
[Ty]: Niewiarygodne. Tyle mężczyzn... a przy tobie jakbym nic nie umiała - zaśmiałaś się
[Liam]: Hmmm... to może poćwiczysz? - zalotnie rzuciłem ci wymowne spojrzenie
[Ty]: Bardzo chętnie. Dla dobra nauki mogę trenować do rana...
Harry
Zapada ciepły letni wieczór.
Na terakocie tarasu dwa wysokie kieliszki z perlistym płynem.
Zachodzące Słońce przegląda się w ich szkle.
Leżę pomiędzy twoimi udami opierając się o ciebie placami. Ty obejmujesz mnie ciasno ramionami. Trzymam twoje dłonie, bawię się nimi... Gładzę ich wnętrze... Przesuwam palce wzdłuż ramienia, muskając zaledwie twoją skórę.
Czuję twój ciepły oddech na moim karku. W moje ciało wkrada się napięcie...
Wtulam się w ciebie jak najmocniej. Napieram.
Chcę poczuć na szyi twe usta. Ich delikatną pieszczotę.
Odchylam do tyłu głowę, byś mógł odczytać moje pragnienia..
Bardzo wolno nachylasz się do mnie. Czuję na karku twoje opadające loki, przechodzi mnie dreszcz - czujesz to... Przymykam oczy i czekam... Wtedy uwalniasz jedną rękę, przesuwasz nią po mojej szyi, widzisz, jak wielkie wrażenie robi to na mnie...
Zaczynam zachowywać się jak kotka głodna pieszczoty twoich palców.
Ocieram się o ciebie. Napieram coraz mocniej. Czekam na dotyk twoich ust.
Nagle czuję bardzo lekkie ugryzienie u podstawy ramienia.. Czuję jak przesuwasz się wolno, jak muskasz mnie ustami, bardzo delikatnie dotykasz językiem. Drętwieję pod tą pieszczotą... widzisz to. Wplatasz palce w moje włosy i przyciągasz mnie do siebie. Obejmujesz ustami krawędź ucha...
Mój oddech urywa się na chwilę, gdy czuję, jak zaczynasz mnie pieścić, jak wolno, bardzo wolno przesuwasz usta do wnętrza ucha...
Moje ciało zaczyna być wrażliwe na najmniejszy dotyk... Drżę pod twoimi pocałunkami.
Obejmuję twoje uda. Czuję przez materiał spodni pracę ich mięśni. Wtapiam w nie dłonie. Palce. Reaguję tak na każdy twój pocałunek.
Oddycham szybko... coraz szybciej... Wciąż bardziej głodna pieszczot. Rozpinam koszulkę i kładę twoją dłoń na moim brzuchu. Przez moment obejmujesz mnie mocno, przyciągasz do siebie i nagle wsuwasz dłoń pod materiał spodni. Dostajesz się aż do granicy zarysowanej przez linię włosów.. Naprężam się, wtedy wyciągasz dłoń i sięgasz do moich piersi..
Przesuwasz palcami po stwardniałych sutkach. Drażnisz je..
Wiję się pod twoim dotykiem..
Znowu przesuwasz rękę w dół na mój brzuch.
Gdy błądzisz po nim chwilę, sięgam po twoją dłoń, splatam się z nią palcami i unoszę do ust..
Składam po jej wewnętrznej stronie ciepły delikatny pocałunek. Wtulam się w nią ustami,
po czym wolno przesuwam się wzdłuż małego palca, obejmuję go ustami, całuję..
Delikatnymi, szybkimi ruchami języka drażnię opuszki twoich palców. Wsuwam je do ust..
Obejmuję wargami, całuję delikatnie i wciąż pieszczę językiem..
Na terakocie tarasu dwa wysokie kieliszki z perlistym płynem.
Zachodzące Słońce przegląda się w ich szkle.
Leżę pomiędzy twoimi udami opierając się o ciebie placami. Ty obejmujesz mnie ciasno ramionami. Trzymam twoje dłonie, bawię się nimi... Gładzę ich wnętrze... Przesuwam palce wzdłuż ramienia, muskając zaledwie twoją skórę.
Czuję twój ciepły oddech na moim karku. W moje ciało wkrada się napięcie...
Wtulam się w ciebie jak najmocniej. Napieram.
Chcę poczuć na szyi twe usta. Ich delikatną pieszczotę.
Odchylam do tyłu głowę, byś mógł odczytać moje pragnienia..
Bardzo wolno nachylasz się do mnie. Czuję na karku twoje opadające loki, przechodzi mnie dreszcz - czujesz to... Przymykam oczy i czekam... Wtedy uwalniasz jedną rękę, przesuwasz nią po mojej szyi, widzisz, jak wielkie wrażenie robi to na mnie...
Zaczynam zachowywać się jak kotka głodna pieszczoty twoich palców.
Ocieram się o ciebie. Napieram coraz mocniej. Czekam na dotyk twoich ust.
Nagle czuję bardzo lekkie ugryzienie u podstawy ramienia.. Czuję jak przesuwasz się wolno, jak muskasz mnie ustami, bardzo delikatnie dotykasz językiem. Drętwieję pod tą pieszczotą... widzisz to. Wplatasz palce w moje włosy i przyciągasz mnie do siebie. Obejmujesz ustami krawędź ucha...
Mój oddech urywa się na chwilę, gdy czuję, jak zaczynasz mnie pieścić, jak wolno, bardzo wolno przesuwasz usta do wnętrza ucha...
Moje ciało zaczyna być wrażliwe na najmniejszy dotyk... Drżę pod twoimi pocałunkami.
Obejmuję twoje uda. Czuję przez materiał spodni pracę ich mięśni. Wtapiam w nie dłonie. Palce. Reaguję tak na każdy twój pocałunek.
Oddycham szybko... coraz szybciej... Wciąż bardziej głodna pieszczot. Rozpinam koszulkę i kładę twoją dłoń na moim brzuchu. Przez moment obejmujesz mnie mocno, przyciągasz do siebie i nagle wsuwasz dłoń pod materiał spodni. Dostajesz się aż do granicy zarysowanej przez linię włosów.. Naprężam się, wtedy wyciągasz dłoń i sięgasz do moich piersi..
Przesuwasz palcami po stwardniałych sutkach. Drażnisz je..
Wiję się pod twoim dotykiem..
Znowu przesuwasz rękę w dół na mój brzuch.
Gdy błądzisz po nim chwilę, sięgam po twoją dłoń, splatam się z nią palcami i unoszę do ust..
Składam po jej wewnętrznej stronie ciepły delikatny pocałunek. Wtulam się w nią ustami,
po czym wolno przesuwam się wzdłuż małego palca, obejmuję go ustami, całuję..
Delikatnymi, szybkimi ruchami języka drażnię opuszki twoich palców. Wsuwam je do ust..
Obejmuję wargami, całuję delikatnie i wciąż pieszczę językiem..
Subskrybuj:
Posty (Atom)