wtorek, 24 kwietnia 2012

Zayn

1. 
Patrzę na Ciebie, jak się śmiejesz. Na Twoje włosy. Pamiętam, jakie były w dotyku. Ich gładkość, jedwabistość. Miłe. Czy pamiętam, jak pachniesz? Rzuć mi się na szyję, a przypomnę sobie. Wszedłeś. Jesteśmy w holu mojego domu. Nie, nie pamiętam, słabo. Przyznaję się. Ale czuję Twoje mocne ciało. Twoje ramiona i klatę. I ręce. I dłoń na mojej szyi, na karku. Muskasz mnie lekko kciukiem i palcem wskazującym, tak przy nasadzie włosów, opuszkami palców. Już wyzwoliłeś uścisk, coś opowiadasz, otrzepujesz sweter z niewidocznych pyłków. Ten Twój gest, zawsze taki sam. Wiesz, że jesteś piękny, on tylko podkreśli Twoje kształty i smukłość. Wyprężasz się i śmiejesz.
Twoich oczu nie zapomnę nigdy. Ich kształtu i koloru. Duże, ciemne, szczere, nieco figlarne. Bardzo uwodzicielskie, jeśli tylko tego zapragnęłaś. To te oczy zobaczyłam u Twojego małego kuzyna na pogrzebie. Chciałam mu te oczy ukraść, przecież do tej pory należały do mnie! Dziecko chyba zobaczyło, że dzieje się coś dziwnego, spuściło wzrok i wtuliło się w nogi ojca.
Stój tak w tym holu jak najdłużej. Niech to będzie zima. Musisz zdjąć szal, polar, rękawice. Kurtka? Jaka to była kurtka zimą? Hej! Zayn! Jaką nosisz kurtkę zimą?
Cisza.
Chyba czarna puchowa. Tak. A pamiętasz ten płaszcz z beżowego aksamitu, który na jesieni kupiliśmy razem dla Ciebie? Tak się cieszyłeś, że francuski, niedrogi. I stylowy. Chyba brakowało jednego guzika.
Gdzie jest guzik?
Gdzie mój Zayn?

2.
Siedzę. Na granatowej kanapie, wpatrzona w czarny stół. Patrzę na palące się kadzidełko. Dym snuje się, tańczy. Gdy kadzidełko rozkruszone niknie, zapalam następne.
Herbata i cisza.
Dom pusty.
Wzięły dziecko, nie byłam nim w stanie się zająć.
Jak będę żyć bez Ciebie? Wszystko traci sens. Jak poradzę sobie bez Ciebie? Bez widoku Ciebie? Na kogo będę czekać?
Chcę Twoich ramion, chcę Cię czuć. Chcę Twojego zapachu. Głosu.
Gdzie jesteś?
Wrażenie, za zaraz wrócisz, że tylko wyjechałaś na dłużej. Nie tylko ja tak czuję. Max przynosi mi pewnego dnia telefon.
[Max]: Mamusiu, masz, zadzwoń do tatusia.
[Ty]: Teraz? - pytam, udając, że nie rozumiem.
[Max]: Tak teraz. Tęsknię za nim. - prosi ładnie.
[Ty]: On już jest w niebie, u bozi, wiesz - muszę opanować drżenie głosu i łzy. Nie chcę, by to widział. Uparcie pragnę, by chociaż on cierpiał jak najmniej, by chociaż on wierzył, że jemu jest dobrze gdzieś tam ...
[Max]: To do nieba nie można zadzwonić? - jest szczerze zaskoczony.
[Ty]: Nie, niestety nie. Tam nie ma telefonów - próbuję mu wytłumaczyć niewytłumaczalne, po czym łapię się na tym, że sama bym się chętnie zgodziła na jego pomysł.
[Max]: To głupie to niebo! Bez sensu! - odchodzi zły i niepocieszony.

***

Czemu?! Czemu Ty?! Akurat Ty? Łzy lecą bez końca.

***

Siedzę. Podkulam nogi. Za oknem biało, spadł pierwszy śnieg.
Dzwonek do drzwi. Anita. Chce herbaty. Siadamy.
[Anita]: [T.I] - zaczyna powoli.
[Ty]: Tak? - patrzę na jej zatroskaną twarz.
[Anita]: Nie możesz tak. To nie jest życie.
[Ty]: A co ja zrobiłam? - jestem zdziwiona.
[Anita]: Siedzisz i siedzisz, tak nie można. Musisz wyjść, musisz wrócić do życia - unosi głos.
[Ty]: Ja? Przecież to tylko jeden dzień. Siedzę tylko jeden dzień - odpowiadam z przekonaniem.
[Anita]: Nie, [T.I]... już minął tydzień.

***
Jadę na ogromną polanę. Wokół stuletnie drzewa, zima. Krzyczę: - Gdzie jesteś?! Zayn! Gdzie?!
Śpiewam Ci "Ave Maria", niesie się w mroźną przestrzeń, na pewno usłyszysz, musisz tu gdzieś być, przecież nie tam - w szpitalu. W kostnicy to tylko ciało. A dusza jest tu, ze mną. Przecież jesteśmy nierozłączne: Ty i ja.
I znowu łzy. A w kieszeni tylko jedna chusteczka, która nie na długo starcza.

***

Chodzę. Chodzę po moim wielkim pustym mieszkaniu i krzyczę. Od rozpaczy do wściekłości. Która to godzina? Trzecia nad ranem. Nieważne. Nie chce mi się spać. Wszystko mi jedno. Chodzę i przeklinam. Histeria. I samotność i nikogo, kto by pomógł.

***

Dzwonek do drzwi. Moja siostra.
[Anita]: Przyniosłam Ci obiad, masz i obiecaj, że zjesz, dobrze?
[Ty]: Dobrze, dziękuję Ci, kochanie - jestem wzruszona jej troską.
"Nie będę jadła, kocham Cię.
Nie będę piła, kocham Cię".
Nie mogę jeść. Przestałam istnieć, więc jak mogę jeść? Nie ma potrzeby. Zobacz, jak powoli opadają płatki śniegu, widzisz?
[Anita]: Musisz jeść. Musisz! [T.I], czy ty w ogóle coś jesz? [T.I]?! Boże... wyglądasz jak śmierć... nogi patyki... Proszę... jedz.
[Ty]: Dobrze. Tak. Zjem. Zaraz. Później. Już jadłam. Nie jestem głodna.
[Anita]: Kiedy ostatnio jadłaś i co?
[Ty] Wczoraj na obiad zjadłam, muszę pomyśleć... śniadanie z przedwczoraj, tak, właśnie tak.
[Anita]: Acha. Bardzo ciekawe. A co to było?
[Ty]: Kanapka z serem ...
"Nie będę jadła, kocham Cię ...".

***

Świat wiruje. Ciemność i mgła. Och, nie mam siły wstać, co mi jest? I ból w stawach, no tak, pewnie jakaś grypa. W tamtym autobusie było tak zimno, gdy jechałam na uczelnię.
38 stopni C. O matko! Kto się zajmie dzieckiem? W dodatku pewnie się zarazi. I nici ze świąt. Za tydzień wigilia.

***

Już nigdy więcej Cię nie usłyszę. Nie zobaczę. Dlaczego? Dlaczego, dlaczego, dlaczego ...

Nie jem, nie śpię, choruję. To koniec. Nie mam siły żyć. Nie chcę żyć. Nie dam rady. Pomocy!

***

"Każde twoje słowo
słodkie w mym sercu wywołuje dreszcze
Mów do mnie jeszcze ...".

***
Już po świętach.
[Ty]: Halo. Cześć kochanie. Jak się czuję? No jakoś. Nie, nie mam gorączki. Słuchaj, jutro są Zayna urodziny, może pojedziesz za mną na grób. Tak, do Julii już dzwoniłam. Ona proponuje o 12.00 przy bramie cmentarnej. Może być?
Monika już jest. Julia spóźnia się. Mam 39 stoni C. Ledwo stoję. Słabo mi. Wreszcie jest J. Biorą mnie pod ramiona i powoli przemieszczamy się długą aleją. Z trudem łapię powietrze, serce łopocze. Bez ich wsparcia nie doszłabym. Są kochane. Nie krzyczą, że się nie przyznałam. No bo jakbym mogła jego nie odwiedzić w ten dzień? Ma urodziny... 27-e...
Zapalamy lampki. Na grobie resztka zmarniałych kwiatów z pogrzebu. Wśród nich nasza ogromna wiązanka - serce, u samego szczytu płyty.
Pijemy jakąś hiszpańską wódkę z małego srebrnego kieliszka. O wszystkim pomyślała Monika. Jestem jej za to ogromnie wdzięczna. Życzymy Zaynowi "sto lat" i polewamy jemu kilka kropel ognistego napoju na grób otulony czapą lodu.
Wracam. Ucieka mi autobus. Czekam długo na mrozie. Dochodzę do domu, zataczając się. Mam 40 stopniC. Ostatkiem sił dzwonię po Anitę.
[Anita]: Ty głupia! - krzyczy - Chcesz się wykończyć?! Jak można być tak nieroztropnym?! Mówiłam, żebyś nie jechała, prawda? No dobrze, postawię Ci bańki, ale to niewiele pomoże.
Zdycham. Mam wrażenie, ze jak zasnę, to nie obudzę się więcej. No i dobrze - myślę - będzie koniec męki.

***

Wchodzę na wagę. Co?! 47 kg?! Niemożliwe! Tyle ważyłam w VI, VII klasie szkoły podstawowej. Pewnie waga się zepsuła.

***

W nocy boję się. Boję się, że przyjdziesz, że staniesz w progu sypialni ze swoim pięknym uśmiechem, w garniturze. Jakby nigdy nic.
[Ty]: On nie przyjdzie - mówisz spokojnie i z przekonaniem. - A jeśli nawet tu jest, to jako dobry duch, uwierz mi. Czuwa nad Tobą, nad Maxem. Nie zrobi Ci krzywdy.

***

Dlaczego zginąłeś i jak? Kto prowadził? Czemu wylądowałeś w rowie? Czyja to wina?! Bo nie może być tak, że niczyja. Coś się tam wtedy tej nocy wydarzyło. Ktoś zasnął za kierownicą. Albo zahamował za ostro, albo może ktoś wyprzedzał. Ktoś nagle wyjechał. Ktoś? Kto? Komu mam wykrzyczeć prosto w twarz swój ból i wściekłość?!
Pytania.
Pytania.
Pytania.
[Wróżka]: Jemu jest pisane inne miasto - powtórzyła kilka razy wróżka Alina na miesiąc przed wypadkiem, gdy wyjęłam zdjęcie ukochanego. I nic więcej nie chciała dodać, miała tylko przerażone, duże oczy. Po czasie zrozumiałam dlaczego. To był Londyn. Rdzeń kręgowy złamany w trzech miejscach. Nie miałeś szans.

3.
Stój tak w tym holu jeszcze... Zdjęłeś szal. Poprawiasz piękne, ciemne włosy. Gest uniesienia ich do góry . Znam to na pamięć. Głowa odchylona nieco, oczy przymknięte. A teraz lekko, choć szybko poruszasz głową na boki. Grzywka wraca na swoje miejsce. Jeśli nie - dmuchasz w nią jeszcze łobuzersko, znowu się lekko uśmiechasz. Gotowe. - No to chodźmy - mówisz, biorąc mnie pod rękę - bo tu strasznie zimno i mam Ci tyle do opowiedzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz