wtorek, 24 kwietnia 2012

Zayn

Wychodzi ze mnie swoim językiem, by powiedzieć: "Kocham Cię".
Kocham Cię. Całuję mój miękki brzuszek. Wodzi po nim wargami powoli, koliście. Wyczuwa instynktem bardziej, niż dotykiem, moją bliznę. Bliznę po wyrostku. Trochę powyżej wytatuowanego czerwonego serduszka z wpisanym jego imieniem.
- Kocham tę Twoją bliznę - szepczę. - Kocham Cię.
Mówię: "Kocham Cię"... I już wraca do okazywania mi tego. Bo to jest właśnie w tym najistotniejsze. Ponad pragnieniem zapewnienia mi orgazmu. Poza pragnieniem, byś Ty mi go dał. Ponad tym wszystkim jest właśnie okazanie miłości.
Nie odpowiada, nie potrzebuje mówić. Okazuje to tak pięknie... Koliste ruchy jego języka zgrywają się z kolistymi ruchami mojego języka. To on nauczył mnie, jaka rozkosz ze mnie płynie. Wcześniej dla mnie nie istniała.
Nie pozostaję mu dłużna.
Nie wiemy, jak długo to trwa. Dla nas to całe wieki narastającej rozkoszy. Rozkoszy trwającej w nieskończoność. Bo mogłaby się skończyć tylko wraz z naszą miłością. A przecież miłość się nie kończy...
Kocham Cię. Odkąd poznaliśmy się na koncercie - w kilka miesięcy po odejściu mojego pierwszego mężczyzny - kocham Cię. Przyszedłeś i kocham Cię i kochasz mnie. Nie odejdziesz. Nie odejdę. "Dopóki śmierć nas nie rozłączy"...
Po prawie dwóch latach bycia razem jesteśmy już tak zgrani, że zwykle dochodzimy razem. Tak jest i teraz. Moje miękkie uda leciutko zbliżają się do siebie, otulając jego głowę... Moja wolna, lewa ręka mocniej obejmuje jego miękką pupę... i spadamy razem w głąb rozkoszy. Nie ma Ciebie i nie ma mnie. Jesteśmy my. Jesteśmy miłością.
Potem całuję wewnętrzne strony jego ud. I wracam na jego brzuch. Do mojej blizny, którą on kocha. Kocha, bo jest częścią mnie, a ja kocha mnie całą.
Odwracam się na brzuch, więc teraz całuję moje plecy. Wodzi po nich ustami koliście i powoli.
[T.I] Całowałeś moją bliznę - szepcze. - Znowu całowałeś moją bliznę. A przecież w tobie nie budzi miłych wspomnień...
[Zayn]: Ale w tobie...
[T.I]: We mnie tak. Wspomnienie o tym, jak natychmiast przyjechałeś do mnie z tak daleka, zaraz potem, kiedy zadzwoniłam i powiedziałam, że będą mnie kroić. Właśnie ty. I to mogę miło wspominać. Ale ty nie masz o tym żadnych miłych wspomnień.
[Zayn]: A radość, kiedy wróciłaś?
Jego usta dążą do mojej szyi. Chyba chcę tego samego, co on, bo odwracam się z powrotem na plecy.
Teraz kochamy się tak, jak jeszcze nigdy. Desperacko. Jakby w rozpaczy. Jakby po raz ostatni...
[T.I]: Nie wróciłam - szepcze zaraz potem.
[Zayn]:Co ty opowia...
[T.I]: Nie wróciłam - powtarzam. - Przecież pamiętasz. Operowali mnie, niestety, w prowincjonalnym polskim szpitalu. Niech żyje polska służba zdrowia. Zakażenie...
[Zayn]: Nie chcę tego słuchać!
[T.I]: Zakażenie operacyjne, czy jak to się nazywa... To się zdarza. Poszło na otrzewną. I na wszystko. I to był koniec.
[Zayn]: Koniec...
[T.I]: Mój koniec. Śmierć. Ja już nie istnieję. Jestem już tylko w twojej głowie. Już tylko ci się śnię.
I nagle on pojmuję, że to sen. I budzi się.
Budzi się u boku innej kobiety, która nie jest mną. Ale jest. I pozwala na chwilę zapomnieć, że nie ma już mnie. Na krótką chwilę. Tak krótką, jak orgazm. I dlatego z nią żyję. Po tym, jak nie udało mu się ze mną umrzeć.
W kącie pokoju, w którym śpią, stoję druga ja. Też naga, ale drewniana. Ta druga ja nie mam jeszcze gotowej twarzy. Zresztą dla jej autorki ta część mojego ciała liczy się chyba najmniej. Jeszcze nie ważę 75 kilo, jeszcze nadaję się na modelkę artystki. Gdy druga ja będę gotowa, pierwsza ja przestanie być potrzebna. Majtki na tyłek, stanik na cycki, koniec miłości.

Zamykam oczy. Jest lato, a ja siedzę z Tobą przy okrągłym stoliku w malutkiej kawiarence pod gołym niebem. Nie całkiem gołym, bo parasol rzuca na nas cień.
Uśmiechasz się, kończąc swoją porcję lodów.
[Zayn]: Wiesz... - mówi - ja też mam blizny. Popatrz.
Pokazuję swoje nadgarstki. Smutnieje.
[T.I]: Tak chciałeś mnie odnaleźć? - pytasz. - Przecież mnie już nie można odnaleźć, mnie już nie ma. Nigdzie. Nawet to gnijące ciało w ziemi nie jest już mną. Nie myśli, nie czuje... nie kocha cię.
[Zayn]: Wiem. Ale ja ciągle kocham Ciebie, której nie ma. I nie chciałem z tym żyć. Więc nie chciałem w ogóle żyć.
A Ty się nagle znów uśmiechasz.
[T.I]: Już czas, żebym się znów zakochała - mówisz, a potem wstajesz i odchodzisz. A odchodząc rozpływasz się w powietrzu jak mgła. Z tej mgły słyszy ostatnie moje słowa skierowane do niego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz